Dla wielu wyklęty przez Boga szaleniec, dla innych synonim perfekcji warsztatu skrzypcowego. Dla mnie osobiście budzący dreszcze wirtuoz magii muzycznej. Cokolwiek by o nim powiedzieć, każdy z nas słyszał to nazwisko. Niccoló Paganini.
Żyjący na przełomie XVIII i XIX wieku budził szacunek swoimi umiejętnościami i sposobem, w jaki potrafił oczarować publiczność, mając do dyspozycji skrzypce i smyczek. Wokół jego osoby mnożyły się plotki i legendy, jakoby miał paktować z diabłem, aby uzyskać takie umiejętności. Do tego stopnia, że arcybiskup Nicei, a także sam papież, odmówili mu pochówku na chrześcijańskim cmentarzu. Wprowadził nowy sposób trzymania skrzypiec i liczne efekty muzyczne, których mimo wiekowości tego instrumentu, nie udało się osiągnąć nikomu wcześniej. Do dziś adepci sztuki smyczkowej, fanatycznie niemal, pocą się godzinami nad jego utworami, próbując posiąść takie umiejętności, jak granie przez 3 oktawy na czterech strunach, czy pizzicato lewą ręką (granie krótkich dźwięków przez szarpanie za struny wykonywane zwykle ręką pociągającą smyczek, czyli prawą). Dlaczego nawet współcześnie uważa się, że nie ma mu równych? Jaka jest tajemnica geniuszu Niccoló Paganiniego?
Na sukces muzyczny skrzypka na pewno wpłynęła jego praca. Od wczesnych lat szkolnych był bowiem zmuszany przez ojca do kilkunastogodzinnego ćwiczenia. Wątpliwe wydaje się jednak, by sama determinacja doprowadziła go do takiej sławy. Wielu skrzypków jest znanych jako wirtuozowie lub perfekcjoniści, lecz to właśnie postać Paganiniego jest legendarna, jakby ze skraju świata realnego. Może faktycznie to tajemniczy cyrograf jest rozwiązaniem tej zagadki.
Współcześnie istnieje jednostka chorobowa mogąca przynajmniej częściowo wyjaśnić przyczyny zarówno umiejętności muzyka, jak i legendy, jaka wokół niego wyrosła. Jest nią zespół Marfana (MFS). Jest to autosomalna dominująca choroba genetyczna tkanki łącznej wynikająca z mutacji genu kodującego Fibrylinę 1 (FBN1) zlokalizowanego na chromosomie 15. Osoby dotknięte tą przypadłością posiadają charakterystyczny wygląd. Na ogół są bardzo wysokie, ich kończyny i palce są nieproporcjonalnie długie względem tułowia. Oprócz tego MFS powoduje skoliozę (boczne skrzywienie kręgosłupa), dużą ruchomość stawów, nadmierną rozciągliwość skóry, a także wypadanie soczewki (lens dislocation). Ponadto obserwuje się u chorych podwyższoną podatność na choroby naczyniowe, w szczególności tętniaki dużych tętnic.
Jednym z niewielu odwzorowań podobizn Paganiniego jest rycina przygotowana przez Richarda Jamesa Lane’a, użyta do stworzenia plakatu ogłaszającego jego wystąpienie w londyńskiej Opera House w 1831 roku. Jego postać odpowiada opisowi chorego na MFS. Nie ulega wątpliwości, że duża elastyczność stawów mogła przyczynić się do sukcesu artysty, a charakterystyczna postawa do powstania legend na jego temat. Jak czytamy w biograficznym „Potępieniu Paganiniego” Anatolija Winogradowa - skrzypek uwielbiał ubierać się na czarno i podróżować zaprzęgiem na cztery czarne konie. Demoniczności też nadała mu stopniowa utrata uzębienia, również mogąca być powikłaniem zespołu Marfana.
Poszukiwania odpowiedzi na tę zagadkę prowadzą nas do XIX-wiecznego Paryża. Tam właśnie pracuje Francesco Bennati, znany laryngologom lekarz, którego uznajemy za jednego z pionierów prac nad aparatem mowy, szczególnie w kontekście śpiewu. Co go łączy z naszym wirtuozem? Okazuje się, że Paganini od jakiegoś czasu cierpiał na dysfonię, nie mogąc wydać z siebie głosu. Ten problem zaprowadził go do paryskiego lekarza. Podczas badania Francesco Bennati był zaskoczony ogromną ruchomością stawów rąk swojego pacjenta, a także stwierdził wysokie zużycie więzadeł. To daje podstawę dla jednej z teorii mówiącej o genezie zaniku mowy. Powracający paraliż aparatu mowy mógł być spowodowany poszerzeniem światła łuku aorty, charakterystycznym właśnie dla zespołu Marfana. Taką hipotezę, łączącą te dwa schorzenia, postuluje wielu naukowców na przestrzeni dziejów. Utrata mowy była faktem, o czym słyszymy od innego sławnego muzyka Hectora Berlioza. W swoich dziennikach wspomina swoje spotkanie z Niccolem zimą 1838 roku, kiedy to 13-letni Achille Paganini przykłada ucho do ust ojca, będąc pośrednikiem w rozmowie.
Czy jednak te wszystkie przesłanki pozwalają jednoznacznie wskazać na chorobę wirtuoza? Trudno orzec schorzenie u człowieka żyjącego niemal dwa wieki temu. Rozstrzygające by było na pewno badanie genetyczne. Nie ulega wątpliwości, że hipoteza o MFS, coraz chętniej dyskutowana w środowisku naukowym, mogłaby być dobrym wyjaśnieniem skłonności utalentowanego Niccolo. Duża ruchomość stawów pozwala na nowe ułożenia ręki artysty i wydobycie nowych brzmień z instrumentu. Jednak czy to tłumaczy, dlaczego Paganini potrafił dokończyć koncert na jednej strunie, gdy pozostałe w wyniku wyjątkowej ekspresji nie wytrzymały silnego uścisku i pękały? Wsłuchując się w jego muzykę, próżno szukać znamion jakiejkolwiek choroby. Żaden somatyczny zespół chorobowy nie tłumaczy wyjątkowości i odkrywczości linii melodycznych i realizacji koncepcji muzyka. One są wytworem jego wyobraźni, a ta nie zależy od sprawności palców.
Mateusz Jankiewicz