W Domu Studenta nr 1 Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku mieści się piwnica. Była tam niegdyś lada, a za ladą Pani lub Pan (jednej wersji nie ustalono do dziś), która (tudzież który) na hasło „herbata z cukrem” wydawała spod kontuaru butelkę z przeźroczystym trunkiem. Oczywiście tylko wtajemniczonym.
Dziś trudno powiedzieć, ile prawdy jest w tej historii, bowiem początki istnienia Piwniczki, w której kryje się Klub „CoNieCo” giną w mrokach przeszłości. W przeciwieństwie do przyszłości. Ta wydaje się być jasną i przejrzystą…
PREKAMBR. Pierwsze ślady życia
Wszystko zaczęło się w roku 1958, osiem lat po założeniu białostockiej Akademii Medycznej. W ciągu pierwszych lat swojej działalności, „CoNieCo” – podobnie jak inne kluby studenckie w Polsce – pełniło rolę miejsca spotkań środowiska akademickiego i koloryzowało szare barwy dnia codziennego, które cechowały PRL-owską rzeczywistość. Na czym polegała działalność Klubu we wczesnych latach 60.? Ciężko precyzyjnie stwierdzić. Najstarsza zachowana w Piwniczce kronika zawiera raptem parę pamiątkowych wpisów z 1967 roku i niespodziewanie przeskakuje o 5 lat do przodu. Pozostają więc jedynie przypuszczenia, że pra-Klubowicze, podobnie jak ich następcy w latach 70., brali czynny udział w tych bardziej studenckich aspektach życia uczelni, a więc organizowali otrzęsiny dla tzw. „pierwszaków”, przygotowywali imprezy taneczne, występy artystyczne i wszelkie innego rodzaju spotkania. Jednak prawdziwy przełom, swoista „kambryjska eksplozja” nastąpiła w latach 70. I to właśnie w tym momencie, wiatr zaczyna rozwiewać mroki przeszłości…
KAMBR. Lecz dinozaury, nie trylobity
W czasach PRL-u student nie posiadał zbyt wielu praw, natomiast obowiązki miał niezliczone. Jednym z takich obowiązków było uczestnictwo w pochodzie z okazji 1 maja, czyli Międzynarodowego Dnia Solidarności Ludzi Pracy, popularnie zwanego po prostu Świętem Pracy. Przymus brania udziału w pierwszomajowym pochodzie, pośród machającego do znienawidzonej władzy tłumu, flag, kwiatów i transparentów wychwalających geniusz myśli komunistycznej był dla wielu spośród żaków nie do zniesienia. A przynajmniej niezwykle irytujący. To właśnie pierwszomajowy pochód 1971 roku był iskrą zapalną, która sprawiła, że Rysiek nie wytrzymał. Ewidentnie trzeba było coś z tym zrobić. Dlatego też, gdy już smutny obowiązek został wypełniony, Rysiek skrzyknął większą grupę studentów, którzy podobnie jak on mieli dosyć tej obłudy i udał się do funkcjonującego już wówczas całkiem prężnie Klubu Studenckiego „CoNieCo”, aby zrobić coś na przekór władzy. Pośpiewać, pograć i proklamować własne teksty i piosenki. Nie zaś te, które narzucała wszystkim komunistyczna władza. Czy Rysiek był członkiem Klubu, czy raczej po prostu jego przyjacielem, tego do końca nie wiemy… niemniej jednak tu należy się zatrzymać i wyjaśnić, że rzeczony Rysiek jest postacią autentyczną. Mowa bowiem o Ryszardzie Zakrzewskim, współcześnie lekarzu, wówczas zaś studencie, który zapoczątkował tradycję spotkań „Mikrofon dla każdego”. Podczas takich spotkań każdy kto chciał, mógł wyjść na scenę i zaprezentować swój tekst lub piosenkę, a wszystko to bez założonego przez cenzurę kagańca. Prawdopodobnie to właśnie te spotkania stały się fundamentem, na którym powstało sztandarowe wydarzenie organizowane przez Klub Studencki „CoNieCo” – „Spotkania pod Schodkami”. Ojcem Spotkań jest Jan Olszewski, który przeniósł się w połowie lat 70. z Akademii Medycznej w Gdańsku do Białegostoku, aby dokończyć swoje studia. To właśnie Janol – jak go nazywano w Klubie – wraz z ówczesnymi Klubowiczami stworzył formułę wieczorów z otwartą sceną, podczas których każdy mógł wyjść z przysłowiowej „szuflady” z własną twórczością. Spotkania szybko zyskały na popularności i odbywały się raz w miesiącu przez cały rok akademicki. Piwniczka była zawsze wypełniona po brzegi, a na scenie oprócz autorskich piosenek zaczęły pojawiać się skecze. Każde „Spotkanie pod Schodkami” tradycyjnie otwierała i zamykała piosenka – śpiewana zresztą w „CoNieCo” do dziś – „Piwniczka”, którą to ponoć napisano z okazji 15-lecia istnienia Klubu i której tekst wymalowano na ścianie korytarza prowadzącego do legendarnego w historii tej organizacji pomieszczenia nazywanego „Canadą”. Program ówczesnych „Spotkań pod Schodkami” (na których występowali nie tylko studenci AMB) składał się w połowie z znanych już i szczególnie lubianych przez publiczność piosenek oraz skeczy, a w połowie z zupełnie nowych i wcześniej nie prezentowanych lub prezentowanych niezmiernie rzadko. Humor skeczy przeplatał się niejednokrotnie z zaskakującą refleksją wiersza lub trafnym wersem piosenki, przez co „Spotkania pod Schodkami” były bardzo urozmaicone i każdy kto trafiał do Piwniczki mógł znaleźć coś dla siebie. Janol, Tomżyk, Mahoń czy chociażby Irek, student Politechniki Białostockiej, który śpiewał i grał na gitarze… to między innymi dzięki nim (choć było ich dużo, dużo więcej) życie w „CoNieCo” kwitło podczas Spotkań, a PRL-owska rzeczywistość pisana prozą, wzbogaciła się o parę wersów poezji…
TRIAS, JURA, KREDA[1]. Koniec ery mezozoicznej
Lata 70. to bez wątpienia złoty okres w historii istnienia „CoNieCo” nie tylko z powodu powstania Spotkań, ale również – a może przede wszystkim – dlatego że kluby studenckie (w swojej pierwotnej definicji) były wówczas niezwykle popularne. Z pewnością w dużym stopniu wpływał na to fakt braku alternatyw do spędzania wolnego czasu. W Białymstoku nie było wówczas zbyt wielu miejsc, do których młodzież mogłaby się udać, aby spędzić piątkowy wieczór i dobrze się bawić. Na szczęście funkcjonowała Piwniczka (i jej niepowtarzalny klimat!). Z biegiem czasu na „Spotkaniach pod Schodkami” zaczęło pojawiać się coraz więcej skeczy a w harmonogramie działalności Klubu coraz więcej dyskotek i imprez tanecznych. Żółte, tradycyjne koszulki „CoNieCo” zostały zastąpione czerwonymi, a „Spotkania pod Schodkami” zamieniły się w „Kabaret Schodki” zrywając tym samym z tradycją spotkań z otwartą sceną. Przemiana ta nie miała charakteru nagłego, lecz powolnej ewolucji, która choć niespiesznie, to cierpliwie, trwała przez całe lata 80., doprowadzając do tego, że ostatecznie klasyczna forma Spotkań została kompletnie porzucona i gdy upadł Mur Berliński a wraz z nim Żelazna Kurtyna, pozostał już tylko Kabaret. W Polsce lat 90. zaczęły królować dyskoteki, a wraz z nimi tańczące do muzyki disco-polo pary podnoszące z podłogi kurz, który opadał dopiero nad ranem, pokrywając scenę, na której jeszcze nie tak dawno temu grano i śpiewano o rzeczach ważnych i potrzebnych. Poeci poszli w odstawkę. Nastała era gumy Turbo, magnetowidów, walkmanów, koszulek wpuszczonych w zbyt szerokie jeansy no i oczywiście… disco-polo. Nic już nie miało być tak jak dawniej i – mówiąc szczerze – nie mogło być tak jak dawniej. Czasy się zmieniły. Nastał kres klubów studenckich, o czym i nasza Piwniczka miała się przekonać, gdy przez pewien czas działało w niej jedynie 4 Klubowiczów. Warszawskie Hybrydy czy Stodoła, kluby bliźniacze pod względem swojej pierwotnej formuły naszej Piwniczce, pod naporem nowych czasów również zmieniły charakter swojej działalności. I ostatecznie zostało już tylko „CoNieCo”. Lecz era mezozoiczna nie miała zakończyć się w naszym Klubie wielkim wymieraniem…
PLEJSTOCEN. Topnieją lodowce
Wydawać by się mogło, że Klub Studencki „CoNieCo”, podobnie jak jego więksi bracia z Warszawy i innych miast Polski, pójdzie najbardziej korzystną drogą, lecz stało się zupełnie inaczej. Piwniczka pozostała miejscem niszowym, kameralnym i niekomercyjnym, ustępując tym samym popularnością wielu lokalom w Białymstoku. W ciągu ostatnich 20 lat „CoNieCo” kontynuowało działalność Kabaretu „Schodki”, który do dzisiaj komentuje i punktuje życie akademickie na UMB oraz absurdy otaczającego nas świata. Tym samym „Schodki” to najdłużej, nieprzerwanie trwająca impreza studencka w Polsce. Z okazji 55-lecia Klubu, w 2013 roku reaktywowano „Spotkania pod Schodkami”, które współcześnie odbywają się 2 razy do roku i swoją formą nawiązują do pierwotnych Spotkań, zwracając scenę i mikrofon każdemu, kto zechce zaprezentować coś szerszej publiczności. Początkowo widownia była skromna, jakby nieprzyzwyczajona do „nowej”, nietypowej formy, lecz z czasem Piwniczka, jak niegdyś, znowu zaczęła pękać w szwach. Okazuje się, że mimo upływu lat nie zmieniło się wcale tak wiele i wciąż są chętni do „wyjścia z szuflady”. Kabaret „Schodki” występuje trzykrotnie w ciągu roku akademickiego, niezmiennie od wielu lat, a każda edycja to zupełnie nowe, autorskie skecze pisane przez członków Klubu. Pojawiły się też nowe formy działalności. Od 2012 roku organizowany jest Przegląd Kapel Studenckich „PKS”, a od 2015 roku pojawiły się próby organizacji Ogólnopolskiego Przeglądu Kabaretów Studenckich „Dzięcioł”. Rok później reaktywowano tradycyjny pojedynek sportowy pomiędzy Klubowiczami a „SCR Radiosupłem” tzw. „Bój o złotego Kondora”, który odbywa się pod koniec roku akademickiego. Ponadto jak zwykle Klub czynnie bierze udział w organizacji wielu imprez na terenie uczelni – otrzęsin, Medykaliów, koncertów i imprez charytatywnych. Nie tylko więc nie doszło do wielkiego wymierania ery mezozoicznej, ale na dodatek można śmiało powiedzieć, że nastąpił kres epoki lodowcowej. I chociaż Klub nigdy nie będzie w stanie sprostać konkurencji w mieście ze względu na formę swojej działalności, to jednak właśnie ta forma pozostaje jego największą bronią. Forma, tradycja i niepowtarzalny klimat. No bo gdzie indziej w Polsce, znajdziecie takie „CoNieCo” ?
HOLOCEN. Co nas czeka po lądolodzie?
W piątek 18 maja 2018 roku rozpoczęły się krótkie obchody 60-lecia istnienia Klubu „CoNieCo”. Na dwudniowe święto w Piwnicze przygotowano Kabaret „Schodki”, podczas którego można było zobaczyć najlepsze skecze z ostatnich 5 lat. Następnego dnia odbyło się natomiast kameralne spotkanie z byłymi Klubowiczami i przyjaciółmi Klubu, którzy jak niegdyś wystąpili na scenie i wypełnili piwnicę niepodrabialnymi dźwiękami gitar oraz tekstami piosenek. Wszystko to minęło niezwykle szybko. Święto, na które czekaliśmy cały rok, w okamgnieniu zamieniło się w sprzątanie po jubileuszu, a potem w cotygodniową, akademicką prozę życia. Irek spakował swoją gitarę, Marcyś i Mały pojechali do domu. Wszyscy wrócili do codzienności.
Jednak codzienność nigdy nie pozostanie zwykłą codziennością póki istnieje Klub Studencki „CoNieCo”. Przed nami kolejne lata działalności, kolejne skecze Kabaretu „Schodki” i kolejne edycje „Spotkania pod Schodkami”. Muzyka na żywo jeszcze nieraz wypełni naszą Piwniczkę podczas Przeglądu Kapel Studenckich a nasi Klubowicze jeszcze nieraz będą wprowadzać pierwszaków do braci studenckiej podczas otrzęsin. Piwniczka będzie dalej oscylować między tym, co poważne, a tym, co zabawne, między liryką a epiką codziennego życia. Będzie trwać, zasilana nowymi pokoleniami studentów chcących, tak jak My i nasi poprzednicy, komentować rzeczywistość, bawić się, śmiać, przeżywać i tworzyć. Wszystko to robią członkowie Klubu Studenckiego „CoNieCo”, ostatniego polskiego klubu studenckiego funkcjonującego podobnie jak niegdysiejsze kluby studenckie i prawdopodobnie jedynego „bractwa studenckiego” w Polsce. Nie może nazywać się studentem ten, kto choć raz nie zszedł do „CoNieCo”-wej Piwniczki. To miejsce, gdzie nie masz znajomych. To miejsce gdzie masz przyjaciół na całe życie. I właśnie to jest najważniejsze w Naszym Małym Klubie…
Tomasz Kisiel, kierownik klubu, 2015-2018
[1] Kreda skończyła się jednym z największych masowym wymieraniem zwierząt w historii. Nas to nie dotyczy.