Zaczynam pisać ten tekst 27 września w hotelu w Mińsku Białoruskim. Wczoraj otrzymałem maila od Pani redaktor, że w kraju liście za oknem żółkną i czas na kolejny felieton.
Tu też żółci dużo, nie tylko tej naturalnej. W telewizji włącza się kanał rosyjski z reportażami z Ukrainy. O dzielnych ochotnikach i zbrodniczych żołnierzach, ci pierwsi mają flagi rosyjskie, ci drudzy krew na rękach niewinnych mieszkańców Donbasu. Młoda kobieta czyta na Pokłonnej Górze w Moskwie wiersz z frazą, że słowa z Kijowa o bohaterstwie żołnierzy ukraińskich brzmią jak Heil Hitler!
Propaganda
Podczas niedawnej dyskusji historycznej w Grodnie padło stwierdzenie, że II Rzeczypospolita zanim poniosła klęskę we wrześniu 1939 r., to wcześniej przegrała wojnę informacyjną z Moskwą. Skutek był taki, że mniejszości słowiańskie na Kresach uwierzyły propagandzie moskiewskiej, z nadzieją powitały agresorów spod czerwonej gwiazdy. Inna sprawa, że władze polskie poskąpiły zwłaszcza chłopom białoruskim i ukraińskim owej nadziei na lepsze życie. Trudno trwać w biedzie bez nadziei, nawet kłamliwej, jednak sączonej uporczywie, na różne sposoby. Kto nie chciałby żyć w raju, zażywać sprawiedliwości społecznej, mieć więcej?!
W łgarstwie komisarze sowieccy byli mistrzami, prymitywnymi, ale skutecznymi. Do licznych anegdot sprzed 75 laty dodam jeszcze jedną, zasłyszaną dziś. Skończyła się już wojna, a rozpoczęła okupacja sowiecka. Mieszkaniec tzw. Zachodniej Białorusi znalazł się z woli władz w Mińsku. Ubrał się na tę okoliczność jak na wesele, zauczestniczył w fetowaniu święta i mając nieco czasu wolnego wyszedł na miasto. Natrafił na wielki magazyn (sklep) z jeszcze większą kolejką. Rzucili cukier! Bohater tej opowieści stanął posłusznie w ogonku, a że wyróżniał się elegancją w tłumie, to podszedł do niego milicjoner i zapytał: skąd, dlaczego tu, po co? Przybysz okazał się lotny, zagrał va banque, więc ludowy stróż porządku krzyknął na cały sklep: Towarzysze, przepuście tego oto grażdanina, który przyjechał do nas z byłej pańskiej Polszy. On przez 20 lat nie widział cukru! Przepuścili!
Wielu obywateli II RP wspomnianych narodowości uwierzyło zatem wizji czerwonego raju i sprawiedliwości stalinowskiej z NKWD w roli lucyperów. Rozczarowali się dość szybko, po latach mówili zaś, że ten pierwszy Sowiet nie był jednak najgorszy, przyszedł i po niespełna dwóch latach nawiał. Ten drugi przyszedł latem 1944 roku i już został na bardzo długo.
Walczące Grodno
Wrócę do dyskusji grodzieńskiej, połączonej z otwarciem wystawy na dziedzińcu Konsulatu Generalnego RP i objazdem miejsc walk, cmentarzy, grobów. Nie będę jednak opisywał obszerniej obrony miasta, jedynej takiej w tamtym wrześniu. Pierwszego dnia - 20 września - walki były zwycięskie, drugiego też zacięte, ale Sowieci podciągnęli posiłki. Notabene Grodno miała zaatakować cała brygada pancerna Armii Czerwonej, której jednak zabrakło paliwa, więc do miasta wjechało tylko w pierwszym rzucie 11 czołgów, zniszczonych w większości z pomocą butelek z benzyną. Doborowe pułki grodzieńskie wyekspediowano wcześniej do walki z dywizjami niemieckimi, ich miejsce zajęły pododdziały wartownicze, rezerwiści. Najpiękniejszą kartę zapisały „Orlęta grodzieńskie”, harcerze, gimnazjaliści. Przybywało ofiar cywilnych, do dziś nie ustalono i nie oznaczono wszystkich miejsc pochówków.
Zanim jednak zaczniemy wypominać zaniedbania obecnym władzom grodzieńskim, zapytajmy, jak my uczciliśmy bohaterów z grodu nadniemeńskiego. Pamiętam, bom stał w tłumie, że było podniośle i radośnie, kiedy w farze białostockiej odprawiono uroczystą Mszę świętą i odczytano komunikat o odznaczeniu Grodna Krzyżem Virtuti Militari. Powtarzaliśmy: dobrze, że wreszcie, że stało się, że świętujemy ten fakt w stolicy ówczesnego województwa, do którego należało Grodno. Potem się okazało, że odznaczenie nadał oszust, który podawał się za prezydenta RP w Londynie, sprzedawał ordery i stopnie oficerskie. Prezydent R. Kaczorowski na jego wspomnienie czerwieniał na twarzy i ręce mu drżały. Nie wymienię celowo nazwiska samozwańca, dodam tylko, że zdążył tenże odznaczyć i Prezydenta III RP.
Walczące Grodno
A co zrobiono siłami własnymi w Białymstoku? Poszukajcie Państwo na planie naszego miasta ulicy lub placu Obrońców Grodna. Szukajcie starannie, bo zwłaszcza placów i skwerów nam przybywa, wraz z nimi patronów wprowadzanych do pamięci zbiorowej. A może ktoś słyszał o płycie pamiątkowej, kamieniu, krzyżu ze wskazaniem na miasto królewskie? Jest na ten przykład kilkanaście upamiętnień walk w Białymstoku w dniu 15 września 1939 r., które nawet dumnie nazywa się bitwą. Jest reduta i mauzoleum w pobliskiej świątyni. I dobrze, że są, ale to zasługa głównie mjr. Antoniego Maleckiego i ks. Tadeusza Krawczenko, obu już świętej pamięci. Nie jest też prawdą, że zorganizowano w 1939 roku obronę Wilna. Miasto nad Wilią zostało „haniebnie opuszczone” (cytat źródłowy) przez dowództwo i większość oddziałów polskich, doszło jedynie do lokalnych starć. Powtarza się często, że Sowieci zastrzelili 18 września żołnierzy polskich stojących na warcie przy płycie Marszałka Józefa Piłsudskiego na Rossie. Tymczasem wartę wojskową wycofano już 13 września, potem pełnili ją m.in. harcerze i rezerwiści, ale też odeszli na wiadomość na zbliżających się siłach nieprzyjacielskich.
A skoro o paradoksach mowa, to wspomnę jeszcze nieskromnie, że udało nam się (po cichu) wydać w oddziale białostockim Krajowej Agencji Wydawniczej - uważanej za firmę postkomunistyczną - wspomnienia Jana Siemińskiego „Walczące Grodno”. To był wspaniały, skromny człowiek, z bogatą przeszłością i powojenną. Zostawił mi jeszcze jeden maszynopis o tragicznych losach zaścianka podgrodzieńskiego, który czeka na wydanie.
*
Na konferencji w Mińsku też dyskutowaliśmy o wydarzeniach wrześniowych 1939 roku i były to bardzo ciekawe obrady. Połączone z promocją modnej obecnie historii mówionej. Z pewnością potrzebnej, ale o tym może już innym razem. Pozdrawlaju!
Adam Czesław Dobroński