Antropologia szeptuch skupiona jest wokół zwalczanych przez nie problemów zdrowotnych. Chcąc rozpatrywać je naukowo, jako antropolog, posługuję się koncepcją choroby ludowej (ang. folk illness). To taki kompleks symptomów, który choć nie jest zdefiniowany przez medycynę w postaci jakiejkolwiek jednostki chorobowej (por. ang. medically unexplained symptoms, MUS), istnieje w przekonaniach oraz praktyce danej społeczności lokalnej. W środowisku szeptuch rozpoznałam pięć głównych chorób ludowych, z czego największa liczba uzdrowicieli specjalizuje się w leczeniu cierpiących z powodu róży oraz wiatru.
Wiatr od niepamiętnych czasów przyprawiał człowieka o dreszcze, a przyczyn tego było wiele. Przede wszystkim budził instynktowny niepokój, jako złowrogi zwiastun nadciągającego nowego – czegoś nieznanego, a więc potencjalnie niebezpiecznego. W sposób szczególny obawiano się niesionej z wiatrem choroby, zarazy, tak zwanego morowego powietrza. Ponieważ jednoczenie istniała głęboka wiara w moc raz wypowiedzianych słów, z czasem ukuto znane nam do dziś powiedzenie nie rzucaj słów na wiatr. Oznacza to tyle, że obawiano się też niesionej z wiatrem klątwy. Wreszcie wiatr zyskał diabelskie oblicze w formie trąby powietrznej. Nie sposób pominąć tu jeszcze prozaicznego chłodu, jaki po krótkiej chwili przenika ciało nieszczęśnika wystawionego na zimny wiatr. Trzeba dodać, że zgodnie z ludową racjonalnością wszystkie wspomniane elementy mogły być mechanizmem powstawania choroby.
Do dziś w świadomości Podlasian zachowała się głównie ta ostatnia własność wiatru. Cechuje nas jednak niespotykana u mieszkańców innych części kraju obawa przed wiatrem i szczególna wrażliwość na przeciąg w pomieszczeniach i pędzących pojazdach. Dlaczego przewiani nieraz szukamy pomocy właśnie u szeptuch? W przeciwieństwie do lekarzy ci uzdrowiciele ludowi mogą zabezpieczyć chorego przed działaniem złych mocy tradycyjnie łączonych z wiatrem. O tym jak to robią opowiem już innym razem.
Szeptuchy, zależnie od używanej gwary, stosują wiele synonimicznych nazw tej wiatrowej choroby. Najczęściej spotykałam takie określenia, jak cug,cugowe i przewianie oraz skwoźniák, spryszczenie, swędziaczka, wiater, wiatry, wiecier i wiétrynka. W pojęciu szeptuch symptomy przewiania obejmują bóle o różnym umiejscowieniu i nasileniu, a z czasem też dotykający zwykle szyi i kończyn charakterystyczny ich zdaniem paraliż, przypominający porażenie nerwu. Opowiadano mi nieraz o objawach tak silnych, że w krótkim czasie prowadziły do śmierci zaniedbanego chorego. Szeptuchy przestrzegają przed takim zadawnieniem choroby. Niezwłoczna wizyta u mieszkającego w pobliżu uzdrowiciela ma więc ogromne znaczenie – zwłaszcza, że właściwe rozpoznanie przewiania nie jest łatwe. Powód to mnogość odniesień łączących wiatr z innymi chorobami. Wyraża się to we wspomnianej wielowymiarowej etiologii, w mnogości nazw odwołujących się do rozmaitych objawów oraz do ich nieswoistości. Szeptuchy rozpoznają chorobę dzięki doświadczeniu pokoleń uzdrowicieli. Jeśli symptomy są niejednoznaczne, zastosują leczenie o charakterze ogólnym. Przynosi choremu ulgę niezależnie od problemu, z jakim się zgłosił.
Właśnie wiatr szeptuchy uważają za jedną z przyczyn chorób skóry, w tym szczególnej odmiany róży. Róża znana jest tu również pod takimi nazwami, jakróżyczka, ohník, roza i wysypka. Nie należy mylić jej z różą, łac. Erysipelas, ani różyczką, łac. Rubella. Kojarzona jest z pojawiającą się w różnych miejscach na ciele wysypką, zaczerwienieniem lub zaognieniem skóry, ewentualnie opuchlizną. Rzadziej łączona jest z niegojącymi się ranami o różnym charakterze. Jej pozornie jasne przyczyny, czyli wiatr, woda i przeziębienie, to czynniki mechanizmu chorobotwórczego niezwykle trudnego do wyjaśnienia zdaniem współczesnych szeptuch.
Choć uzdrowiciele są przekonani, co do istnienia odmian róży, w praktyce często pomijają ich rozpoznanie – i kłopotliwe, i zbędne już w chwili leczenia. Choremu łatwiej to odgadnąć, o ile pamięta okoliczności kontaktu z niepokojącym czynnikiem. Cóż jednak z tego, skoro sam wiatr (a podobnie i woda) może kryć w sobie tak wiele różnorodnych niebezpieczeństw. Stąd podział odmian róży (przykładowy, nie jedyny) na tę od wiatru, od wody, suchą, gnoją i nasłaną nie upraszcza rozpoznania choroby, lecz jest świadectwem zawiłości problemu.
Jeszcze przed wojną róża była powszechna w całej Polsce. Nawet dziś spotyka się ją w innych częściach kraju. Zależnie od regionu szczególny charakter i inny zestaw odmian znacznie różnicuje rozumienie problemu. Jestem przekonana, że w poglądach dotyczących tego syndromu chorobowego wyraża się coś w rodzaju lokalnej dermatologii ludowej. To z kolei jest ważnym czynnikiem kształtującym świadomość naszego ciała, z którą udajemy się na wizytę do lekarza dermatologa.
Kolejnym tekstem otworzę obszerną, wielowątkową dyskusję na temat kołtuna, raka i stresu oraz dawnych i współczesnych powiązań między nimi. Chodzi o ów kołtun, znany z czasem pod nazwą łac. Plica polonica, który od wieków był w środowisku medyków osią sporów na temat higieny i zdrowia.
Małgorzata Anna Charyton
Mgr etnologii, doktorantka, Instytut Etnologii i Antropologii Kulturowej UAM