Uniwersytet Medyczny w Białymstoku. Czy naprawdę gorzej słyszą?.
  • Ostatnia zmiana 17.02.2014 przez Medyk Białostocki

    Czy naprawdę gorzej słyszą?

    U ludzi starszych, niedosłuch pojawia się równie często jak pogorszenie wzroku wymagające noszenia okularów. Lecz dzisiaj okulary już nikogo nie dziwią, nawet, gdy je noszą całkiem młodzi ludzie. Ze słuchem jest inaczej, choć zapewne w przyszłości i tu nikt nie będzie się dziwił widząc kogoś z aparatem słuchowym w uchu czy za uchem.

    Trudno jednak pokonać psychologiczną barierę starszego człowieka, który zaczyna źle słyszeć. Nie chce się z tym nikomu zdradzić, oszukuje samego siebie, a przecież jest to normalny objaw starzenia się organizmu, dotyczący wszystkich narządów i zmysłów.

    Piszę ten artykuł z myślą o młodych lekarzach i studentach, czytających „Medyka”, którzy w praktyce z pewnością spotkają się z sytuacjami opisanymi poniżej. Będzie on pomocą w zachowaniu właściwej postawy wobec starszych ludzi z niedosłuchem. W każdym bowiem wieku może dojść do upośledzenia słyszenia, ale u starszych - jak wspomniałem na wstępie - jest to reguła, choć deficyt słyszenia u jednych pojawia się wcześniej, a u innych później.

    Z fizjologii wiemy, że z wiekiem szerokość naszego pasma słyszenia się zwęża. U dzieci jest bardzo szerokie, od 250 do 16000 Hz. U dorosłych sięga już tylko do 8000 Hz, zapewniając dobre słyszenie, lecz później nadal się zwęża, co objawia się gorszym rozumieniem.

    Wśród ludzi starszych mogących się skarżyć na gorsze słyszenie, należy wyodrębnić dwie grupy: tych, którzy pracują i tych, co są już na emeryturze. Jedni i drudzy podchodzą do tego z niepokojem, traktując gorsze słyszenie, jako jeden z objawów zbliżającej się starości. W obu grupach szwankuje selektywne, wybiórcze słyszenie, zależne od zwężającego się pasma słuchu. Częstotliwości konwersacyjne w starszym wieku, ograniczone do 2000 KHz, pozwalają na rozmowy i rozumienie, pod warunkiem że nie ma innych dźwięków w otoczeniu, takich jak hałas uliczny, zabawy dzieci, głośne rozmowy innych członków rodziny, grające radio czy telewizor, tworzące akustyczny miszmasz odbić fal dźwiękowych od ścian i mebli, utrudniający rozumienie.

    U ludzi z grupy pierwszej pogarszający się słuch może być zarzewiem konfliktu z pracodawcą i z rodziną, rodząc w obu wypadkach trudne do zmierzenia obciążenie psychiczne dotkniętego tym człowieka. Starszy pracujący początkowo może nie zdawać sobie z tego sprawy. Gdy się zorientuje, obawia się wyjawienia swojego defektu i kłopotów związanych z rozumieniem, częściej woli pozostawać przy domysłach, zgadywaniu, pomagając sobie czytaniem z układu ust mówiącego. Gdy wypowiedź mówiącego nie wynika z kontekstu, a rozmówca stoi tyłem, lub z tyłu słuchającego, albo w mroku, zrozumienie bywa bardzo trudne. Człowiek się myli, skutkiem czego po jakimś czasie zaczyna źle pracować. Jeżeli szef zwróci mu uwagę, że np. zaniedbuje się w pracy, nie zdając sobie jeszcze sprawy ze swego gorszego słuchu, może odebrać uwagę mentora, jako „czepianie się”. Wówczas natychmiast rodzi się drążące pytanie: „o co mu chodzi?”, „kto go podpuszcza przeciwko mnie?” itp.

    W początkującym okresie, gdy człowiek czegoś nie zrozumie i nie zdaje sobie jeszcze sprawy z pogorszenia słuchu, pyta: „co?”, „słucham?”, „co mówisz?” itd., aż do momentu, gdy za którymś razem ktoś od niechcenia rzuci: „jesteś głuchy, czy co?”, „czy pan nie słyszał, jak do pana mówiłem?” itp. Puszka Pandory wzajemnych stosunków się uchyla i ostrzega.

    Źle słyszący po takiej wymianie zdań zaczyna się orientować, że ze słuchem coś nie jest w porządku. Zaczyna się pilnować, głuchotę ukrywać, aby nie dopuścić do powtórzenia opisanej scenki, która może definitywnie zdemaskować wadę. Jego psychika ustawia go od razu w szeregu przejawów starości, a ponieważ złego słuchu nie widać, trwa stale w napięciu i ma się na baczności, w obronnej niejako pozycji. Za wszelką cenę postanawia nie zadawać więcej pytań o powtórzenie, co uchronić go może od podejrzeń w rodzaju: „dziadek jest głuchy”. Odruchowo staje się mniej towarzyski, w rodzinnych ewenementach pokazuje się na krótko i znika, udając się do swojego cichego azylu, do swoich przemyśleń.

    Starsi ludzie, często są nieświadomi pogorszania się słuchu i dlatego niechętnie zgadzają się na aparat słuchowy. Bywa, że kupują jakiś tani na rynku, o niewiadomej proweniencji, który wszystko wzmacnia, łącznie z hałasem z otoczenia, a u pacjenta stwarza opinię, że protezowanie nie poprawia ani słyszenia ani rozumienia.

    Na Zachodzie aparaty słuchowe stosuje się jak najwcześniej. Ma to szereg zalet, z których w młodym wieku najważniejszą jest łatwość adaptacji do nowego i bezbłędne przyswajanie stale płynących informacji, niezbędnych do ogólnego rozwoju intelektualnego. Doskonała pamięć u dziecka słyszącego szerokim pasmem, zapewnia także nauczenie się szybko języka obcego z właściwym językowi akcentem. U starszych, zdolności adaptacyjne do wszelkich zmian maleją, aż do dobrze znanych protestów w najbliższym środowisku rodzinnym.

            Trzeba pamiętać, że wzmocniony głos z aparatu słuchowego, de facto głośnika, ma widmo akustyczne nieco inne niż to samo słowo wypowiedziane ustami. Słowo wypowiedziane droga naturalną i z głośnika jest dobrze rozumiane, ale jego krzywa na monitorze w dużym powiększeniu, wykaże znaczne różnice. Nasz ośrodek dekodujący w korze mózgowej natychmiast to wychwytuje, tak jak komputer nie uzna w poleceniu przecinka zamiast kropki. Podobnie jak różnice w brzmieniu tego samego słowa, wypowiadane przez różne osoby, które rozpoznajemy po głosie.

            Mówiąc w uproszczeniu, dotychczasowa droga słuchowa musi być „przeprogramowana”, „trzeba założyć obok nową linię”, co jest tym trudniejsze im pacjent jest starszy. Czas potrzebny do zaakceptowania aparatu słuchowego jest u dzieci krótki, a u starszych coraz dłuższy. Z tego powodu lekarz musi poświęcić dużo czasu, aby te fenomeny starszemu pacjentowi wyjaśnić. Gdy nie znajdujemy na to czasu, częstą reakcją na propozycję aparatu jest oświadczenie pacjenta, że „może jeszcze poczekam, bo jeszcze dobrze słyszę” itp. W podtekście znajduje się obawa o ujawnienie deficytu słuchu, dotychczas starannie ukrywanego.

            Uleganie tym oświadczeniom jest wysoce niekorzystne nie tylko z powodu trudniejszej akceptacji i adaptacji związanej z wiekiem. Chodzi tu także o niekorzystne utrzymywanie nadal wewnętrznych zmagań człowieka między ujawnieniem niedosłuchu i protezowaniem, a utrzymaniem status quo. Stan ten będzie trwał nadal, powoli zacznie dominować, odsuwając stopniowo na drugi plan wszelkie inne dotychczas ważne sprawy życiowe i zawodowe, z oczywistą szkodą dla pracodawcy i pracownika, a także w obcowaniu z bliskimi.

            Dlatego powinniśmy wytłumaczyć pacjentowi, jak wielkie korzyści niesie wczesne protezowanie. Że nie trzeba się wstydzić aparatu słuchowego, że przy właściwym protezowaniu wróci do normalnego życia, pod warunkiem jednak, że nie będzie odkładał dobierania aparatu do czasu głębokiego ubytku, bowiem wówczas adaptacja będzie znacznie trudniejsza. Na koniec trzeba pacjenta skłonić do powiedzenia, jakie jest jego zdanie, i na jakich argumentach je opiera. Uświadomi to nam, czy dokładnie zrozumiał wszystko to, co do niego mówiliśmy, nasze rozumowanie, bo mając upośledzenie słuchu, pacjent może źle, albo niewystarczająco rozumieć, to wszystko, co chcieliśmy mu przekazać.

     

    Jan Pietruski

    Emerytowany nauczyciel akademicki, doktor habilitowany, otolaryngolog, pisarz. Absolwent Akademii Medycznej w Lublinie, ale pierwsze kroki w zawodzie lekarza stawiał w Białymstoku. Autor ponad 300 publikacji naukowych.

  • 70 LAT UMB            Logotyp Młody Medyk.