Coś musiało pójść nie tak. Jeszcze nie wiem, o co chodzi, ale fruwanie nad głowami lekarzy i obserwowanie krzątaniny wokół własnego ciała spod sufitu to nie jest dobry znak.
Magnez był jakiś trefny, bo jedząc śniadanie obejrzałem telewizję i dowiedziałem się, że ważna jest bioretencja, a ten mój bez bioretencji. Dobry kupiłem już w drodze do pracy, popiłem napojem energetycznym |
Dziwne uczucie, ale przynajmniej umysł mam w końcu jak brzytwa. Spróbujmy odtworzyć ostatnią dobę, może coś się rozjaśni.
Wstałem jak zwykle, o szóstej. Spałem dobrze, bo wziąłem dwie tabletki na uspokojenie i tabletkę na sen. Przez ten stres inaczej już nie zasnę. OK., ale się obudziłem, zjadłem śniadanie. Zdrowo: pieczywo razowe, kiełki, preparat witaminowy dla mężczyzn przed 40. czynnych zawodowo i suplement na oczy, bo jednak pracuję przy komputerze, no i dawkę magnezu z dodatkami przeciwskurczowymi, bo w zeszłym miesiącu mnie skurcz złapał. Magnez był jakiś trefny, bo jedząc śniadanie obejrzałem telewizję i dowiedziałem się, że ważna jest bioretencja, a ten mój bez bioretencji. Dobry kupiłem już w drodze do pracy, popiłem napojem energetycznym i chyba wtedy pierwszy raz coś poczułem. Mimo, że nie włączyłem radia w aucie, nagle usłyszałem coś jak „Geronimo’s cadillac”, co gorsza, przez chwilę chyba zobaczyłem też twarz Dietera Bohlena na tle jakichś neonów. Minęło po paru sekundach, połknąłem suplement na stany lękowe, ruszyłem dalej i zapomniałem o sprawie, ale to chyba był początek końca. W pracy szef drze japę tak, że chcąc dojść do słowa sam musiałem się rozedrzeć. Chrypka gotowa, ale i na to mam suplement. Do obiadu tylko tabletki na utrzymanie figury dla aktywnego faceta i coś na cholesterol. Mam go wprawdzie w normie, ale lepiej dmuchać na zimne. A propos, wziąłem też coś na stymulację sił witalnych, ten lek, co to pozwala mężczyźnie rozpalić ogień w każdej sytuacji, bo dzisiaj mam wcześniej wrócić z pracy i może uda się wygospodarować trochę czasu na małe sam na sam z żoną. Czyli dzień jak co dzień, przynajmniej do tej pory.
Trochę ostatnio pokasływałem, więc jeszcze przed wyjściem z pracy łyknąłem syrop na kaszel, który podwędziłem latorośli, no i podwójną dawkę środka przeciwbólowego ze zwiększoną dawką paracetamolu, bo brzuch mnie już zaczynał boleć, a chciałem jeszcze pobiegać.
Lubię biegać dla przyjemności, a nie wtedy, kiedy muszę, więc wziąłem też lek na biegunkę. Biegało się fajnie, zwidów nie było, no może trochę bardziej niż zwykle bolały mnie stawy. Posmarowałem specjalnym żelem, bo tabletki jakoś nie działają. Wiem, bo łykam raz na dzień. Wróciłem z joggingu, żona już była w domu, dzieciaki jeszcze na dodatkowych zajęciach. Skoro i tak muszę po nie pojechać, to może wykorzystam wolną godzinę i poćwiczę na siłowni, w końcu dbam o siebie. Przed siłką jak zwykle: preparat z L-karnityną i witaminki od Łysego (sprawdzone, przywozi z Kaliningradu, to specjalna mieszanka opracowana dla tamtejszego specnazu), a po treningu koktajl białkowy z mlekiem sojowym, czysta ekologia.
No dobrze, przyznaję, że po przyjeździe do domu na dzień dobry był paw, ale to przez wysiłek na ławeczce. Zresztą wziąłem preparat na niestrawność i od razu wróciłem do formy. Zjedliśmy z żoną i dzieciakami kolację. Było normalnie, tylko córka płakała, że tatuś jakoś dziwnie wygląda i ogania się od much, a przecież u nas nie ma much. To jeszcze pamiętam. Dziwnie się czułem, więc o zabawach w łóżku mowy nie było, zresztą i żona jakoś dziwnie na mnie patrzyła. Wziąłem tabletki na uspokojenie, na sen, aha, no i te na RLS, czyli zespół niespokojnych nóg.
W nocy zaczęło się dziać coś dziwnego. Pamiętam, że pomimo przyjęcia tabletek na RLS kopałem nogami łóżko jak znarowiony ogier, a żona, zamiast zaaplikować mi większą dawkę tabletek, wezwała pogotowie. Czyli pamiętam wszystko. Tylko co się stało?
Nic z tego nie rozumiem, a teraz ani nie zajrzę do internetu, ani z telewizji się nie dowiem, jaka to nowa choroba mnie uśmierciła. A tak o siebie dbałem…
Adam Hermanowicz