Może jestem jakiś dziwny, ale kiedy Anglicy wcale nie półgębkiem mówią, że głosowali za Brexitem, bo mają dość najazdu obcych ze wschodu Europy (a tak już całkiem między nami - Polaków), to ja im jednak trochę wierzę.
|
Nie wiedzieć, czemu w naszych mediach ten wątek jest całkowicie pomijany. Królują zaś teorie o karaniu przez angielskich wyborców Komisji Europejskiej za wtrącanie się w sprawy Polski, tudzież lekko już zwietrzałe pomysły o winie Tuska. Przeciętny Anglik bowiem, kiedy w piątkowy wieczór zaczyna się doprowadzać do stanu ekstremalnego szczęścia, roztrząsa w pubie z kolegami kompetencje organów Unii, a pomiędzy jednym, a drugim rzutem lotką wykłóca się o istotę ostatniego wystąpienia złowrogiego Donalda. Aha, no i jeszcze zdąży pochwalić ciężko pracujących Polaków, którzy przyczyniają się do wzrostu PKB jego kraju, a co drugi z nich po roku awansuje na maklera w City. Jak oni to robią, skubani, przecież ich system edukacyjny jest do niczego i trzeba go teraz roz… Zreformować trzeba. Ostatnią zaś myślą przed czułym spotkaniem z glebą jest podziw dla urody Polek.
Tak to wygląda w polskich mediach. Tak to wygląda w opiniach wzmożonych patriotycznie rodaków wymienianych w tzw. mediach społecznościowych. No tak, ale jest jeszcze rzeczywistość.
A tutaj mamy Polaków jako największą mniejszość narodową w Wielkiej Brytanii, grubo ponad 800 tysięcy osób, dokonujących w samym tylko 2015 roku ponad 10 tys. przestępstw. Dodajmy, że przestępczość wśród imigrantów w Wielkiej Brytanii (nie tylko Polaków oczywiście; nie przypisujmy sobie nieswoich zasług) wzrosła w ciągu ostatnich pięciu lat o prawie 40 proc. I niewielkie znaczenie ma tu fakt, że statystycznie na jednego imigranta z Polski przypada mniej przestępstw, niż na takiego na przykład Wietnamczyka. Ta sama statystyka wskazuje bowiem, że przeciętny mieszkaniec Wysp ma dużo większą szansę doświadczyć spotkania z przestępcą właśnie znad Wisły, niż z delty Mekongu. Anglicy to naród od wieków stykający się z innymi kulturami, twórcy imperium, nad którym nie zachodziło słońce i ogólnie ludzie tolerancyjni i raczej nie reagują histerią na widok chudziny o ciemnym kolorze skóry, jak to się zdarza niektórym ochroniarzom w Polsce, ale jednak mają swój próg odporności. Najwidoczniej został on przekroczony.
Europa w trakcie negocjacji z nieszczęsnym Cameronem godziła się na wiele, ale na to, na czym mu najbardziej zależało, zgodzić się nie mogła - swoboda przepływu osób to nadal jeden z filarów Unii. Cała reszta przejdzie do historii. Skrajnie debilne argumenty populistów, którzy wcale nie chcieli wychodzić z Unii, ludzie, którzy głosowali nie wiedząc, o co chodzi w głosowaniu, wymiana elit politycznych, wyrzucenie na śmietnik całego dorobku integracji Wysp z Europą, łącznie z legendarnym „Oddajcie moje pieniądze!” Margaret Thatcher. Rozstanie Europy z krajem, który zapewniał jej połowę, jeśli nie więcej tzw. soft power w postaci muzyki, popkultury i języka, znanego na całym świecie. To ostatnie to niezamierzony wątek satyryczny, bo angielski za chwilę przestanie być językiem urzędowym UE. Tusk sobie jeszcze poradzi (wiadomo, niemiecki;)), ale już cała reszta naszych mołojców hasających po unijnych salonach… Może być ciekawie.
I jak byśmy do tego tematu podchodzili, to minimalna różnica pomiędzy głosującymi „za” i „przeciw” każe się zastanowić, czy jednak nie staliśmy się mimowolnie spirytus movens częściowego rozpadu Unii Europejskiej. Oczywiście, nie był to czynnik jedyny, może nawet nie najważniejszy, ale w ostatecznym rachunku być może przesądzający. I nie chodzi o to, żeby to roztrząsać w kategoriach winy, kary czy odpowiedzialności. Ale całkowity brak namysłu nad tym, co się stało, chowanie głowy w piasek i udawanie, że nas to nie dotyczy, wreszcie przemilczanie niewygodnych faktów uprawiane z lubością przez nasze, bezwstydnie podlizujące się tzw. masowemu odbiorcy media to jednak wyraz strasznego zdziecinnienia. Wiem, powtarzam się.
Adam Hermanowicz