Szczycimy się przedłużeniem życia naszego społeczeństwa, zapominając, że tacy chorzy wymagają specjalistycznej opieki. Mamy w kraju blisko sto tysięcy starszych osób, a zaledwie – ok. 400 - 500 geriatrów. Absurd.
Dzięki bogu nie jestem pesymistą, taki mam charakter, ale mimo to działalność ministra zdrowia w ostatnich kilkudziesięciu miesiącach napawa mnie niepokojem.
Nie wyliczam wszystkich bezsensownych pomysłów, które umarły śmiercią naturalną, tak jak choćby projekt zmian w KEL, czy pozbawione logicznego myślenia skrócenie kolejek kosztem chorych na nowotwór, i wiele innych.
Nie dziwi to, bo Bartosz Arłukowicz nie był przygotowany do kierowania tak wielkim resortem, tym więcej, że zastał na Miodowej prawdziwą stajnię Augiasza. Dziwi natomiast mianowanie go na to stanowisko, które przyniosło o wiele więcej szkód niż zysków.
Mimo wszystko patrzę optymistycznie na to, co się dzieje, bowiem już starożytni (Seneka) mówili, że błąd jest krokiem do postępu, że bez błędów nie byłoby postępu, a powtarzali to później inni wielcy myśliciele. Mówiąc prościej, na błędach się uczymy.
Dobrze byłoby, aby podmiotem tych błędów nie byli chorzy i starsi chorzy, nie mogący czekać. Znakomity chirurg, filozof, b. rektor Warszawskiej Akademii Medycznej, podsumowując Ogólnopolską Konferencję Naukową „Etyka w medycynie wczoraj i dziś” w Gdańsku we wrześniu 2013 roku powiedział: „Ograniczanie lub wstrzymanie leczenia chorych na nowotwór, jest wyrokiem, ale jest też przestępstwem”.
Ostatnim krokiem Bartosza Arłukowicza, znaczenia którego nie można przecenić, był wyraźny ukłon w stronę geriatrii, szkolenia lekarzy w kierunku geriatrycznym. Decyzja ta, czy może jeszcze raczej projekt, jest niesłychanie ważna. Oby tylko nie został na papierze. Szczycimy się przedłużeniem życia naszego społeczeństwa, zapominając, że starsi chorzy wymagają wysoce specjalistycznej opieki. Mamy w kraju blisko sto tysięcy starszych ludzi, a zaledwie - wg różnych danych - około 400 - 500 geriatrów, co jak łatwo obliczyć, jeden lekarz musi służyć opieką i leczeniem dwustu starszym ludziom. Większość, jeżeli nie prawie wszyscy, tej opieki potrzebują. Absurd.
Pomijając kwestię niezbędnego szkolenia młodych lekarzy w tym kierunku, chciałbym usłyszeć odpowiedź na pytanie, czy oprócz powyższej deklaracji jest przygotowany szeroki i dokładny plan działania, ale tego nie usłyszałem. Szkolenie wielu lekarzy geriatrów jest koniecznością natychmiastowego jego rozpoczęcia. Dlatego poniżej kilka słów na ten temat, bowiem problem jest ultraważny, a dokładna „mapa drogowa” musi powstać jak najszybciej z obowiązkiem jej realizacji.
Pierwsze pytanie, które się nasuwa: kto ich będzie szkolił, w jakich ramach, gdzie i kiedy? Odpowiadam od razu; najlepiej już od trzeciego, pierwszego klinicznego roku studiów. Dziś bowiem, według moich prywatnych ankiet, ogromna większość lekarzy, nie tylko tych najmłodszych, uważa, że geriatra zajmuje się leczeniem rozmaitych choroba u starszych ludzi, nie biorąc zupełnie pod uwagę tego, że człowiek starszy i jego organizm, także starszy, pracuje na zupełnie innych zasadach, zupełnie inaczej, że pozwolę sobie na porównanie z urządzeniem po naprawie, które będzie działać, ale nigdy jak nowe.
W miarę lat pracujemy inaczej, męczymy się szybciej, potrzebujemy więcej odpoczynku, zażywamy różne leki, pamięć nie jest tak dobra jak dawniej, przebyliśmy wiele chorób a także operacji - i tak można wyliczać. Gdy taki organizm dotknięty jest jakąś chorobą, którą młody „przenosi” i pracuje dalej, u starszego może być - i często bywa - poważnym lub bardzo poważnym problemem. Oczywistą jest rzeczą, że musimy podchodzić zupełnie inaczej do takiego pacjenta. Dziś wie o tym zaledwie garstka lekarzy geriatrów.
Napisałem przed chwilą, że na studiach w odpowiednim czasie powinien się znaleźć w programie, np. w jednym semestrze, cykl obowiązkowych wykładów z końcowym zaliczeniem! Nie kilka godzin wykładów, i odfajkować, ale poważne nauczanie tej specjalności. Pozostaje jednak kwestia, jak postępować ze stu tysiącami naszych pracujących lekarzy, którzy studia mają dawno za sobą, gdy o geriatrii nikt jeszcze nie słyszał. I to im trzeba pilnie zorganizować poważne szkolenie, systematyczne i obowiązkowe.
Przede wszystkim w trybie szybkim wykształcić w każdym uniwersytecie medycznym wysoko kwalifikowaną kadrę dydaktyczną, znającą i rozumiejącą powagę tematu. Kto ich będzie szkolił, tego nie wiem, ale przygotowujący program muszą to wiedzieć i muszą znaleźć odpowiednich ludzi, aby cała ważna akcja nie znalazła się pod dywanem. Dziś bez większych trudności można zatrudnić ludzi z zagranicy, którzy wykształcą w ciągu krótkiego czasu znakomitych specjalistów, a ci z kolei będą szkolić studentów w całym kraju. To wszystko, o czym napisałem, powinno się odbyć szybko, bo starszych ludzi przybywa.
Nie wiem, czy projektodawca wie, jak to zorganizuje, ale wiem, że ma z pewnością zespół doradców zarówno ze strony merytorycznej, o czym wspomniałem, ale przede wszystkim strony organizacyjnej, którą musi być czym prędzej dieta - na ostatni guzik, a nieodkładana na później. Do tego nie wolno dopuścić.
Pozostaje pytanie, skąd wziąć na to pieniądze? To pytanie codzienne i tym się nie zajmujemy w tej chwili, ale są władze, które nasze pieniądze dzielą. Musi się znaleźć ktoś roztropny, kto te pieniądze znajdzie dla naszych rodaków, którzy życie oddawali ojczyźnie. Im więc i ich następcom to się jak najbardziej należy. Kończę ten problem stwierdzeniem, że niedofinansowanie lecznictwa w naszym kraju jest dla Polski haniebne. Jest tak katastrofalne, że na liście 28 krajów UE znajdujemy się razem z nauką na 25 i 26 miejscu. Jaki to wstyd dla kolejnych rządów w dwudziestopięcioleciu wszechstronnego rozwoju naszego państwa!
Przekonaliśmy się już nie jeden raz, jak łatwo uszczknąć ułamek procenta ze wszystkich bogatych dziedzin budżetowych. Tych, które trwonią nasze pieniądze, przyznając nagrody za nic, budując bez potrzeby nowe wspaniale siedziby, wyposażając je za kolosalne pieniądze, zamiast pracować w skromnych biurach, posługując się najdroższymi limuzynami, jakby nie można ich było zastąpić czymś skromniejszym. Może ktoś z nowych władz w niedalekich wyborach o tym wszystkim pomyśli? Bo to są źródła niezbędnych oszczędności. Cieszymy się, że się rozwijamy, ale na miłość boską, czy zdrowie obywateli, którzy to tworzą, nie jest co najmniej tak ważne, albo ważniejsze.
I jeszcze na zakończenie zagadnienie „kolejkowe”. Mamy za mało lekarzy rodzinnych poz, którzy - mimo szkalowania ich medialnie - są zawodem zaufania publicznego. Musimy rozwiązać na szerszą skalę szkolenie lekarzy rodzinnych, których jest zbyt mało i dlatego zbyt często kierują pacjentów na konsultacje, czy inne badania dodatkowe, a powinni rozwiązywać różne problemy we własnym zakresie z obopólną korzyścią.
Żywimy nadzieje, że nowy minister zdrowia zwróci na to uwagę, bowiem nasze lecznictwo mimo technicznych nowości jest w takim stanie, że po ludzi z kolejki przyjeżdża na sygnale erka.
Jan Pietruski