Uniwersytet Medyczny w Białymstoku. Ściąganie. Jak jest?.
  • Ostatnia zmiana 17.07.2014 przez Medyk Białostocki

    Ściąganie. Jak jest?

    Do redakcji dotarł list. O ściąganiu i sprzeciwie wobec tego procederu. W Polsce traktuje się to jak coś oczywistego. Tylko czy to jest godziwe?

    List od studentki naszej uczelni

    Pod koniec czerwca razem z prawie dwustoma osobami ukończę medycynę na Białostockim Uniwersytecie Medycznym. Od października każdy z nas rozpocznie pracę w szpitalu. Nadejdzie czas, kiedy to nie my będziemy zadawali pytania, ale to pacjenci będą oczekiwali odpowiedzi i właściwej postawy, zarówno merytorycznej, jak i ludzkiego podejścia do cierpiącego człowieka. Na razie jednak jedyne, co ciśnie mi się na usta, to oburzenie i złość na wszechobecne przyzwolenie na oszukiwanie.

    Od początku studiów, zarówno asystenci, jak i koledzy i koleżanki z roku akceptują, przymykają oko, a niektórzy wręcz przyklaskują ściąganiu, lenistwu i niedouczeniu. Wiele osób na moim roku nie posiada niezbędnej przyszłemu lekarzowi postawy ani podstawowej wiedzy i - co gorsza - mimo bliskiego końca studiów nie zamierzają tych braków nadrobić. Ściąganie na egzaminach jest codziennością tak powszechną, że osoby niedające ściągać lub próbujące zwrócić komukolwiek uwagę na ten stan rzeczy są odrzucane, piętnowane i wyśmiewane. Kłamstwo i kombinowanie budzą podziw i szacunek... Co gorsza, zauważyłam tę sytuację dopiero po powrocie z Erasmusa z jednego z zachodnich krajów, gdzie nikt w trakcie egzaminów nawet nie podniósł głowy znad kartek, kiedy egzaminator wyszedł odebrać telefon.

    Tyle się mówi o zaniedbaniach i błędach medycznych. Proponuję zacząć od tego, o dziwo niezauważalnego, problemu, od zarodka, od konsekwencji w kształceniu na uczelniach medycznych. Trzeba jednoznacznie tępić ściąganie, niedbalstwo i lenistwo. Promować uczciwe i rzetelne zachowania, a zobaczycie, że jakość usług medycznych znacząco wzrośnie. Bo niestety, czego Jaś się nie nauczy...

    Jak karać za ściąganie?

    W Polsce ściąganie nie jest przestępstwem i nie jest prawnie zabronione. Za to w Korei Południowej uczniowie przyłapani na ściąganiu karani są karami cielesnymi. Amerykanie nawet nie myślą oszukiwać podczas egzaminów - tak zostali wychowani. Wiedzą, że jest to zabronione i od razu mogą być skreśleni z listy studentów. W Belgii, gdy ktoś zostaje złapany z notatkami na biurku, czy też z wypisanymi na ręce ściągami, to po pierwsze jest wyrzucany z egzaminu, a o incydencie dowiaduje się profesor odpowiedzialny za ten konkretny przedmiot. Następnie student staje przed komisją egzaminacyjną. Kary są różne: np. niezaliczenie egzaminu albo obniżenie oceny. Bardziej dotkliwy jest jednak wpis do dokumentów - zamiast oceny jest widoczna dla każdego uwaga, że dana osoba złamała regulamin uczelni. Najsurowszą karą jest zawieszenie - czyli student nie może brać udziału w dalszych egzaminach i musi ponownie zaliczać semestr (egzaminy już zdane pozostają ważne). Recydywiści przyłapani na kilkakrotnym ściąganiu, muszą się liczyć z usunięciem z listy studentów, bez możliwości zapisania się na studia na danym uniwersytecie nawet przez kilka kolejnych lat.

    Zamiast ściągi…

    Ręczne pisanie ściąg odeszło już do lamusa. Teraz z pomocą przychodzą nowoczesne technologie. Wśród studentów najpopularniejsze są mikrosłuchawki z pętlą indukcyjną i mikrofonem, które pozwalają rozmawiać tak, aby nikt tego nie zauważył. Zasada działania mikrosłuchawek jest bardzo prosta. Do ucha wkłada się malutką, anatomiczną słuchawkę. Pętlę indukcyjną, która łączy się z telefonem komórkowym za pomocą Bluetootha, wiesza się na szyi. Centymetrowy mikrofon przewodowy wychodzący z pętli indukcyjnej umieszcza się np. w mankiecie koszuli albo pod klapą marynarki. I już można działać. Dzięki tak pomyślanej komunikacji osoba, która podpowiada, nie musi być blisko osoby zdającej - może pomagać np. z domu. Gadżet nie jest najtańszy - kosztuje kilkaset złotych.  Jeżeli jednak kogoś nie stać na zakup, można takie urządzenie wypożyczyć. W Białymstoku za ok. 60 zł.
    Inne nowoczesne drobiazgi przydatne w ściąganiu można kupić w sklepach internetowych. Jednym z nich jest długopis. Zasada działania: pod wyciętą fabrycznie tulejką umieszcza się kartkę o max długości 3 cm i szerokości 6 cm, przyklejając ją do korpusu dołączoną taśmą. Notatka bez trudu pomieści do 3/4 strony A4 - tak opisuje sposób działania długopisu sprzedawca. Cena takiego gadżetu to kilka złotych.

    Studenci w internecie kuszeni są także inną ofertą: specjalnym zegarkiem. Jak zachęca sprzedawca: „wygląda jak zwyczajny elektroniczny zegarek. Żaden wykładowca nie zorientuje się, że pod jego zwyczajnym wyglądem ukrywa się prawdziwa elektroniczna encyklopedia. W bardzo prosty sposób wprowadza się do niego pliki tekstowe. Nie potrzeba żadnych płyt instalacyjnych czy programów. Wpisujesz tekst w WORD-a lub w NOTATNIK na komputerze, zapisujesz pliki jako tekstowe i następnie kopiujesz do zegarka. Duża pojemność zegarka - 8Gb, pomoże przechować ci mnóstwo wiadomości, możesz zapisywać zdjęcia jpg, wykresy”.  Cena około 200 zł.

    Jak walczyć ze ściąganiem?

    Zbierając materiały do tego artykułu odnaleźliśmy ciekawą zależność. Większość naszych rozmówców mówiła wprost, że „anglojęzyczni” (studenci -red.) nie ściągają. Nawet kiedy wykładowca wyjdzie na chwilę z sali, do głowy im nie przychodzi, by na chwilę się odwrócić. Dziwne, co?

    Wśród najpopularniejszych metod walki ze ściąganiem, jest ta, by przyłapanemu stawiać od razu ocenę niedostateczną. Ale zaskoczyła nas metoda „karnego jeżyka”, czyli pierwszy złapany na ściąganiu zostaje wysłany na oddzielną ławkę. Wtedy cała grupa otrzymuje ostrzeżenie, że następny ściągający zajmie miejsce kolegi, a ten po prostu wyjdzie z sali z oceną niedostateczną. Okazuje się, że wtedy chętnych na ściąganie już brak.

    Katarzyna Malinowska-Olczyk

     

     

    Komórka zamiast ściągi

    Rozmowa o ściąganiu z prof. Adrianem Chabowskim, prorektorem ds. studenckich UMB

    Katarzyna Malinowska-Olczyk: Redakcja „Medyka Białostockiego” otrzymała maila od studentki zaniepokojonej nagminnym ściąganiem. Czy również do Pana docierają informacje o tym, że studenci oszukują?

    Prof. Adrian Chabowski, prorektor ds. studenckich UMB: - Tak, wiem, że jest taki problem. Mam nadzieję, że jednostkowy, a nie ogólny, i wiem, że nie dotyczy jedynie naszej uczelni. Najprawdopodobniej młodzi ludzie, którzy przychodzą studiować, wynieśli takie nawyki z wcześniejszych lat edukacji. Mogę też powiedzieć, że minęła już era ściąg pisanych na kartkach czy długopisów ze ściągami. Istnieją też próby porozumiewania się pomiędzy zdającymi egzaminy. Niemniej jednak, teraz studenci do ściągania próbują wykorzystać bardziej nowoczesne metody. Ostatnio zostałem poinformowany o ściąganiu z wykorzystaniem telefonu komórkowego. Student(ka) miał(a) coś w rodzaju mikrosłuchawki w uchu. Druga osoba, poza salą egzaminacyjną, wyszukiwała w podręcznikach odpowiedzi i dyktowała je przez słuchawkę. Problem w tym, że to urządzenie jest całkowicie niewidoczne, mniejsze od aparatu słuchowego. Jeśli ktoś jeszcze na dodatek ma dłuższe włosy, to właściwie nie ma żadnej możliwości wykrycia takiej metody. Poszukujemy rozwiązań tego problemu, teraz jesteśmy na etapie wyjaśniania, czy jako uczelnia, możemy zgodnie z prawem zakupić i zamontować urządzenia zagłuszające sygnał telefonii komórkowej, podobne do tych, jakich używa policja. Co ciekawe, raczej nie ma z tym problemu na Wydziale Nauk o Zdrowiu, bo w budynku przy ulicy Szpitalnej 37,  jest dość słaba dostępność sieci komórkowych i sygnał jest zaburzony.

    Na jakie konsekwencje może liczyć osoba przyłapana na takim procederze?

    - Taka osoba jest wypraszana z egzaminu i ma ocenę niedostateczną. Obowiązkiem jest także zgłoszenie takiego zdarzenia kierownikowi kliniki/zakładu.

    Ale przecież to cały przemyślany proceder: trzeba kupić urządzenie, znaleźć drugą osobę do pomocy. Czy dwója w indeksie to nie za mała kara?

    - Zastanawiamy się, czy ktoś przyłapany na tak ewidentnym łamaniu prawa nie powinien być ukarany nie tylko oceną niedostateczną, ale również zostać skierowany do odpowiedniej komisji np. dyscyplinarnej ds. studentów. To byłby element, który piętnowałby takie osoby i takie zachowania. Nagana byłaby sygnałem, że takie zachowanie jest niegodne przyszłego farmaceuty czy lekarza.

    Czy są statystki, które mówią jak duży jest to problem?

    - Nie ma takich statystyk, tak jak powiedziałem, są to pojedyncze incydenty.

    A czy studenci zza granicy, którzy u nas studiują, również ściągają?

    - Nie docierają do mnie takie sygnały, na pewno zdarzają się wyjątki, ale ogólnie można przyjąć, że obcokrajowcy nie ściągają. Tam kultura kształcenia jest inna. Już od podstawówki dzieci są uczone „no cheating”, a kary za oszukiwanie są drastyczne. Uczniowie już od pierwszych lat edukacji mają wpajane, że ściąganie jest nielegalne, tak jak posiadanie np. narkotyków. I od nich - studentów zza granicy -  powinniśmy czerpać te dobre wzorce, ale także uczyć się akademickości. W krajach kultury zachodniej nie ma problemów, żeby zachęcić studenta do oceny wykładowcy, asystenta czy wykładu/ćwiczeń. Studenci wiedzą, że to jest pewien nawyk, który służy innym. My musimy się tego nauczyć. Choć mam wrażenie, że jest lepiej, że mentalność powoli się zmienia. Mamy obecnie dobrą tzw. „wypełnialność” ankiet studenckich.

     

    Rozmawiała Katarzyna Malinowska-Olczyk

  • 70 LAT UMB            Logotyp Młody Medyk.