Nikt nie używa tam długopisów ani kartek, leki podają roboty, a każdy pacjent ma przy łóżku komputer. Pierwszy w Ameryce Północnej całkowicie cyfrowy szpital został w końcu zeszłego roku otwarty w Toronto w Kanadzie. Pracuje tam nasz absolwent, anestezjolog dr Stanisław Konieczny.
Humber River Hospital jest pierwszym całkowicie cyfrowym szpitalem na kontynencie północnoamerykańskim. Powstał z połączenia trzech szpitali: York Finch Hospital, Northwestern Hospital i Humber Memorial Hospital. Jest szpitalem uniwersyteckim, współpracuje z University of Toronto oraz Queens University.
Wielki brat
Oficjalnie otwarty został 18 października 2015 roku. Tego dnia przetransportowano tam 351 pacjentów z trzech wymienionych wyżej szpitali. Humber River Hospital to olbrzymia, wielopiętrowa placówka położona na 30 hektarach. I choć z zewnątrz nie różni się od innych tamtejszych szpitali, w środku wygląda jak z filmu science fiction. Wykorzystano tam wszystkie najnowsze dostępne technologie.
- Najprościej można powiedzieć, że nie ma tam miejsca na długopis albo ołówek, wszystko robią komputery - mówi dr Stanisław Konieczny. - Na każdej sali chorego jest komputer. Nasze identyfikatory są sprzężone z systemem komputerowym w całym szpitalu. Kiedy wchodzę do sali pacjenta, to on na swoim monitorze dostaje informacje, że doktor o nazwisku Konieczny właśnie wszedł do pokoju. W komputerze jest cała historia pacjenta: wiem, na co choruje, na co jest uczulony, jakie przeszedł zabiegi czy diagnostykę. Do pomocy są też różne „gadżety elektroniczne”. Kiedy badam chorego przed operacją, to muszę wcisnąć specjalny guziczek na jego identyfikatorze-opasce, który ma na nadgarstku. I wtedy to jest dowód, że go widziałem i badałem.
System też ma drugą twarz.
- Władze szpitala widzą dokładnie, gdzie jest każdy z pracowników. I w sytuacji, kiedy wiadomo na przykład, że ktoś powinien być na sali operacyjnej, a nie jest, można mieć kłopoty - przyznaje dr Konieczny.
Wszechobecne roboty
W szpitalu są też roboty. Przynoszą jedzenie, rozwożą leki.
- Te roboty to specjalne wózki transportowe, takie malutkie łaziki, które podjeżdżają pod wózek z lekami czy z jedzeniem, unoszą go i kierując się systemem elektronicznym, który jest wmontowany w podłodze szpitala, rozwożą po wszystkich klinikach. Same korzystają z wind. Roboty również przygotowują leki - np. mieszają preparaty do chemioterapii. Czyli fizycznie biorą torebkę z płynem, biorą strzykawkę i wstrzykują do torebki lek. Gotowe lekarstwa umieszczają w opakowaniach z kodem kreskowym.
Roboty pracują również na oddziale radiologii. Np. podczas badania pacjenci nie muszą zmieniać pozycji przy zdjęciach różnych części ciała - zamiast tego przemieszczają się wokół nich trzy roboty.
W szpitalu jest 30 sal operacyjnych (w tym dwie przystosowane do przeprowadzania zabiegów przez roboty), które są w pełni skomputeryzowane. Roboty na salach operacyjnych wykorzystywane są przede wszystkim do operacji urologicznych.
- Cyfryzacja jest tak zaawansowana, że nawet natężenie światła w salach (ciemniej, jaśniej) można zmniejszać lub zwiększać po prostu głośno mówiąc - tłumaczy dr Konieczny. - Po to, by włączyć muzykę, nie trzeba wciskać żadnego guzika, wystarczy powiedzieć, że muzyka ma się wyłączyć. System rozpoznaje słowa.
Szpital jako instytucja jest własnością państwa - Ministerstwa Zdrowia, podobnie jak cała służba zdrowia w Kanadzie (zamiast NFZ są tzw. prowincjonalne ubezpieczenia, którymi objęci są wszyscy obywatele). Częściowo szpital jest też własnością prywatnego konsorcjum - bo takie udzieliło pożyczki na budowę szpitala i zakup potrzebnego sprzętu.
W szpitalu wykonywane są wszystkie świadczenia: zarówno internistyczne, jak i zabiegowe.
Tablet przy łóżku
Zdecydowana większość (80 proc. pacjentów) ma do dyspozycji pojedyncze pokoje z łazienką oraz z miejscem do przenocowania dla członka rodziny. Przy każdym łóżku jest komputer z dotykowym ekranem, na którym pacjent może przeczytać swoją historię choroby, poznać wyniki badań, zdjęcia czy planowane badania. Co ciekawe komputer ma oprogramowanie w kilku językach. I choć angielski czy francuski nie dziwi, to już włoski, hiszpański, wietnamski, arabski, pendżabski, rosyjski czy tamilski - owszem. Na komputerze można wyświetlić również menu, jakie oferuje szpital na śniadanie czy obiad, i zamówić to, na co się ma danego dnia ochotę. Pacjenci mogą również komputerem kontrolować wszystkie parametry, jakie są w pokoju („room control”), m.in. temperaturę, czy oświetlenie. Są tam zamontowane specjalne szyby w oknach, które o zmroku automatycznie się zaciemniają powodując, że pacjent nie jest widoczny z zewnątrz.
W komputerze przy łóżku jest też telefon, skype, można włączyć telewizję czy zamówić filmy, a nawet robić zakupy! Można surfować po internecie, czytać książki, słuchać radia czy nawet grać w gry komputerowe. Ciekawą opcją jest też wbudowana w ekran funkcja „mirror”, czyli elektroniczne lusterko, w którym - nie ruszając się z łóżka - można się przejrzeć.
Zamiast korzystać z dzwonka pacjenci mogą porozumiewać się z pielęgniarką za pośrednictwem połączenia wideo lub wysyłając wiadomość. W podobny sposób komunikują się z rodziną i przyjaciółmi. Gdy pielęgniarki mierzą pacjentom ciśnienie, czy inne parametry życiowe, nie muszą zapisywać wyników - trafiają one automatycznie do elektronicznej historii choroby.
Zgłaszając się na operację, można dokonać autorejestracji za pomocą elektronicznego kiosku - podobnie jak przy odprawie na lotnisku. Noszone przez pacjentów opaski z kodem kreskowym mają wyeliminować pomyłki przy wydawaniu leków.
Szpital kosztował w sumie 1,7 miliarda dolarów. Jego projektowanie i stworzenie trwało 15 lat. Budowa rozpoczęła się w 2011 roku. W szpitalu jest 656 łóżek. Pracuje tam około 3300 osób personelu, w tym około 700 lekarzy i 400 wolontariuszy.
Katarzyna Malinowska-Olczyk