Dokonujący się niemal z roku na rok postęp w medycynie jest zjawiskiem nieodwracalnym. Ten fakt wynika z istotnych udoskonaleń głównie w zakresie medycznej techniki, a także - a może przede wszystkim - z postępu w naukach biologicznych, w tym biologii, biofizyki, biologii molekularnej, genetyki, jak też w wielu innych naukach podstawowych.
Czy te niewątpliwe naukowe osiągnięcia i kliniczne dokonania ostatecznie wystarczają w złożonym dziele niesienia ulgi i pomocy cierpiącym? Czy nam, lekarzom, niezależnie od prezentowanego poziomu, a niepozbawionym zwyczajnych ludzkich przeżyć, pozwalają na zamknięcie się w świecie komputerów oraz nowoczesnych aparatów monitorujących różne wymierne ludzkie parametry?
Oczywiście, że nie! Jednak, jak dostrzegam, w obecnej ogólnie pojętej medycynie zaczyna brakować czegoś, co w nie tak odległych latach było jednoznacznie akcentowane, dostrzegane i powszechnie uznawane, tj. powstawanie i funkcjonowanie określonych szkół medycznych.
Mistrz i jego szkoła
To nie było czymś wyimaginowanym, ale stwarzało podstawy i warunki rozwoju młodego lekarza w kierunku obranej specjalności, ale też kształtowało charaktery, postawy moralne i etyczne.
Życiowe credo Mistrzów tamtych lat było bardzo proste - a więc troska o chorych, przekazywanie swojej wszechstronnej wiedzy i wieloletniego bogatego doświadczenia wychowankom i uczniom. Zachowanie w stosunku do Mistrza wynikało z pełnego szacunku czy respektu, jak też uznania dla Jego wiedzy, doświadczenia i osobowości.
Czym charakteryzowali się Mistrzowie? Czy byli nieomylnymi geniuszami o nadprzyrodzonych przymiotach? Nie, skądże, byli indywidualnymi osobami, świetnie przygotowanymi do zawodu w obranej medycznej specjalności, krytycznie oceniającymi swoje potknięcia czy niepowodzenia, otwarci na właściwe uwagi kierowanego przez siebie zespołu. Jeśli czymś się wyróżniali szczególnie to doskonałą umiejętnością przekazywania bogatej wiedzy i wzorowej postawy swoim uczniom i następcom. Nowoczesne zdobycze techniki medycznej wprowadzali chętnie, lecz nie bezkrytycznie, uznając, że... mędrca szkiełko i oko to za mało jak na wymogi dokonującego się postępu. Nie odstępowali jednak od zasady, że chory człowiek jest najistotniejszym podmiotem pracy lekarza.
Czy działali w nadzwyczajnych bądź optymalnych warunkach? Na pewno nie!
Większość „Wielkich Lekarzy” - profesorów, ordynatorów, słowem wychowawców-nauczycieli znanych mi z nazwiska, licznych kontaktów bądź z możliwości osobistej współpracy - to osoby okresu bezpośrednio po II wojnie światowej, kiedy warunki pracy w akademickich klinikach, szpitalach tylko wyjątkowo mogły napawać optymizmem.
A Oni byli pełni entuzjazmu, dzięki czemu przez daleko gorsze warunki pracy niż te, które są obecnie naszym udziałem, przechodzili niemal tryumfalnie, a przedkładając ponad wszystko własny twórczy wysiłek, tym bardziej wierzyli w poprawę sytuacji.
Ich kolejna życiowa postawa - bardzo prosta, a więc wspomniana stała, wnikliwa troska o chorych, o to co o Ich wielkości świadczyło najbardziej - to z pełną świadomością dążyli do takiego stanu, w którym wychowankowie i następcy prześcigną ich w dziele medycznych dokonań stwarzając im jednak stosowne ku takiemu rozwojowi odpowiednie naukowe i kliniczne możliwości.
Tak pojmowali „znak czasu" w zakresie dydaktyki, nauki, diagnostyki i zmieniających się metod i technik leczenia pamiętając też stale o złożonej przysiędze Hipokratesa.
Osobowości
Obecnie pragnę przedstawić sylwetki i wybitne osobowości, moich Mistrzów i Nauczycieli, którzy znajdują się na załączonym zdjęciu.
Pierwszy z lewej Profesor Feliks Oleński wówczas prorektor Akademii Medycznej, obok docent Antoni Tołłoczko - budowniczy i pierwszy dyrektor otwartego w 1962 roku Państwowego Szpitala Klinicznego w Białymstoku - obaj absolwenci Wydziału Lekarskiego Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie, wszechstronni chirurdzy, uczniowie słynnego Profesora Kornela Michejdy. To oni tworzyli podwaliny i warunki rozwoju akademickiej - uniwersyteckiej chirurgii w Akademii Medycznej w Białymstoku. Trzecia osoba to Profesor Kazimierz Rybiński z Akademii Medycznej w Łodzi, znakomity chirurg, w tym również kardiochirurg, którego osobistym dokonaniem było stworzenie w Polsce od podstaw nowej dyscypliny - chirurgii endokrynologicznej. To dzięki Niemu powstała i rozwinęła ona, wbrew niektórym wielce negatywnym postawom w naszej uczelni, również w Uniwersytecie Medycznym w Białymstoku, co stało się też moim i moich współpracowników udziałem. To On skłonił do organizacji po raz pierwszy w Białymstoku II Sympozjum Chirurgii Endokrynologicznej. Swoją serdeczność i życzliwość do białostockiego środowiska chirurgicznego wykazywał opiniując wiele naszych naukowych dokonań, w tym pozytywnie oceniając moje osiągnięcia w postepowaniach do stopnia doktora habilitowanego, obu tytułów profesora oraz do Godności Doktora Honoris Causa Akademii Medycznej w Łodzi, określając mnie jako swego serdecznego przyjaciela.
To niezwykle syntetyczne podkreślenie zasług i osiągnięć tych Wielkich Mistrzów świata nauki i chirurgii.
A my, obecnie, zapatrzeni w monitory, liczne pomiarowe urządzenia, mniej pamiętamy nie tylko o pełnym życzliwości i troski stosunku do chorych, ale również w odniesieniu do młodych lekarzy, których winniśmy kształtować nie w pełni „na obraz i podobieństwo własne”. Zbyt często przekazujemy im wyłącznie zapisy aparatów pomiarowych akcentując znaczenie „rzadkich przypadków o niezwykłym umiejscowieniu” tak jakby chory człowiek był tylko przypadkiem.
Wykruszanie się wzorców godnych naśladowania, bezkrytyczna, niekiedy entuzjastyczna, wiara w techniczne udoskonalenia przy małej bądź żadnej znajomości ludzkiej psychiki - to widoczne objawy choroby nie tylko rodzimej medyny.
Z pełnym zrozumieniem zasad i narastających potrzeb ustawicznego kształcenia lekarzy należy dążyć do takiego ukształtowania absolwenta wyższej uczelni medycznej, aby nie stanowił on jedynie osoby z dyplomem, lecz człowiekiem w pełni odpowiedzialnym na to, co winien czynić, gdyż na wyniki jego pracy czeka inny człowiek - osoba chora wymagająca w pełni specjalistycznej pomocy.
Powyższe rozważania odnoszą się również do chirurgii.
Chirurgia światowa, w tym również polska, zmieniła swoje oblicze w ciągu ostatniego 60-lecia bardziej niż w okresie całej swojej historii.
Najdawniejsza część chirurgii istniejąca i obecnie, a polegająca na usuwaniu chorobowo zmienionych tkanek została wzbogacona o chirurgię rekonstrukcyjną i fizjologiczną modyfikującą działanie poszczególnych narządów. W obecnej dobie nie można oddzielić chirurgii od ogólnej medycyny, a chirurg winien być dobrym ogólnym lekarzem - umiejącym operować.
Nowoczesny chirurg
Bezpowrotnie minęły czasy chirurgii bojowej opierającej się na błyskotliwości działania, szybkich decyzjach i manualnej sprawności; i tak obecnie nie ma miejsca na tzw. „złote ręce chirurga” czy „chirurgiczny temperament”. Nowoczesny chirurg winien znać nie tylko anatomię prawidłową, topograficzną i chirurgiczną, fizjologię oraz operacyjną taktykę i technikę, ale również biologię także molekularną, biofizykę, biochemię, genetykę, elementy cybernetyki, elektroniki. Ponadto nowe zabiegowe specjalności, badawcze metody oparte o naukowe osiągnięcia, diagnostyczne i terapeutyczne nowości, w tym zabiegi endoskopowe.
Czy w tak technicznie imponującym rozwoju nie ma zagrożenia? Może być, o ile zmieni się stały problem medycyny - lekarz wobec ludzkiego cierpienia, co winno mieć podstawowe znaczenie w całym rozumieniu naszej specjalności.
Papież Jan Paweł II (obecnie Święty Jan Paweł II ) w obszernym przesłaniu do polskich chirurgów pisał m.in. „Wasze zadanie, drodzy chirurdzy, nie może ograniczać się do poprawnej specjalności zawodowej, lecz musi mieć oparcie w wewnętrznej postawie, którą nazywamy „duchem służby". Oznacza to, że pacjent, któremu ofiarujecie Waszą troskę, Waszą wiedzę i czas, nie jest anonimową jednostką, lecz osobą odpowiedzialną, która winna również uczestniczyć w poprawie własnego zdrowia. Jako chirurdzy stoicie wobec człowieka w całej prawdzie jego organizmu, jego ciała. Miejcie zawsze na uwadze godność ciała ludzkiego”. I dalej „Człowiek chory nie może mieć przed sobą tylko maszyny i komputera, ale musi mieć przede wszystkim drugiego człowieka” - tak a więc lekarzy, zespół pielęgniarski.
W cytowanym przesłaniu daje się jednoznacznie uznać troskę Ojca Świętego nie tylko jako zwierzchnika Kościoła, lecz także jako człowieka, któremu los nie poskąpił zwyczajnych ludzkich doświadczeń i konieczności wielokrotnego poddawania się zabiegom operacyjnym.
Stąd też wynika proste przełożenie tych słów na naszą codzienną chirurgiczną działalność.
Chirurgia jest specjalnością, w której należy się stale doskonalić, co nakazuje jej dynamiczny rozwój, a więc wzbogacać swoją wiedzę i praktyczne umiejętności; jakże łatwo pozostać w tyle.
Wszystko się zmienia, a więc techniczne udoskonalenia, możliwości i zakres chirurgicznych poczynań, ale pozostaje odwieczny problem - zespół lekarsko-pielęgniarski wobec chorego człowieka. Odpowiedzialna w tym postawa winna mieć podstawowe znaczenie w całej filozofii naszej specjalności. Tak wskazywali nam nasi Mistrzowie. A więc nie tylko skalpelem.
To Im z pewnością przyświecała stale aktualna, jedna z licznych, złota myśl greckiego filozofa, poety i myśliciela Menandra żyjącego na przełomie IV/III wieku p.n.e., urodzonego w 342 r. w Atenach, a zmarłego w 291 roku w Pireusie (na załączonym zdjęciu kopia popiersia w prawym dolnym rogu).
„Jakże uroczą istotą jest człowiek jeżeli jest człowiekiem”.
Bądźmy więc ludźmi również obecnie!
Prof. dr hab. Zbigniew Puchalski
były rektor naszej uczelni