Siadają przy jednym stole lekarz, prawnik, przedsiębiorca i urzędnik. Co z tego może wyniknąć? Coś dobrego. Tak działa metoda design thinking, czyli sprawdzony w Dolinie Krzemowej sposób kreatywnego rozwiązywania problemów.
Warsztatami z zakresu design thinking w połowie marca Białostocki Park Naukowo-Technologiczny zainaugurował projekt „Anioły w Białymstoku”. To realizowany wspólnie z Polsko-Amerykańską Radą Współpracy projekt wspierający rozwój innowacyjnych przedsiębiorstw, a także pobudzający dialog pomiędzy biznesem, światem nauki i administracją w naszym mieście.
Warsztaty miały być pierwszym namacalnym dowodem tej współpracy. Poprowadził je Stewart Guenther, uznany w Dolinie Krzemowej inwestor, przewodniczący Sieci Family Media Angel Investor Group oraz członek National Angel Capital Association.
Pierwszymi ich uczestnikami byli włodarze regionu (marszałek Jarosław Dworzański i prezydent Białegostoku Tadeusz Truskolaski), rektorzy białostockich uczelni (UMB reprezentował prorektor Adam Krętowski), a także młodzi białostoccy przedsiębiorcy. Uczestnicy zajęć zostali podzieleni na cztery zespoły i mieli zająć się rozwiązaniem konkretnego problemu.
Grupa z prof. Krętowskim miała się zastanowić nad sposobem zachęcenia młodych ludzi do zdrowego odżywiania się i większej aktywności fizycznej. Grupa z marszałkiem (i prof. Robertem Ciborowskim, prorektor ds. ekonomicznych UwB) miała stworzyć atrakcję turystyczną, która by stanęła przy drodze wiodącej z Warszawy do Białegostoku.
Zniszcz prototyp
Ideą design thinking jest nie tylko współpraca ze sobą ludzi o różnym wykształceniu i doświadczeniach zawodowych, ale też tworzenie prototypów rozwiązań. Przy czym nie zawsze chodzi tu o produkcyjne modele przedmiotów, ale też o pokazanie idei ich działania, czy funkcjonowania. Prototypowanie jest obowiązkowe, nawet jeżeli chodzi o rozwiązania niematerialne. Podczas białostockich warsztatów do ich stworzenia wykorzystano materiały biurowe.
- Praca w grupie zmusza do kreatywnego myślenia i wychodzenia z ram. Tę metodę równie dobrze można stosować przy prowadzeniu firmy, jak i w zarządzaniu miastem czy województwem - mówi Mariusz Tomaka, prezes Polsko-Amerykańskiej Rady Współpracy.
W trakcie pełnego cyklu warsztatów grupa powinna stworzyć w pięć prototypów. Pierwszy, po ocenie prowadzących zajęcia czy innych ich uczestników, powinien być zniszczony. Kolejne mają być rozwijane o sugestie otoczenia.
- Doświadczenia wskazują, że pierwszy prototyp daje tylko ok. 30-40 proc. szansy na sukces. Nie robiąc kolejnych tracimy aż 60 proc. swoich szans - dodał Mariusz Tomaka.
Hotel z widokiem
Białostockie warsztaty były „wersją krótką” i grupy tworzyły tylko po dwa prototypy. Zespół marszałka w pierwszej chwili zaprojektował efektowną bramę wjazdową do miasta. Ocena pomysłu? Tandeta. Tak więc kolejnym prototypem był już hotel z tarasem widokowym. - To by miało nawet komercyjny sens - ocenił prof. Ciborowski.
Grupa prof. Krętowskiego wykorzystała słabość młodych ludzi do smartfonów i zaprojektowała aplikację przyznającą punkty i nagrody za spożywanie zdrowych posiłków. Jej rozwinięciem miałby być interaktywny „plac zabaw”, wyposażony w sprzęty które będą się komunikować z telefonami użytkowników. Za pokonanie jakiejś przeszkody, czy wykonanie określonego ćwiczenia uczestnik też otrzymałby nagrodę. A że każdy mógłby sprawdzić wynik kolegi, twórcy programu liczą na rywalizację, która rozpocznie się między uczestnikami aplikacji.
- To były bardzo fajne zajęcia. Może momentami przypominały zabawę, ale były niesamowicie twórcze - ocenił ich przebieg prof. Krętowski.
BPN-T chce dzięki takim warsztatom zachęcić do współpracy studentów wszystkich lokalnych uczelni. W siedzibie Parku mieliby pracować nad rozwiązaniami problemów zgłaszanych przez przedsiębiorców.
Anielskie nagrody
Jednak program „Anioły w Białymstoku” to coś więcej niż warsztaty kreatywne. Ma on być sposobem na stworzenie swoistej społeczności lokalnych przedsiębiorców, urzędowych decydentów, świata nauki, czy mediów, które razem będą wspierać rozwój lokalnych przedsięwzięć. Różnica między „białostockimi aniołami” a tymi znanymi z USA, ma być taka, że „nasz anioł” będzie nagrodą, zaś w Stanach Zjednoczonych określa się tak osoby, które inwestują. Tyle że - jak przyznaje dyrektor Daszuta-Zalewska - nagrody przyznaje się przecież za coś.
- W Białymstoku mamy prawdopodobnie anioły biznesu, które same nie wiedzą, że nimi są - tłumaczy Daszuta-Zalewska, dyrektor BPN-T.
- W tej idei nie chodzi tylko i wyłącznie o zdobycie kapitału dla startujących firm. Program i specjalna nagroda to narzędzie, które pozwala inwestorowi być zmotywowanym, utwierdzić się w przekonaniu, że było warto, że czemuś to służy i nie jest to czyste szaleństwo - dodaje Stewart Guenther.
Jego zdaniem w większości „aniołom biznesu” zależy na tym, by inwestować w swoim regionie, by znaleźć wartościowe projekty, które działają w okolicy. Nagroda ma być wręczana co roku na specjalnej gali.
Wojciech Więcko