„Panie poruczniku, co teraz będzie?” - pytał w „Psach” jeden z esbeków, na co grany przez Bogusława Lindę Franz Maurer, pociągając wódę z gwinta, odpowiedział: „Nic. Będzie tak samo. Albo lepiej”.
|
Po wyborach prezydenckich, przed referendum i wyborami parlamentarnymi wszyscy możemy powtórzyć to zdanie. Gorzej już było. Skumulowany wzrost w czasach Wielkiego Kryzysu - ponad 25 proc. Bezrobocie ciągle spadające, autostrady, drogi ekspresowe, Euro 2012… To już było, a teraz będzie już tylko lepiej. Kwota wolna od podatku wzrośnie, za to zyski banków zmaleją, stocznie zostaną odbudowane, na każde dziecko dostaniemy po 500 zł, śmieciówek za rok nie będzie, święty wrak wróci do kraju, a Rosja odda Krym Ukrainie. I tak dalej, nie ma co się znęcać.
Kilka spraw jednak warto przy okazji wyborów prezydenckich podkreślić. Na początek - wybaczcie, to taki patriotyzm lokalny - olbrzymi wkład w klęskę Prezydenta Komorowskiego naszego, białostockiego szefa jego sztabu. Kampania odchodzącego Prezydenta przejdzie bez dwóch zdań do annałów politologii, a specjaliści od PR będą rozkładać ją na seminariach na czynniki pierwsze próbując dociec, czy istniał jakikolwiek jej element, który nie został przykładnie schrzaniony. Jeśli ktoś taki element znajdzie, ma murowany doktorat. Środowiska LGBT popierające kandydata, który deklaruje, że w sprawach światopoglądowych ma taki sam pogląd, jak Episkopat. Przyznaję, że to mnie ubawiło. Kukiz miotający się w czasie wieczoru wyborczego po scenie i dziwnie wyciszony chwilę później, i strach dziennikarzy przed zadaniem zasadniczego pytania: ale o co chodzi? No i przede wszystkim: młodzi, którzy chcą ZMIANY. Bo byli na Zachodzie na zmywaku albo Erasmusie i widzieli, że w „normalnych” krajach żyje się łatwiej. U nas śmieciówki i płaca, za którą nie można się utrzymać, a tam kariera i prawdziwe pieniądze. Nie mówcie im, co mają myśleć, bo oni w internecie wyczytali, że kraj jest w ruinie. Nie po to studiowali, żeby teraz zaczynać od zera i za dziesięć lat do czegoś dojść. Chcą teraz, zaraz, jak w normalnym kraju. Studia, praca za 8 tys. na rękę, najlepiej stanowisko kierownicze, niskooprocentowany kredyt i apartament. Tak jest w normalnych krajach, w memach wyczytali. Tak to jest, kiedy nie ma w programie szkolnym ani godziny ekonomii, ani dziesięciu minut prawa.
Jakby podmieniono im lektury i zamiast „Krzyżaków” kazano opanować np. „Bogactwo i nędzę narodów” Landesa, to może by zrozumieli przyczyny, dla których Anglicy, żyjący w postimperialnym kraju kumulującym od stuleci bogactwo, mają ciut łatwiej niż mieszkańcy ziem, które przez ostatnie 300 lat co pokolenie trzeba było odbudowywać od zera. Z pokoleniem, które tej prostej zależności nie rozumie i jest z tego niezrozumienia dumne, będą mieli problem wszyscy politycy, od lewa do prawa. Roszczeń formułowanych w taki sposób, nie da się zaspokoić. A w społeczeństwie, w którym połowa uprawnionych nie głosuje, a duża część zagłosuje zawsze tak samo, to właśnie owi młodzi zaczynają być języczkiem u wagi na wyborach. Mamy problem.
Adam Hermanowicz