Uniwersytet Medyczny w Białymstoku. Wycieczka wirtualna.
  • Ostatnia zmiana 28.07.2014 przez Medyk Białostocki

    Wycieczka wirtualna

    Tytuł mi się spodobał, bo wielu pracuje nad tym, byśmy z realności przenosili się w sztuczną rzeczywistość. Najofiarniej trudzą się nad tym politycy, zwłaszcza w czasie kampanii wyborczych.

    Gdyby wizje potencjalnych europosłów stały się faktem, to czeka nas za ich przyczyną niemal od zaraz raj na Podlasiu. A może to po prostu zaklinacze rzeczywistości oferujący szczęście wirtualne, a  sami marzący o bardzo realnych i ogromniastych dietach?

    Po tym wstępie przyznaję, że jednak dałem tytuł z lekka kłamliwy, bo nie będę przed Państwem prezentował obrazu sztucznej rzeczywistości. Ona istniała w realu dwa wieki temu, ostały się jednak tylko skromne zapisy archiwalne.

    Wizyta pierwsza

    Jest rok 1816, za Narwią, Bugiem i Biebrzą przeważają nastroje radosne, bo wprawdzie Napoleona wywieziono na wyspę św. Heleny (1,9 tys. km na zachód od Afryki), ale na Kongresie Wiedeńskim zapadła decyzja o utworzeniu autonomicznego Królestwa Polskiego. Przepraszam, dodam już teraz apendyks, zdań kilka o Napoleonie w kontekście dzisiejszego tematu. Maria Walewska, obwołana ofiarną patriotką polską, kobieta niewątpliwie wielu zalet, na wyspę św. Heleny z cesarzem już nie pojechała. Była z nim na wyspie Elbie, ale ta znajduje się tylko 10 km od linii brzegowej półwyspu Apenińskiego. Maria w 1810 r. urodziła Napoleonowi syna, który otrzymał imiona Aleksander Florian Józef i tytuł hrabiowski.  Nikt nie śmie wątpić, że był to owoc obustronnej żarliwości, a Napoleon zyskał i dodatkową - realną - korzyść. Przekonał się, że to nie on, a cesarzowa Józefina jest bezpłodna, szybko, więc załatwił rozwód i ożenił się powtórnie z… Marią Ludwiką.

    Wizyty pierwszej część dalsza

    Zatem radość panowała „w Polsce” (tam mówiono na Kongresówkę) i smutek - z domieszką nadziei - w Białymstoku, bo miasto wraz z obwodem pozostało w Imperium Rosyjskim.

    Niech tam, zapraszam do środka parterowego budynku drewnianego, położonego niedaleko pałacu Branickich. To królestwo dra Jakuba de Michelisa, dyrektora Instytutu Położnictwa i dyrektora Wydziału Lekarskiego rządu obwodu białostockiego. Zaglądnijmy do dwóch porządnych sal dla położnic. Ciepło tu i przytulnie, z lekka wiszczą niemowlaki, z kuchni dobiegają miłe zapachy. Ale okien lepiej nie otwierać, bo choć słychać świergot ptaków (hałas miejski nie dociera), to zaciąga wilgocią od pobliskiego kanału. Podobnie jest i po sąsiedzku w domu z apteką, audytorium z naukowymi preparatami i pomieszczeniem dla drugiego nauczyciela („adiunkta”) sztuki położnej.

    Wszystko zatem w jednym miejscu, obok ogrody, studnia. Pałac opustoszał po śmierci Izabeli i zawieruchach wojennych, przeszedł na własność cara Aleksandra I, ale ten rzadko tu bywał.

    Wizyta druga

    Dwa lata później, tym razem naszym przewodnikiem jest architekt A. Lenczewski. Wskazuje na porozrzucane kamienie, na fundamenty, dwa doły z wapnem, sadzawkę odwadniającą. Odwraca głowę od starych budynków grożących zawaleniem, toczonych przez robactwo, zawilgoconych. Proszę Państwa - to do nas - wkrótce w nowym domu wyszykujemy akuszerię wedle pomysłu przezacnego i uczonego dyrektora Michelisa. Będzie nadzwyczajnie, sprawimy radość ośmiu położnicom z kolebkami dla maluchów i ośmiu uczennicom, które po wyedukowaniu przyniosą radość brzemiennym niewiastom w różnych miastach, będą jako te anielice.  O, tu znajdą się garderoby, tam spiżarnia, a i dyrektor otrzyma godne pomieszczenie. Białystok zyska sławę, już jest chwalony i podziwiany za przyczyną naszego instytutu. Byle tylko uwinąć się z pracami, bo nadciągną wichry zimowe, a wiosną wody się podniosą i mogą zagrozić budowie. Nie daj Bóg i uchowaj też od zaprószenia ognia.

    Och, gdyby tak jeszcze władza dała placet na rozebranie starych koszar żandarmerii, z której - o zgrozo - wyciekają brudy. O gdyby ziszczyły się marzenia dyrektora, plac instytutowy złączył się z łąką skarbową, to przysporzyłoby świeżego powietrza i widoków sielskich.   

    Wizyta trzecia

    Odmienna, bo w archiwum grodzieńskim, gdzie w dokumentach wyczytać można:

    1819 rok - dyr. Michelis napisał, że po zakończeniu budowli Instytut „przez wewnętrzne wygody przybliża się do swej ile być może doskonałości…”.  Gościł tu nawet naczelnik obwodu białostockiego, ale nagrody lub medalu dyrektorowi nie wręczył.

    1820 rok - 13/25 lipca zmarł dr Jakub de Michelis, sporządzono inwentarz Instytutu Położnictwa i apteki. W pierwszej szafie znajdowały się m.in.: szkielet żeński i młodzieńca (niemowlaka), kość biodrowa żeńska. Modele wypełniały i szafę nr 2, a w następnej ulokowano instrumenty. Eksponaty podzielono na 10 działów. Był także biust cara Aleksandra I, bynajmniej nie jako eksponat.

    1821 rok - Lenczewski raportował, że dom nad stawem z 1812 r. osiadł i dalsze jego użytkowanie stoi pod znakiem zapytania. Dwa domy zasiedlone w 1818 r., w tym jeden piętrowy, też wymagają pilnego remontu, bo gniją podwaliny, co powoduje obsuwanie się ścian, wypadanie węgłów, nieszczelność dachów. Następca dyr. Michelisa nie reagował, zniszczenia postępowały.

    Najrealniejsza realność

    Wdowa po Jakubie dr Michelisie doniosła, że mąż nie zostawił żadnych dochodów. Monografista prof. Henryk Mościcki napisał: „Dyrektor Michelis pozostawiony był własnym siłom (…) musiał szukać innych środków zarobkowania, aby zapewnić sobie utrzymanie i uchronić Instytut od upadku pokrywając z własnej kieszeni wszelkie niedobory.”.

    To może zrobimy zrzutkę na tablice ku czci Dyrektora?

     

    Adam Dobroński

  • 70 LAT UMB            Logotyp Młody Medyk.