Apoloniusz Ciołkiewicz został autorem słów do hymnu Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku. Rozmawiamy z nim o tym, jak postał ten utwór.
Wojciech Więcko: Serce zabiło szybciej, kiedy usłyszał Pan swój tekst jako hymn Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku?
Apoloniusz B. Ciołkiewicz, autor słów hymnu UMB: - Nie. Może trochę zblazowanym autorem jestem (śmiech). To nie pierwszy mój tekst, który publicznie został odśpiewany. Można powiedzieć, że jestem profesjonalnym autorem tekstów. Może do tej pory moje utwory nie były ozdabiane tak majestatyczną muzyką. Ta mi się bardzo podobała.
Tekst powstał ponad rok temu. Władze uczelni dość długo podejmowały decyzję o uznaniu go za hymn. A czy Pan długo tworzył te słowa?
- Jak pamiętam, pisałem ok. 10 dni. Na moje standardy pracy to dość długo, bo przeważnie moje utwory powstają szybciej. Sporo czasu zajęło mi „szlifowanie” samego tekstu. Tyle że gdyby tekst dziś jeszcze raz wpadł w moje ręce, to pewnie też bym coś zmienił, dopieścił. Jestem perfekcjonistą i taką mam naturę. Nigdy nie jestem zadowolony z tego, co stworzę.
Gdzie Pan szukał pomysłu, inspiracji?
- Najpierw znalazłem w internecie hymn Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. To bardzo okazała pieśń. Napisał ją Jacek Cygan, ale zrobił to w zupełnie inny sposób niż ja sobie wyobrażałam, jak powinien wyglądać hymn. Moim zdaniem taka pieśń powinna być bardziej lokalna, mieć taką wręcz regionalną konwencję. Hymn stołecznego medyka jest bardzo ogólny i na dobrą sprawę niewiele zmieniając, pasowałby on do każdej uczelni medycznej w Polsce.
W mojej pierwotnej wersji hymn miał trzy zwrotki. Jednak w wersji ostatecznej, ostały się dwie. Ta trzecia była może napisana trochę na siłę i nie bardzo pasowała do poprzednich oraz całości utworu.
Co Pan robi na co dzień? Ma Pan jakieś związki z medycyną, z UMB?
- Jestem nauczycielem, polonistą, ale na emeryturze. Mój syn jest doktorem nauk medycznych, ojciec był nauczycielem geografii, a dziadek felczerem, ale studiów medycznych nie skończył, bo wybuchała wojna. Tak więc moje życie zawsze kręciło się gdzieś wokół medycyny.
Teraz pisuję rymowanki, wydaję książki. Współpracuję z kilkoma wydawcami, którzy publikują zagadki szaradziarskie.
To jak się Pan znalazł na naszym Uniwersytecie jako autor słów hymnu?
- Namówił mnie Jan Leończuk, dyrektor Książnicy Podlaskiej, a dla mnie kolega ze studiów [współpracował z władzami uczelni przy tworzeniu hymnu - red.]. Zadzwonił do mnie i powiedział wprost: może byś napisał coś takiego. I napisałem. A przez rok żyłem w niepewności, czy coś z tego będzie i okazało się, że hymn przeszedł.
Rozmawiał Wojciech Więcko