Czy godzi się w periodyku wydawanym przez Uniwersytet Medyczny pisać o cmentarzach? Nie mam wątpliwości, że tak i wcale nie w opozycji do misji ratowania życia ludzkiego. Bo jednak przychodzi taki moment, że odchodzimy na zawsze z tego padołu łez, ale i szczęścia.
Uczmy się pięknie wspominać naszych bliskich, chwalić Pana Boga i Maryję. |
Nekropolia w języku greckim to miasto umarłych, w starożytnym Rzymie sytuowane przy drogach, w Polsce katolickiej do przełomu XVIII i XX wieku wokół kościołów. To swoiste księgi tych, którzy poprzedzili nas w drodze do Pana, do wieczności, do innego świata, poza smugę cienia itp. Ten wątek urywam, bom nie teolog, ani filozof. Jako historyk dodam tylko, że cmentarze uznać można za monumentalne archiwa, dla znawców sztuki to także galeria rzeźb, dla filologów - biblioteka epitafiów, dla przyrodników - często ostoja drzew i krzewów. Dla nas wszystkich - miejsce zadumy i miejsce pożegnań.
Cmentarne refleksje
Banalne to stwierdzenia, że ludzi podzielonych za życia czeka wspólny finał. Na cmentarzach też jednak równości nie widać. Są nekropolie otoczone legendą, opiewane przez poetów, nawiedzane przez wycieczki. Przykładem niechaj będzie wileńska Rossa, Stara i Nowa, z mauzoleum Matki i Sercem Syna - marszałka Józefa Piłsudskiego, Górkami Literacką i Anielską, kaplicami i katakumbami (zniszczonymi w 1952 r.), kwaterami żołnierskimi (polscy i litewscy bojownicy z walk w latach 1919-1920 spoczęli spokojnie koło siebie), monumentalnymi pomnikami, by wspomnieć ojca historyków Joachima Lelewela, wielką litanią wielkich nazwisk, zachwycającymi figurami Chrystusa i jego Matki oraz skrzydlatych aniołów. Pierwsze pochówki w tym miejscu datowane są na XV wiek, cmentarz powstał w 1769 roku, zaczęto go dewastować po 1945 roku (wcześniej też hulały tu wichry i smagały warkocze deszczu, zdarzały się wyczyny szaleńców), wpisano do księgi zabytków dopiero w 1969 roku. Bliżej nas leży stary cmentarz grodzieński z grobem Elizy Orzeszkowej. Niestety, to nadal umierająca nekropolia, choć próby jej uratowania trwają.
I grób grobowi nierówny, tylko na parafialnych cmentarzach, daleko od drogi, zachowały się jeszcze kopczyki z drewnianymi krzyżami. W miastach przybywa „gmachów cmentarnych” stawianych ku chwale zmarłych, ale bywa, że i fundatorów. Niektórzy za życia umieszczają swe imię, nazwisko, datę urodzenia, więc trzeba będzie wpisać tylko datę śmierci. Nie kpię, każdy ma swoje racje. Myślę jednak, że nasze wspólne zadowolenie byłoby większe, gdyby na cmentarzach piękno górowało nad bylejakością. Zachęcam do obejrzenia starej nekropolii łomżyńskiej (założona w 1801 r.) z cudownymi pomnikami postaci dziecięcych. Oglądając je mam ochotę sięgnąć po któryś z wierszy ks. Jana Twardowskiego. Uczmy się pięknie wspominać naszych bliskich, chwalić Pana Boga i Maryję.
Tu zacznę nowy, krótki akapit, by z żalem dodać, że umarła i poezja cmentarna. Nie żal mi grafomaństwa („Śpij spokojnie me Kochanie, gdy ja umrę, to mi wyjdziesz na spotkanie”) i rymowanych próśb „o modlitwę do Boga, bo i ciebie czeka ta sama droga”. Darujmy sobie złośliwości („Tu leży mój mąż,/ Który bił mnie wciąż,/ Śpij spokojnie w grobie,/ Ulżyłeś mnie i sobie” - przytaczam za Jackiem Kolbuszewskim, „Wiersze z cmentarza”). Zdaję sobie sprawę, że łatwiej wydać tysiące złotych, niż dać oryginalne świadectwo głębokiego żalu.
Tradycje i wizje
Pamiętam pierwsze dwa dni listopadowe z rządkiem staruszek od bramy cmentarnej aż po kaplicę, wyciągającymi ręce po drobniaki i żarliwie odtwarzającymi paciorki za dusze właśnie opłaconych zmarłych. Pamiętam mogiłki ogacone gałęziami świerków ze świeczkami wetkniętymi w piasek, w miarę upływu lat zastępowanymi przez okrutnie dymiące znicze. Nie pamiętam już obrzędów zadusznych, jedynie opowieści starutkich sąsiadek o duchach, które w ten czas zlatywały się na cmentarz. Im dalej od tych dziecięcych i wczesno młodzieńczych wspomnień, tym bardziej Dzień Wszystkich Świętych kojarzył mi się - ale nie przede wszystkim - ze spotykaniem znajomych, którzy tego dnia pielgrzymowali do rodzinnego miasta. Obecnie, snując się wolno alejkami, czytam na nagrobkach kolejne nazwiska zmarłych, których przecież znałem. To oni już są TAM?
W ten dzień pielgrzymowania wśród grobów obowiązkowo szliśmy na kwatery żołnierskie, skromne, jednakie z 1920 roku, i już lastrykowe wspólne mogiły z lat okupacji. Stawiało się tam blaszane małe znicze, migały radośnie ku chwale bohaterów. Przy gronie poległych w sierpniu 1944 roku Akowców kłanialiśmy się wcale jeszcze wówczas nie tak bardzo starym panom, którzy odwiedzili swych kolegów, a na ten czas zakładali na rękawy opaski biało-czerwone. To były święte miejsca, choć nikt tam nie wygłaszał przemówień.
Nijak to się ma do współczesnych realiów, do politycznych gier cmentarnych. Nie bardzo rozumiem dyskusji na temat prawa do rozsypywania prochów nawet w ogródku. Przyzwyczajamy się do kolumbariów na cmentarzach. W Polsce pierwsza spalarnia zwłok powstała dopiero w 1993 roku, a dzisiaj ponoć rocznie dokonuje się już ok. 40 tys. kremacji. Obawiam się, że przybędzie zwolenników biżuterii z ludzkich prochów (!), już zgłosili się chętni do pochowania bliskich na wirtualnych cmentarzach (taniocha!).
Ośmielam się prosić o zapalenie małego znicza na grobie gdzie nikt w tym roku nie dotarł. Cmentarz to dobre miejsce do wykazania się solidarnością.
Adam Czesław Dobroński (urodzony 1 listopada).