Te kolory najsilniej ze sobą kontrastują. Białe aniołki i czarne diabły, czarne litery na białym tle, biel salonów i czerń kominów. Długo można się bawić w takowe układanki, ale czy ma to sens?
Biel przejawia tendencję do brudzenia się, a czerń płowieje, blaknie. Im wnikliwiej się przyglądamy, tym lepiej widać odcienie i tę kwestię można zakończyć banalnym stwierdzeniem: samo życie!
Właśnie fundamentalna wartość, jaką jest życie, podzieliła białych i czarnych, środowiska protestujące pod tymi barwami. Nie obawiajcie się mili moi, nie zamierzam w konwencji felietonowej włączyć się do dyskusji. Przeżyłem te emocje jako poseł II kadencji, kiedy to Sejm RP przyjął obowiązujące do dziś prawo dopuszczające warunkową aborcję, zwane przez jednych rozsądnym, a przez innych zgniłym kompromisem. Z jednym się stanowczo nie zgadzam, że to tylko sprawa kobiet („dziewuch”), chłopy mogą przyjąć pozycję strusia i schować głowę w piasek. I mam nadzieję, że uda się zbliżyć czerń do bieli, a biel do czerni. I na pewno pozostajemy cywilizacją życia.
Zmiana barw
W starym dowodzie osobistym mam wpisane w pozycji kolor włosów - blondyn. Latem bywałem jasnym blondynem, w pozostałe pory roku ciemnym. Aż przyszła taka chwila, że zyskałem na wartości i noszę teraz srebro na głowie. Jedna z babć radziła mi, bym jadł dużo rzodkiewki, to znów mi włosy ściemnieją. Nie pomogło. I dobrze, siwizna bywa uznawana za atrybut mądrości i powagi, wycisza agresję u oponentów, uszlachetnia, dodaje odwagi, choć siły już nie te, co przed wojskiem. Nawet wybitny znawca użył określenia, że siwy kolor włosów należy uznać za najszlachetniejszy. Ich właściciel staje się białym krukiem, kimś wyjątkowym. Miłe to, tylko cholernie szybko przybywa wokół mnie takich białych kruków z prawem do darmowego przejazdu autobusem miejskim. Można też uwierzyć, że zwłaszcza wczesna siwizna podnosi atrakcyjność mężczyzny wśród pań skorych do eksperymentowania. Przepraszam, do kiedy można się kwalifikować jako wczesno-siwy? Czy ma to związek z wcześniejszą emeryturą? Przestrzegam natomiast wszystkich przed odsiwiaczami, bo można na ten przykład stać się rudawym, w czym nie każdemu dobrze i miło. To już lepiej wierzyć, że naukowcy poradzą sobie z tym problemem, co może skończyć się przyznaniem nagrody Nobla. Zachęcam.
Dodam jeszcze, że przyszło mi tym łatwiej pogodzić się z siwizną, bo z urodzenia jestem białym Kurpiem. Nie zielonym spod Myszyńca, ale z Puszczy Białej. W niej biel brzóz ubogaca zieleń sosen. Farbowanych lisów się tam nie spotyka.
Białe niedziele
Tak zwie się niedziele przewodnia, następna po Wielkiej, czyli Wielkanocnej. Od 2000 roku w Kościele katolickim jest obchodzona z ogłoszenia św. Jana Pawła II jako Niedziela Miłosierdzia Bożego. Z kolei w Kościele prawosławnym jest to Wielkanoc Umarłych, a niesione wówczas na groby jedzenie miało pomagać zmarłym w drodze do nieba.
Chcę jednak napisać o lekarskich Białych Niedzielach. Pamiętam, jak i profesorowie białostockiej Akademii Medycznej ochoczo wyjeżdżali na tereny wiejskie, by szerzyć higienę, udzielać porad, okazać rolnikom pomoc w sprawie - jak już pisałem - najważniejszej, bo ratowania życia. Kiedyś nawet wybrałem się na taki wyjazd z profesorami barwy zielonej. Był tłum, była radość (mam wątpliwość, czy podzielają ją najmłodsi bojący się pań i panów w białych fartuchach) i dobrze wyczuwalna szczera wdzięczność.
Tak te momenty zapamiętał kolega Adam Anastaziuk. Prof. Franciszek Taraszkiewicz stanął przy piecu, by nieco rozgrzać swe zziębnięte kości, bo na dworze panował późnojesienny chłód. Został przedstawiony i zaczął pogawędkę. Aliści, z nieznanego powodu słuchacze, a zwłaszcza kobiety, zaczęły opuszczać salę. Lekka konsternacja, sytuacja jednak szybko się wyjaśniła. Matki wróciły do izby z małymi pociechami. Profesor przerwał mówienie i zajął się badaniem pacjentów. Kiedy grubo po północy zakończył posługę medyczną, padło pytanie, czy nie żałuje tego wyjazdu, tej niedzieli w głuszy wiejskiej i w ogóle, jak się czuje? Odpowiedź brzmiała: - To był jeden z najpiękniejszych dni w moim życiu.
Zamazywanie barw
Chciałem sprawdzić z pomocą internetu, czy takie Białe Niedziele się jeszcze odbywają. O tak, natrafiłem na ogłoszenia z różnych stron Polski z zaproszeniem na spotkania z lekarzami, miłe wrażenia uczestników z tych wyjazdów, także studentów medycyny i podziękowania wójtów. Znalazłem jednak i wstępniak: „Czy słyszeliście kiedyś nazwę Biała Niedziela? Za czasów PRL-u były one elementem profilaktyki zdrowotnej, a dla młodych lekarzy, studentów, szansą na sprawdzenie swojej wiedzy i umiejętności w terenie. Niestety, Białe Niedziele były także elementem propagandy władzy (…). Ciężką pracę lekarzy władza wykorzystywała więc nie tylko, by dbać o zdrowie obywateli, ale także by pokazać społeczeństwu swoje zainteresowanie biedniejszymi rejonami Polski”.
Drogi kolego Franciszku, od dawna nie ma Ciebie wśród nas, ale mimo to chciałbym Cię przeprosić za ten tekst w barwach poszarganej, brudnej bieli. I chciałbym tak po prostu od siebie podziękować tym wszystkim lekarzom, pielęgniarkom i w ogóle pracownikom służby zdrowia - białej służby, którzy wykonywali swą powinność najlepiej jak potrafili bez względu na to, kto rządził i jak rządził.
Adam Czesław Dobroński