W ciągu najbliższego roku mają się zakończyć procedury rejestracyjne Stowarzyszenia Absolwentów i Przyjaciół AMB/UMB w Ameryce Północnej. Nieoficjalnie organizacja działa od trzech lat, a byli studenci uczelni spotykali się już na trzech zjazdach: w Waszyngtonie, Chicago, a w tym roku w Nowym Jorku.
Są już wstępne założenia statutu stowarzyszenia. Jego powinnością ma być wspieranie ducha lojalności i promowanie białostockiego Uniwersytetu Medycznego w USA. Celem ma być też wzmacnianie więzi między absolwentami mieszkającymi w Ameryce Północnej, a macierzystą uczelnią.
Przygotowane są też ogólne założenia struktury organizacyjnej. Z powołanej na zebraniu założycielskim grupy inicjatywnej zostanie wyłoniony ścisły zarząd z prezesem, wiceprezesem, sekretarzem oraz skarbnikiem. Zarząd będzie uczestniczyć we wszystkich zjazdach, spotkaniach stowarzyszenia, a także reprezentować je w relacjach z UMB i innymi organizacjami. Jego członkowie mają pełnić rolę łączników pomiędzy pozostałymi członkami stowarzyszenia, a np. Biurem Programów Międzynarodowych i innych działów UMB. Założyciele planują, że w przyszłości jego członkowie mieliby płacić roczne składki. Planowane jest również powołanie fundacji (inicjatywa prof. Jerzego Sarosieka z Teksasu), której zadaniem będzie gromadzenie funduszy na wspomaganie działalności macierzystej uczelni. Brane jest także pod uwagę pisanie i wydawanie biuletynu stowarzyszenia oraz utworzenie zakładki na stronie UMB, gdzie znalazłyby się informacje o absolwentach w Ameryce Północnej.
W USA organizacje skupiające absolwentów mają długą tradycję. Prawie każda amerykańska uczelnia taką ma. Jednoczą one i integrują osoby, które ukończyły np. dany uniwersytet. Dawni studenci często też wspierają finansowo swoje macierzyste szkoły wyższe (USA ma jasno określone kwestie odliczeń od podatku darowizn dla nich). Z kolei w zamian uczelnie swoim najbardziej zasłużonym fundatorom przyznają nagrody i medale, fundują pamiątkowe tablice, czy nazywają katedry ich imieniem. Ponadto absolwenci wspierają się nawzajem; bywają sytuacje, że np. w danej instytucji dominują osoby, które ukończyły tę samą uczelnię. W USA do tej pory powstały cztery stowarzyszenia skupiające abiturientów polskich szkół wyższych m.in. Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu czy Uniwersytetu Warszawskiego. Naukowcy - absolwenci tych placówek zapraszają do siebie młodszych kolegów i wspierają w trudnych początkach. I tak np. przez teksańskie laboratorium prof. Waldemara Priebe (prezes stowarzyszenia skupiającego w USA byłych słuchaczy UW) przewinęło się już ok. 40 naukowców z Polski.
- Początkowo fakt, że zatrudniam tak wielu Polaków, wzbudzał wśród moich kolegów pewne kontrowersje. Obracałem to jednak w żart, tłumacząc, że zakładam polską mafię - mówił w artykule dla „Rzeczpospolitej” prof. Priebe.
Podobnie prof. Maria Siemionow, kierownik oddziału chirurgii plastycznej i mikrochirurgii w Clevlend w Ohio, która dokonała w USA pierwszego przeszczepu twarzy, wciąż podtrzymuje współpracę z UM w Poznaniu. Do tej pory dzięki jej poparciu ponad 20 polskich stażystów otrzymało stypendia i mogło szkolić się w klinice w Cleveland.
Także jeden z inicjatorów i założycieli Stowarzyszenia Absolwentów UMB w USA, dr Włodek Łopaczyński, pracując w Narodowych Instytutach Zdrowia w Bethesdzie (Maryland) zorganizowal przyjazd oraz pobyt kilkunastu naukowców oraz lekarzy pochodzących głównie z UMB.
- Nasi absolwenci świetnie sobie radzą i to zarówno w Polsce, jak i na świecie - mówi rektor UMB prof. Jacek Nikliński. - Szczególnie nas cieszą ich sukcesy w Ameryce Północnej. To oni wystawiają nam najlepszą rekomendację, podnoszą prestiż i rangę uczelni w świecie, pokazują, że dyplom UMB jest przepustką do pracy w najlepszych jednostkach naukowych.
Katarzyna Malinowska-Olczyk
W tym roku w październiku odbył się już trzeci Północnoamerykański Zjazd Absolwentów UMB. Dlaczego te spotkania są dla Was tak ważne?
Dr Włodzimierz Łopaczyński, Bethesda: Jestem przede wszystkim zmotywowany uczuciem lojalności, jakie mam w stosunku do swojej uczelni. AMB pozwoliła mi na rozwój naukowy, przez co mogę robić w tej chwili to, o czym marzyłem, będąc jeszcze w Białymstoku. Oczywiście nie byłoby to możliwe bez moich mentorów i przyjaciół w osobach nieżyjącego już prof. Gałasińskiego, prof. Idy Kinalskiej czy prof. Jana Skowrońskiego. Czyli poniekąd spłacam zaciągnięty wobec dawnej szkoły dług. Należy stwierdzić z przykrością, że w czasach gdy studiowałem, AMB znajdowała się w „ogonie” polskich uczelni medycznych i sporo studentów przenosiło się pod koniec studiów głównie do Warszawy, żeby mieć bardziej rozpoznawalny w świecie dyplom lekarski. Teraz jednak mam dużą satysfakcję, że po tylu latach jesteśmy jedyną polską uczelnią medyczną w Ameryce Północnej reprezentowaną przez absolwentów, którzy porobili tutaj kariery, pomimo że ukończyli AMB. Poza tym jest to także sprawa osobistego odczucia spełnionej misji (trzy kolejne zjazdy) i tego, że mamy tutaj tak liczną i aktywną grupę członków oraz sympatyków. Jako naukowca w dalszym ciągu intrygują mnie losy naszych abiturientów. W wielu przypadkach można je łatwo śledzić za pomocą internetu, poszukiwać znajomych, rozpoznawać i kojarzyć nazwiska, licząc na okazje do ponownego spotkania. Ważne jest także zaangażowanie władz uczelni oraz miasta i znacząca pomoc ze strony polskiej dyplomacji w USA.
Dr Andrzej Dankowski, Denver: Uczestniczyłem we wszystkich zjazdach. I planujemy przyjeżdżać co roku. Dlaczego lubimy te spotkania? Powodów jest kilka. Po pierwsze to doskonała okazja, by spotkać starych znajomych na neutralnym gruncie. Jest to jednocześnie możliwość nawiązania nowych znajomości. Ponadto te spotkania są inspirujące. Chyba śmiało mogę określić wszystkich uczestników jako ludzi sukcesu. Oni inspirują nas do działania, odkrywania nowych pomysłów. Wymiana życiowych doświadczeń, rozmowy są nieocenioną okazją do własnego rozwoju. Dla mnie jest to chyba najbardziej istotny powód, żeby się spotykać. Oczywiście równie ważne są spotkania i rozmowy z przedstawicielami władz miasta i UMB. I na koniec powód najmniej ważny: te wyjazdy to możliwość wyrwania się z domu i miłego spędzenia czasu w atrakcyjnym miejscu.
Dr Małgorzata Kinalska, Houston: Dla mnie te zjazdy mają wielokrotną wartość. Oprócz tego, że jest to okazja do wyrwania się poza miasto, to jeszcze okazja towarzyska. W pewnym wieku wielu nowych przyjaciół się nie zyskuje, a takie spotkania z ludźmi ze wspólną przeszłością i zrozumieniem pozwalają na utworzenie nowych i znaczących znajomości. Chociaż wcześniej mimo obietnic nie spotykałam się z kolegami z dawnej AMB, to wiemy, że teraz spotkamy się za rok. Poza tym zbudował mnie fakt, że tylu naszych absolwentów zrobiło naprawdę prawdziwe kariery. Wcześniej nie miałam o tym pojęcia! Fakt, że moja macierzysta uczelnia zrobiła taki postęp jest dla mnie tutaj wielkim wsparciem. Właśnie wczoraj wykonałam telefon do mego kolegi z Texas Children Hospital Residency Program i bez wahania poleciłam studentkę, która kończy studia medyczne w Polsce, by zaproponował jej wizytę kwalifikacyjną.
Not. kama