Rektor UMB prof. Jacek Nikliński podpisał porozumienie o współpracy ze Szpitalem Pulmonologicznym w Szanghaju (Chiny). Najwięcej na nim skorzystają studenci i młodzi naukowcy z obu uczelni, którzy mogą liczyć na współpracę naukową
Szanghaj to jedna z największych aglomeracji miejskich świata, którą zamieszkuje liczba ludności równa 2/3 populacji Polski. Największy port morski, faktyczna stolica finansowa i gospodarcza Chin, miasto fantastycznych drapaczy chmur, pięknych, zabytkowych dzielnic, ale też miejsce prężnie rozwijającej się nauki i medycyny.
Związki chińsko-niemieckie-polskie
Tongji University jest jednym z wiodących uniwersytetów w Chinach. Powstał w 1907 r., a został założony przez niemieckiego lekarza Ericha Pauluna. Dziś to dziesięć wydziałów; prócz medycyny można tam studiować m.in. prawo, ekonomię, sztukę czy nauki techniczne. W sumie tytuły naukowe można otrzymać z 55 różnych dziedzin (doktoraty z 31). Studiuje tu ok. 30 tys. studentów, ponad 4 tys. doktorantów i 2,2 tys. obcokrajowców. Pracuje prawie 2,8 tys. nauczycieli akademickich (na UMB ok. 750), z czego 850 to profesorowie (na UMB ok. 120). Sama umowa pomiędzy uczelniami sformułowana jest w sposób, który pozwala na bardzo szeroką współpracę. Poczynając od wspólnych badań naukowych, wymiany informacji i doświadczeń, ale także dzielenia się materiałami dydaktycznymi, po wymiany studenckie i pracowników naukowych, czy uczestnictwo w konferencjach organizowanych przez partnerów. |
To właśnie olbrzymi potencjał kliniczny i naukowy tamtejszego uniwersytetu, a szczególnie tamtejszego ośrodka pulmonologicznego sprawił, że Uniwersytet Medyczny w Białymstoku reprezentowany przez rektora prof. Jacka Niklińskiego, prorektora do spraw nauki, prof. Adama Krętowskiego oraz autora tych słów, kierownika Środowiskowych Studiów Doktoranckich w Języku Angielskim, postanowił pogłębić i sformalizować już istniejącą współpracę naukową, kliniczną i edukacyjną.
Bezpośrednim powodem spotkania był też nasz aktywny udział w posiedzeniach 7. spotkania Chinese-German Lung Cancer Forum organizowanego z sukcesem od lat przez profesora wizytującego naszej uczelni, prof. Christiana Manegolda z Uniwersytetu w Heidelbergu. Prezentujemy tam szeroko możliwości naukowe naszej uczelni, uczestniczymy aktywnie w sesji dotyczącej poprawy efektów immunoterapii w leczeniu raka płuca. Dyskutujemy, omawiamy możliwości współpracy przy konkretnych projektach, umawiamy się na kolejne spotkanie już w Białymstoku, gdzie w czerwcu roku 2016 odbędzie się kolejna, organizowana tym razem przez nasz Uniwersytet Medyczny międzynarodowa konferencja poświęcona rakowi płuca.
Umowa w błysku fleszy
Ku naszemu miłemu zaskoczeniu, uroczystość podpisania umowy pomiędzy Uniwersytetem Medycznym w Białymstoku a Szpitalem Pulmonologicznym w Szanghaju miał naprawdę bardzo podniosły charakter. Trzeba przyznać, że gospodarze spotkania zadbali o niezwykle efektowną otoczkę. Na stole prezydialnym pojawiły się flagi obu państw, na sali pojawili się liczni fotoreporterzy. Można by zgryźliwie rzec - kolejna uczelniana ceremonia, ale z krótkich, konkretnych przemówień dało się wyraźnie odczuć, że tym razem chodzi nie tylko o ładne zdjęcia, ale o rzeczywistą współpracę, do której aktywnie garną się obie strony porozumienia.
Mamy pogłębiać już istniejącą wymianę doświadczeń i osób pomiędzy naszymi ośrodkami klinicznymi, a poza tym jeszcze bardziej otworzyć się na naukowców i studentów z Chin. I co ważne, doświadczenie onkologiczne tamtejszych lekarzy i naukowców może być bezcenną pomocą dla naszego uniwersytetu, który rozwój badań w dziedzinie onkologii wielką czcionką wypisał na swoich sztandarach. Warto pamiętać, że Uniwersytet podpisał umowę z ośrodkiem, w którym rocznie odbywa się 8000 (słownie: osiem tysięcy!) operacji raka płuc. Każdego dnia na blok operacyjny wjeżdża tam kilkudziesięciu pacjentów z rakiem płuca. Uzyskanie tych nieprawdopodobnych wręcz statystyk możliwe jest nie tylko dzięki ciężkiej pracy i doświadczeniu tamtejszego personelu, ale i naprawdę bardzo szerokiemu zastosowaniu nowoczesnych, mało inwazyjnych, technik wideotorakoskopowych umożliwiających znacznie szybszą rekonwalescencję pacjenta.
Palenie i smog po chińsku
A pracy tamtejszym torakochirurgom i pulmonologom niestety nie brakuje. Chiny są nie tylko największym producentem wyrobów tytoniowych, ale i największym rynkiem zbytu papierosów na świecie. No cóż, powie ktoś, w kraju, w którym żyje ponad miliard trzysta milionów ludzi, takie dane nie powinny nikogo dziwić. To prawda, ale z drugiej strony, bardzo niepokojące są proporcje tego zjawiska. Pali 350 milionów Chińczyków i co ciekawe… aż 60 proc. chińskich lekarzy. Pytani o powody, odpowiadają raczej standardowo - stres, nawał pracy, pacjenci. I to akurat mocno łączy nas z Chinami, bo usprawiedliwienia naszych palaczy są często identyczne. To, co jednak nas mocno różni, to skala zanieczyszczenia powietrza - kolejnego ważnego czynnika napędzającego epidemię raka płuc w Chinach. Podczas pobytu w Szanghaju trudno w zasadzie odróżnić, czy jesteśmy otoczeni jesienną mgłą czy już smogiem. Jak twierdzą jednak tamtejsi mieszkańcy, Szanghaj, w porównaniu z Pekinem, pod tym względem prezentuje się jeszcze całkiem przyzwoicie. Choć i tu na ulicach często można spotkać osoby z maseczkami ochronnymi na twarzach.
Chiński rozmach i gościnność
W Chinach wszystko musi większe, musi przytłoczyć liczbą, rozmachem. Wśród gospodarzy - nie tylko licznie zgromadzeni znamienici przedstawiciele tamtejszego świata nauki i medycyny, ale również… sekretarz partii. Na sali plenarnej, ku zaskoczeniu europejskich uczestników spotkania, przyzwyczajonych do bardziej kameralnych posiedzeń, codziennie zasiada około 500 widzów. Kiedy chcę przed swoim wykładem przekazać slajdy do prezentacji, w tak zwanym „speakers room” spotykam się nie z jedną osobą, ale z grupą kilkunastu zaangażowanych w to zadanie osób. Kolejnych kilkadziesiąt osób pracuje w biurze organizacyjnym konferencji. Po zakończeniu wykładów jesteśmy natychmiast nagabywani przez kilkunastoosobowe ekipy lokalnych medycznych (sic!) stacji telewizyjnych. Inna sprawa, że określenie „lokalny” w odniesieniu do Szanghaju oznacza dostęp do kilkudziesięciu milionów osób... Każdy z europejskich uczestników spotkania otrzymuje swojego „anioła stróża” z tamtejszego uniwersytetu. Towarzyszący nam Chińczycy ujmują nas swoją gościnnością i grzecznością. Są bardzo inteligentni, pozornie może nie prezentujący zachodniej przebojowości, ale niesłychanie świadomi swojej wartości, siły własnego kraju i jego wpływu na resztę świata. Pomimo wiary w potęgę Chin, mają też jednak sporo dystansu do samych siebie. Kiedy, po obejrzeniu paru migawek w chińskiej telewizji, z przekory pytam ich o poziom chińskiej piłki nożnej, gospodarze opowiadają mi anegdotę o trzech kibicach: z Japonii, Korei i Chin modlących się do Boga o to, by ich reprezentacje zdobyły w końcu kiedyś mistrzostwo świata. Pan Bóg odpowiedział kibicowi Japonii, że będzie to możliwe, ale biorąc pod uwagę poziom umiejętności tamtejszych piłkarzy, dopiero za 50 lat. „Och, nie” zapłakał Japończyk, „przecież ja tego nie dożyję”. Koreańczykom Pan Bóg dał aż 100 lat na zdobycie mistrzostwa świata. „Och, nie” zapłakał tym razem kibic z Korei „ja nie dożyję do tego czasu”. W końcu o szanse na mistrzostwo świata w piłce nożnej zapytał kibic z Chin. Tym razem zapłakał sam Pan Bóg. „Co się stało?” zapytał Chińczyk. „Waszego mistrzostwa to już i ja nie doczekam” - odpowiedział Pan Bóg.
Pamiętamy cały czas, że jesteśmy w Chińskiej Republice Ludowej. Jesteśmy świadomi, że nie wszystkie nasze pytania muszą być wygodne dla naszych nowo poznanych chińskich przyjaciół. Niektóre tematy czasem bezpiecznie „rozpływają się” w powietrzu. Łapiemy się na przykład tym, że nie możemy rozmawiać z Chińczykami o tym, że nie można czegoś „wygooglować”, bo w kraju tym nie ma możliwości dostępu do tej witryny. Wszystko to jest jednak rekompensowane przez wielką, naprawdę niezapomnianą serdeczność, z jaką się tam na każdym kroku spotykamy.
Lotnicze perturbacje i atak terrorystów
Teoretycznie, miał to być standardowy wyjazd służbowy, ale już od początku zaczęły pojawiać się coraz to nowe przeszkody logistyczne. Niemcy, którzy po spektakularnej porażce budowy berlińskiego lotniska, przestali się chyba przejmować utraconą legendą o swojej doskonałości organizacyjnej, tym razem zaskoczyli kolejnym strajkiem Lufthansy i odwołaniem lotów do Chin i wielu innych miejsc świata. Powstało olbrzymie zamieszanie organizacyjne, ale dzięki najwyższej próby profesjonalizmowi kadry uczelni udało się znaleźć korzystną ofertę połączenia z Szanghajem z międzylądowaniem w Paryżu.
W tamtym momencie wydawało się nam, że złapaliśmy Pana Boga za nogi, ale kilka dni potem, w nocy z 13 na 14 listopada sytuacja uległa dramatycznej zmianie. Z Szanghaju z niepokojem i smutkiem obserwowaliśmy medialne doniesienia o atakach terrorystycznych w Paryżu. Brytyjska stacja BBC przekazywała informacje o zamknięciu lotniska w Paryżu, która na szczęście nie została potem potwierdzona, ale zmusiła nas do gwałtownego opracowania szeregu „planów rezerwowych” powrotu do Polski i wywołała wiele kłopotów organizacyjnych. Inna sprawa, że w drodze powrotnej lotnisko Charlesa de Gaulle’a witało nas dawno niespotykanymi szczegółowymi kontrolami, a autor tych słów, charakteryzujący się (we własnym mniemaniu) niewzbudzającą stereotypowych lęków terrorystycznych urodą, został poddany szczegółowej osobistej kontroli. Na lotnisku paryskim dochodziły do nas strzępki rozmów i relacji osób, które w ten czy inny sposób zostały dotknięte skutkami zamachów. Emocje są wciąż bardzo świeże. Nie dziwi fakt, że już po wylądowaniu w Warszawie, wnętrza portu lotniczego im. Chopina witaliśmy jednak z nutą pewnej ulgi. Cóż, takie nadeszły czasy, taki mamy teraz klimat.
Dr hab. Marcin Moniuszko
kierownik Zakładu Medycyny Regeneracyjnej i Immunoregulacji UMB, pracownik Kliniki Alergologii i Chorób Wewnętrznych USK