Uniwersytecki Szpital Kliniczny oficjalnie rozpoczął swoją działalność 15 grudnia 1962 roku. Tego dnia do szpitala trafili pierwsi pacjenci I Kliniki Chirurgii.
Nie było jednak uroczystego otwarcia, ani przecięcia wstęgi, ani też mediów. Jak wspomina ten dzień prof. Zbigniew Puchalski, były rektor Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku, a także wieloletni szef I Kliniki Chirurgii, to był zimowy, choć niezbyt mroźny dzień z niewielką ilością śniegu. Pacjentów I Kliniki Chirurgii, która mieściła się w Wojewódzkim Szpitalu Zespolonym (w budynku obok chirurgicznej izby przyjęć WSZ, w którym potem przez wiele lat mieściła się Klinika Chirurgii Szczękowej) sanitariusze sadzali na wózki inwalidzkie, opatulali kocami i tak transportowali do nowego budynku szpitala klinicznego - na trzecie piętro. Tego dnia działały już windy osobowe i towarowe, więc cała operacja przebiegła dość sprawnie.
- Po przeniesieniu chorych, spotkaliśmy się w ówczesnym gabinecie dyrektora szpitala dr. Antoniego Tołłoczki (powołany został na to stanowisko podczas budowy). Gabinet mieścił się na pierwszym piętrze, tam gdzie teraz jest Klinika Hematologii - wspomina prof. Puchalski. - Przybyli tam też: prof. Jakub Chlebowski, rektor uczelni, oraz prof. Feliks Oleński, szef Kliniki Chirurgii, a jednocześnie prorektor ds. klinicznych. Były też dwie czy trzy osoby z władz, których nazwisk, ani funkcji nie pamiętam. Dyrektor otworzył butelkę szampana, wypiliśmy po lampce. I rozeszliśmy się do pracy.
W kolejnych miesiącach 1963 roku do szpitala przenosiły się kliniki: w kwietniu II Klinika Chirurgiczna, w czerwcu Klinika Otolaryngologiczna, w czerwcu Klinika Położnictwa i Chorób Kobiecych, w lipcu Klinika Neurologii, a we wrześniu I i II Kliniki Chorób Wewnętrznych.
- Ja rozpocząłem pracę w Państwowym Szpitalu Klinicznym 15 czerwca 1963 roku - wspomina prof. Marian Szamatowicz. - Razem ze mną z ul. Warszawskiej zostali oddelegowani: dr Andrzej Cretti, dr Celina Dubiel i dr Jan Urban. Jesienią ruszyła sala porodowa i zaczął funkcjonować oddział patologii ciąży. Jeślibyśmy porównali warunki, jakie były w szpitalu przy ulicy Warszawskiej, i w tym nowym przy ul. M. Skłodowskiej-Curie, to było jak niebo i ziemia. My, jako klinika, mieliśmy to szczęście, że mogliśmy zgłosić swoje uwagi, jeszcze na etapie projektowym. Wywalczyliśmy, że dwa schrony TOPL (terenowej ochrony przeciwlotniczej) zostały przekazane nam na nasze pracownie.
Z kolei prof. Marian Furman, wieloletni kierownik Kliniki Chirurgii Klatki Piersiowej zapamiętał z pierwszych dni pracy w PSK jeszcze coś innego.
- Pamiętam, że na salach, co było wówczas nowością, były dzwonki przy łóżkach pacjentów - opowiada. - I na początku non stop tak bardzo głośno dzwoniły. Dopiero po jakimś czasie udało się je nieco wyciszyć.
Wszyscy nasi rozmówcy podkreślają, że szpital 50 lat temu był bardzo nowoczesną placówką. Jednak czas jego świetności już minął. Dlatego tak wielkie są oczekiwania co do budowy nowej części i modernizacji starej.
Katarzyna Malinowska-Olczyk