Wśród eksponatów udostępnionych w Muzeum Historii Medycyny UMB znajduje się manuał apteczny pozyskany z apteki działającej w Suwałkach od 1847 roku.
Na pierwszy rzut oka to niepozorny kajecik w twardej oprawie mocno nadgryzionej zębem czasu, minęło wszak sporo ponad sto lat od pierwszych zapisków w nim poczynionych. Dzisiaj jest to rękopiśmienny zabytek historii farmacji, wtedy codzienna praktyka i atrybut aptekarza a zarazem ważne świadectwo rozwoju sztuki farmaceutycznej. Manuał ten zawiera około 270 receptur spisanych po łacinie na wszelkiego rodzaju leki dla ludzi i zwierząt, na kosmetyki, środki higieniczne i produkty codziennego użytku, takie jak np. atrament, płyn do maszyn elektrycznych, kolofonia (kalafonia) do kontrabasu, płyn na mole, lep na muchy, tusz do pieczątek, atrament do hektografa, różnobarwne ognie sztuczne. Taka wielobranżowość aptek była wtedy powszechna, zaś asortyment surowców i wyrobów bardzo szeroki. Dla miłośnika historii farmacji czy filologa manuał ten jawić się może jako zbiór niezwykły, nie tylko przepisów na konkretne specyfiki ale jako swoiste panopticum - muzeum osobliwości ciekawych pod kątem historycznym, kulturowym czy językowym. Receptury w nagłówku mają nazwy leków lub ich przeznaczenie zapisane w języku łacińskim lub polskim, są też pojedyncze podpisane po rosyjsku, niemiecku i angielsku.
Wśród mian preparatów uwagę przyciąga Opodeldoc, nazwa nieznanego pochodzenia. Jest to Linimentum saponato - camphoratum, niegdyś bardzo popularne rozgrzewające mazidło mydlano-kamforowe, łagodzące objawy reumatyzmu. Za wynalazcę Opodeldocu uważa się Paracelsusa, a więc sięgamy tu historii odległej, wieku XVI. Przepisy na Opodeldoc, co jakiś czas modyfikowane, zamieszczano w kolejnych farmakopeach. Co ciekawe Opodeldoc trafił też na karty literatury pięknej, uwiecznił go bowiem Jaroslav Hašek w powieści „Przygody dobrego wojaka Szwejka”.
Innym ciekawym lekiem były krople Inoziemcowa - Guttae Iniziemcovi, stosowane w zaburzeniach trawienia, kolkach jelitowych i zatruciach pokarmowych. Są dwie tradycje dotyczące autorstwa receptury. Jedna z nich przypisuje je chirurgowi rosyjskiemu Fiodorowi Inoziemcewowi, profesorowi Uniwersytetu w Moskwie. Druga tradycja, bardziej wiarygodna, wiąże opracowanie składu tego preparatu z polskim farmaceutą Franciszkiem Pantoczkiem (ur. w Koprzywnicy 1811 - zm. w Kielcach 1895). To znakomita postać, patriota i współpracownik ks. Piotra Ściegiennego, organizator spisku w Kielcach. Za swoją działalność został skazany na uwięzienie w Cytadeli Warszawskiej, a potem skierowany do karnej służby w korpusie kaukaskim. Był jednym z wielu młodych ludzi z Królestwa Polskiego zesłanych w głąb Rosji za działalność spiskową. Tam zaczął się interesować zastosowaniem roślin w lecznictwie, a mając pod swą pieczą apteki wojskowe, skomponował skład tego preparatu, popularnego i dostępnego w Polsce aż do 1985 roku. Franciszek Pantoczek był wśród wielu zesłanych Polaków, którzy odegrali istotną rolę w tworzeniu służb medycznych i weterynaryjnych w Imperium Rosyjskim XIX wieku, wniósł duże zasługi dla pułku kabardyńskiego, w którym służył aż 24 lata. Ożenił się z Polką, rozwijał swoją karierę, i mimo ogłoszonej amnestii przez Aleksandra II w 1856 roku, powrócił do Kielc dopiero po przejściu na emeryturę w 1870 roku. W tym kontekście nazwa preparatu jego autorstwa mogłaby znaczyć „krople cudzoziemca”. Jego nazwisko jest wśród wielu Polaków, którzy wnieśli wkład w rozwój rosyjskiej nauki XIX wieku, o czym możemy się dowiedzieć z opracowania polskiego historyka prof. Wiesława Cabana.
Również odległą w czasie proweniencję mają tzw. Pigułki Reformackie, na które przepis widnieje na stronie 9 manuału. Rzekomo receptura tych pigułek znana jest od 1602 roku, prawdopodobnie jednak były jednym z wielu specyfików, które opatrzono wyjątkową nazwą dla przyciągnięcia zainteresowania kupujących, jak np. pigułki błogosławione - pilulae benedictae czy eliksir długiego życia - elixir ad longam vitam. W prasie okresu międzywojennego pojawiała się reklama tychże pigułek reformackich z marką „Zakonnik” głosząca, że „regulują żołądek, chronią od reumatyzmu, cierpień wątroby, nadmiernej otyłości, artretyzmu, uderzeń krwi do głowy, uśmierzają hemoroidy, czyszczą krew i przy skłonnościach do obstrukcji są łagodnym środkiem przeczyszczającym”. Znani z poczucia humoru Skamandryci - Antoni Słonimski i Julian Tuwim w zbiorze „W oparach absurdu” zaproponowali prześmiewcze hasło: „przeczyszcza łagodnie nie przerywając snu - dostać można we wszystkich aptekach”.
Manuał zawiera również kilka receptur na leki dla zwierząt. Napotykamy tu osobliwą nazwę choroby - zołzy (adenitis equorum). Nie ma to nic wspólnego z formą liczby pojedynczej tego rzeczownika, która obecnie, według słownika, oznacza „kobietę nieuprzejmą, kłótliwą i trudną w obyciu”, jest to bowiem ostra zakaźna choroba koni, powodująca ropienie żuchwowych węzłów chłonnych oraz problemy układu oddechowego. Analizując recepturę, zwłaszcza ilość komponentów, możemy domyślać się, że określenie „końska dawka”, dziś metaforyczne, mogło powstać właśnie w odniesieniu do takich rzeczywistych preparatów. Na konkretnym przykładzie z manuału, w recepturze „na proszek dla koni od zołzy”, możemy to potwierdzić, mamy bowiem łącznie ilość składników, wśród których są m.in. owoce anyżu, jagody jałowca i ziele koniczyny, wielokrotnie większą niż przeciętna ilość leku dla ludzi.
W manuale zetkniemy się również z dawniej stosowanymi miarami aptekarskimi, takimi jak m.in. uncja, gran, skrupuł. Aptekarze używali specjalnych symboli na oznaczanie poszczególnych wartości wagowych składników leku. Symbole te znane są z dawnych wieków, już bowiem na jednym z drzeworytów z najstarszego polskiego zielnika z 1534 roku, są przedstawione nazwy i symbole, oprócz wyżej wspomnianych jeszcze m.in. manipulus i libra. Co ciekawe, w XIX-wiecznej Polsce skrupuł (scrupulum) był ustawowo wprowadzoną w 1818 r. handlową jednostką wagi równą 1,056 grama. Stąd bierze się też przymiotnik „skrupulatny”. Oczekiwano wtedy, i dziś oczekujemy od farmaceuty, by był skrupulatny, by z drobiazgową dokładnością i sumiennością wykonywał swoją pracę.
Przeglądając kolejne strony manuału zauważamy ciekawe nazwy leków, jak Emplastrum matris - plaster matki, Unguentum basilicum - maść królewska, Pain expeller - odpędzacz bólu. Możemy spostrzec też interesujące adnotacje, np. „proszek od bólu zębów z gazety rosyjskiej” albo „przepis z manuału Hagera” lub pod przekreśloną recepturą: „zobacz w manuale przy faksie”. Jednocześnie co pewien czas zmienia się charakter pisma, raz są to zapiski starannymi okrągłymi literami, to znów zamaszyste, nie zawsze wyraźne znaki. Świadczy to o „życiu” manuału, poszukiwaniu środków leczniczych lepszych, skuteczniejszych, o korzystaniu z manuału przez kolejnych aptekarzy. A i polszczyzna obecna w tym rękopisie różni się nieco od współczesnej nam, możemy spotkać formy „zmięszać, mięszanina, uncyj, tusz do stępli”.
Manuał apteczny może zatem być potraktowany literalnie jako zbiór receptur i wskazówek dotyczących preparowania leków. Ale ma też drugie oblicze, przestrzeń, w której przenikają się i wzajemnie na siebie wpływają farmacja i historia. Możemy dopatrzeć się wielu wątków dziejowych, czasem z domieszką legendy, okruchami literatury i szczyptą humoru. To duże pokłady ciekawych zagadnień. Znajomość łaciny jest dodatkowym cennym narzędziem, które pozwala przetłumaczyć te szacowne receptury, prześledzić zmiany w nomenklaturze, odszyfrować etymologię, odnaleźć ważne informacje w najdawniejszych farmakopeach. O silnym oddziaływaniu kulturowym farmacji i o jej wpływie na wyobraźnię niech zaświadczy historia dotycząca leku Elixir pectorale. W Europie był znany pod nazwami synonimicznymi Elixir e succo Liquiritiae, Elixir Glycyrrhizae, Elixir Ringelmanni, najbardziej jednak popularna była nazwa Elixir Regis Daniae - „eliksir duńskiego króla” lub „krople duńskiego króla”. Nie wiadomo dokładnie, kiedy powstała ta receptura, ale jest ona obecna w pierwszej edycji Pharmacopoea Danica z 1772 roku, stąd upowszechniła się jej najbardziej znana nazwa. Były to tzw. krople piersiowe, wymieniane we wszystkich prawie farmakopeach. Zawędrowały też do Rosji, gdzie uchodziły za rewelacyjny środek „от кашля и от всех болезней” - od kaszlu i wszelkich chorób. Z czasem zyskały metaforyczne miano panaceum - leku na „całe zło”, sposobu na wszelkie kłopoty, trudności i przeciwności losu. To z kolei stało się kanwą ballady Bułata Okudżawy „Капли датского короля” - „Krople duńskiego króla”, skomponowanej do filmu wojennego „Żenia, Żenieczka i Katiusza” z 1967 roku. Ballada doczekała się wielu wspaniałych wykonań, między innymi Mariana Opani. Zachęcam do wysłuchania utworu.
dr n. hum. Anna Serwicka - Kapała
Studium Języków Obcych UMB