W tym roku studenci UMB po raz pierwszy głosowali na najlepszych ich zdaniem wykładowców i nauczycieli akademickich. Rangi temu wyborowi dodał rektor UMB, który kazdemu z wykładowców przyznał nagrodę dydaktyczną I stopnia. Ta prócz dyplomu, ma wymiar całkiem materialny
Kandydaci wybrani przez studentów zostali następnie zweryfikowani przez rektora i Uczelniany Zespół ds. Zapewnienia Jakości i Doskonalenia Kształcenia (sprawdzano, czy osoby te nie mają jednocześnie ocen negatywnych w systemie ankietowym). Po pozytywnej opinii mogli już otrzymać tytuły Najlepszego Nauczyciela Akademickiego i nagrody finansowe (wszyscy otrzymali nagrody dydaktyczne I stopnia). Nagrodzonych zostało sześć osób, po dwie z każdego wydziału. Z wydziału lekarskiego laureatami zostali: prof. dr hab. Adrian Chabowski i lek. stom. Aneta Zalewska, z Wydziału Farmacji prof. Marian Tomasiak i dr Piotr Wieczorek, zaś z Wydziału Nauk o Zdrowiu dr hab. Jolanta Biszewska i lek. med. Krzysztof Bauer.
Przeczytaj jeszcze: Wręczenie nagród naukowych rektora UMB [FOTO, VIDEO]
Zapytaliśmy nagrodzone osoby, czy to ważne dla nich wyróżnienie i poprosiliśmy o ich recepty na bycie dobrym wykładowcą i nauczycielem akademickim. Poprosiliśmy też, by poradzili innym, co zrobić, żeby studenci z chęcią przychodzili na wykłady czy ćwiczenia i z zainteresowaniem ich słuchali.
Moje wykłady np. na wydziale lekarskim (1,5-godzinne) rozpoczynają się o ósmej rano i nie mam problemu z frekwencją. Co trzeba robić? Może, po części, trzeba być przekonującym mówcą? Może po prostu trzeba umieć ubarwić suchą teorię |
Prof. Adrian Chabowski,prorektor ds. studenckich, jest również kierownikiem Zakładu Fizjologii UMB. Wykłada przedmiot „fizjologia człowieka” na kierunku lekarskim, pielęgniarstwa, położnictwa i kosmetologii:
- Niewątpliwie to jedna z najważniejszych nagród i nie ukrywam, jestem bardzo mile zaskoczony… Tym bardziej że studenci mogli nominować praktycznie każdego wykładowcę z naszej uczelni, więc konkurencja była znamienita. Jeśli chodzi o receptę na bycie dobrym wykładowcą, to nie mam takiej. Za każdym razem staram się, by wykłady prezentować w sposób możliwie najbardziej interesujący, nie gubiąc uwagi studentów, tak, by wiedza z zakresu fizjologii nie była tylko odzwierciedleniem podręcznikowym. Przy mniej licznych kierunkach, interakcja wykładowca - student jest łatwiejsza, niemniej jednak nie poddaję się nawet przy tak licznym gronie studentów, jak na kierunku lekarskim. Moje wykłady np. na wydziale lekarskim (1,5-godzinne) rozpoczynają się o ósmej rano i nie mam problemu z frekwencją. Co trzeba robić? Może, po części, trzeba być przekonującym mówcą? Może po prostu trzeba umieć ubarwić suchą teorię, połączyć elementy fizjologii z wiedzą studentów z anatomii, histologii i biochemii, tak by widzieli sens łączenia elementów wiedzy z różnych dziedzin. W systemie nauczania medycyny w Kanadzie czy w Stanach Zjednoczonych jest trwałą tendencją łączenie obszarów wiedzy w tzw. przedmiotach zintegrowanych (np. neurofizjologia obejmuje nie tylko fizjologię, ale i anatomię, histologię i radiologię). I choć dość dużo studentów nie zdaje w pierwszym terminie (około 35 proc. - red), zawsze uświadamiam studentom złożoność problematyki zagadnień z fizjologii człowieka. Są więc niejako świadomi podejmowanego wyzwania egzaminacyjnego, nie ma niespodzianek, że miało być łatwo i przyjemnie. Z drugiej strony studenci mają jasno określone prawa i obowiązki oraz znają zakres materiału egzaminacyjnego.
Mam szczęście trafiać na studentów, którzy zawsze są zainteresowani moimi zajęciami i pracą ze mną |
Lek. stom. Aneta Zalewska- jest absolwentką Wydziału Lekarskiego Oddziału Stomatologii UMB (1998). W 2002 r. rozpoczęła pracę i rezydenturę w Klinice Chirurgii Szczękowo-Twarzowej w Białymstoku pod kierownictwem prof. Zyty Grabowskiej. Specjalizację uzyskała w 2010 r. Od października 2011 r. pracuje na etacie wykładowcy w Zakładzie Chirurgii Stomatologicznej. Prowadzi ćwiczenia ze studentami IV i V roku z zakresu chirurgii stomatologicznej (oddział stomatologii).
- Nagroda była dla mnie ogromnym zaskoczeniem i wyróżnieniem, tym bardziej że przyznali ją sami studenci. Uważam, że nie ma recepty na bycie idealnym wykładowcą, dobry rezultat wynika z zaangażowania w pracę ze studentami. Spotykając na swojej drodze młodych, fajnych ludzi, staram się im jak najwięcej pokazać, przedstawić i wdrożyć do pracy chirurga. Stawiam na wiedzę i samodzielność w działaniu. Zawsze staram się, aby studenci aktywnie uczestniczyli w ćwiczeniach. Moim celem jest maksymalne przygotowanie ich od strony praktycznej - stomatolog ma mieć „wyrobioną rękę” i w przyszłości musi poradzić sobie w pracy zawodowej z różnymi przypadkami. Mam szczęście trafiać na studentów, którzy zawsze są zainteresowani moimi zajęciami i pracą ze mną. Myślę, że odrobina aktorstwa w nauczaniu przydaje się, ale ważniejsza jest pasja i pracowitość
W ubiegłym roku ponad połowa studentów dostała na egzaminie dwójki! Oni wiedzieli, że te dwóje im się należą. A ja im bardzo współczułem |
Prof. Marian Tomasiak, od 1996 roku kieruje Zakładem Chemii Fizycznej UMB. Jest absolwentem Wydziału Biologii i Nauk o Ziemi Uniwersytetu im. M. Curie-Skłodowskiej w Lublinie na kierunku biologia ze specjalnością z biochemia. Na UMB pracuje od ponad 30 lat, od 17 wykłada chemię fizyczną dla studentów farmacji i analityki. Naucza również biofizyki na kosmetologii oraz prowadzi wykłady fakultatywne z biochemii komórki.
- Wiem, że studenci mnie lubią, bo ja trochę zakręcony jestem i pasjonat. Naszą rolą jest nauczyć młodych ludzi rozumienia świata. My dajemy im wędkę - przygotowujemy ich do życia zawodowego. Nie krzyczę na studentów. Staram się być dla nich wyrozumiały, traktuje partnersko, ale jednocześnie wymagam. W internecie studenci mają nawet stronę na mój temat (na Facebooku jest strona „Grupa adoracji prof. Mariana Tomasiaka –red.). Z drugiej strony w ubiegłym roku ponad połowa dostała na egzaminie dwójki! Oni wiedzieli, że te dwóje im się należą. A ja im bardzo współczułem. Ale w drugim terminie egzamin wypadł wspaniale, były czwórki i piątki. Studenci wiedzą, że zawsze mogą do mnie przyjść, nie ma dystansu. Ciągle też ich ciągnę za język, co się im najmniej podoba i co można poprawić na lepsze. Są zdziwieni, bo - jak mówią - ich nikt o nic nie pyta. Studenci szanują człowieka, który coś wie. Ja nie jestem chemikiem, na co dzień zajmuje się biochemią. Kiedy przychodzi dzień wykładu, muszę się przestawić i zacząć mówić o rzeczach trudnych w sposób zrozumiały. Po każdym wykładzie studenci dostają ode mnie treść wykładu w formie wydrukowanej. Mam z tego same zyski, bo po pierwsze - więcej mogę im przekazać w czasie wykładu, bo nie muszę czekać aż przepiszą czy przerysują jakiś rysunek. Ponadto mogą się skupić na patrzeniu i słuchaniu, a nie na pisaniu. A na koniec potem dokładnie wiedzą, że to, co było na wykładzie, to potem będzie na egzaminie. Jest uczciwy układ, nauczysz się wykładów, to zdasz. Te wykłady co roku sprawdzam i poprawiam. Podobnie nietypowy jestem, jeśli chodzi o ćwiczenia - u mnie nie ma skryptów. Bo jak się wydrukuje skrypt, to potem przez dziesięć lat obowiązuje, bo zbyt dużo kosztuje jego drukowanie. I nic w nim nie można zmienić, robi się takie muzeum. Ja mam do każdego ćwiczenia opracowany materiał, taki skrypt w kawałkach. W ostatnich latach wysyłam to mailem. Nie muszę czekać na modernizację skryptu, tylko te ćwiczenia ciągle modyfikuję i poprawiam, bo one nie są idealne. Minus tego jest jednak taki, że nie dostajemy nagród dydaktycznych, które się należą za przygotowanie skryptu.
Przede wszystkim trzeba lubić to, co się robi, a przecież pasje i pozytywne emocje są zaraźliwe |
Dr Piotr Wieczorek jest absolwentem Wydziału Lekarskiego UMB (1997), ma specjalizację z mikrobiologii lekarskiej. Od 2001 roku pracuje w Zakładzie Diagnostyki Mikrobiologicznej i Immunologii Infekcyjnej. Prowadzi zajęcia z mikrobiologii na Wydziale Farmaceutycznym (farmacja, analityka medyczna, kosmetologia) oraz Wydziale Nauk o Zdrowiu (dietetyka, zdrowie publiczne, pielęgniarstwo, położnictwo, ratownictwo medyczne).
- Nagroda ta jest dla mnie bardzo ważna. Stanowi uhonorowanie mojej dotychczasowej pracy dydaktycznej. Przyznanie jej przez Kapitułę Studencką to duży zaszczyt, ale jednocześnie kolejne wyzwanie, bo poprzeczka została podniesiona wysoko. Nagrody nie traktuję jako celu samego w sobie, ani też elementu rywalizacji, nigdy taka nie była i nie będzie. Nadal będę starał się wykonywać wszystko najlepiej jak tylko jest to możliwe, ale w obecnej sytuacji będzie to dużo trudniejsze. Tej nagrody nie odbieram jednostkowo, przyjmuję ją jako wyraz uznania studentów dla wszystkich nauczycieli akademickich naszego zakładu. Nie wiem, jaka jest recepta na to, jak być dobrym nauczycielem akademickim. Myślę, że na sukces składa się wiele czynników. Dobra współpraca wielu osób, spotkanie w swojej karierze zawodowej „dobrego nauczyciela”. Jestem mimo wszystko dość młodym nauczycielem akademickim, dla mnie od początku pracy dydaktycznej wzorem był kolega z pracowni, dr Paweł Sacha, którego studenci także bardzo wysoko oceniają. Bycie konsekwentnym w wymaganiach, często niemałych, ale też otwartym na potrzeby studentów. Naturalność, skromność, świadomość swoich niedoskonałości to także dobre cechy nauczyciela. Zdecydowanie nie można być aktorem, zwłaszcza na takiej uczelni, jak uczelnia medyczna. Myślę, że studenci trafnie oceniają nasze zaangażowanie, wyciągają wnioski i łatwo będą w stanie zdemaskować „aktorstwo”. Ucząc studentów przygotowujemy młodą kadrę, której praca będzie świadczona na rzecz drugiego człowieka, człowieka z jego problemami. Przede wszystkim trzeba lubić to, co się robi, a przecież pasje i pozytywne emocje są zaraźliwe.
Dbam o to, aby na moich zajęciach studenci jak najwięcej pracowali z pacjentami, potrafili rozmawiać z chorymi i okazywać im empatię |
Dr Jolanta Biszewska, naucza foniatrii oraz chirurgicznej rehabilitacji osób laryngektomowanych na kierunku logopedia z fonoaudiologią WNoZ. Jest absolwentką Wydziału Lekarskiego Akademii Medycznej w Białymstoku (studia ukończyła w 1999 roku), pracuje w Klinice Otolaryngologii w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym w Białymstoku oraz Zakładzie Fonoaudiologii Klinicznej i Logopedii na Wydziale Nauk o Zdrowiu UMB.
- Jest to dla mnie nagroda bardzo ważna! Docenienie mojej pracy przez studentów, sprawia mi ogromną satysfakcję i radość. Staram się budować wzajemny szacunek i pozytywne relacje ze studentami. Doceniam aktywność i zaangażowanie studentów, ale jednocześnie wymagam systematycznej nauki. Dbam o to, aby na moich zajęciach studenci jak najwięcej pracowali z pacjentami, potrafili rozmawiać z chorymi i okazywać im empatię. W moim postępowaniu nie ma ani odrobiny aktorstwa. Zachowuję się naturalnie zarówno w stosunku do studentów, jak i pacjentów. Uczę foniatrii oraz chirurgicznej rehabilitacji osób laryngektomowanychi rzeczywiście są to zagadnienia bardzo mi bliskie, którymi zajmuję się również w mojej pracy w Klinice Otolaryngologii USK. Szczególnie zaangażowana jestem w onkologię laryngologiczną, uczulam więc również moich studentów na podstępną symptomatologię nowotworów głowy i szyi oraz problemy chorych, zwłaszcza z nowotworami krtani. Absolwenci logopedii z fonoaudiologią mogą zająć się m.in. rehabilitacją głosu i mowy chorych laryngektomowanych, a więc pomóc im w powrocie do społeczeństwa i minimalizacji kalectwa związanego z całkowitym usunięciem krtani.
Moja recepta na bycie dobrym jest prosta: pracuję z dorosłymi ludźmi, którzy zazwyczaj chcą się uczyć i wielu przypadkach ćwiczymy, tj. szlifujemy umiejętności, RAZEM |
Lek. Krzysztof Bauer od ośmiu lat pracuje w Zakładzie Medycyny Ratunkowej i Katastrof UMB, a także w Szpitalnym Oddziale Ratunkowym w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym w Białymstoku. Uczy pierwszej pomocy, kwalifikowanej pierwszej pomocy, medycznych czynności ratunkowych i medycyny ratunkowej, a także metodologii nauczania pierwszej pomocy na kierunku ratownictwo medyczne oraz wśród studentów pielęgniarstwa, medycyny i stomatologii. Jest absolwentem UMB.
- Dla mnie to bardzo ważna nagroda, w zasadzie jedyna, na którą warto zasłużyć. Ten sukces w pracy inaczej nie jest wymierny, nie da się go ocenić z zewnątrz. Zresztą nie traktuję tego w kategorii osobistego sukcesu, raczej jako potwierdzenie, że zajęcia prowadzę ok. Zajęcia z ratownictwa medycznego z natury rzeczy są pasjonujące, wystarczy odrobina wyobraźni studentów i prowadzącego. Moja recepta na bycie dobrym jest prosta: pracuję z dorosłymi ludźmi, którzy zazwyczaj chcą się uczyć i wielu przypadkach ćwiczymy, tj. szlifujemy umiejętności, RAZEM. To, że mam nieco więcej doświadczenia klinicznego, nie zmienia faktu, że słucham także ich spostrzeżeń. Wszystko we wspólnym celu - być lepszym lekarzem, ratownikiem etc. Prehistoryczne formy nauczania: wykładanie do słuchaczy i odpytywanie ich z przekazanej wiedzy, z oceną wpisaną do dzienniczka odeszły już do lamusa. Nie ma znaczenia, czy student ma zeszyt, zmienione buty, czy punktualnie przychodzi na zajęcia. To są oczywiście przymioty kulturalnej osoby, ale w zdobywaniu wiedzy nie mają znaczenia. Jeśli ktoś zajęcia zaczyna się od sprawdzenia obecności i wstawienia skrupulatnie wszystkich spóźnień, zapomina, po co ze studentami się spotyka. Bardzo razi mnie (i mam nadzieję, że unikanie takiego zachowania mi wychodzi) budowanie relacji nauczyciel - student w schemacie piramidy, gdzie wiadomo, kto jest na górze, a kto na dole. Niestety wciąż jeszcze wielu asystentów i wykładowców właśnie w ten sposób buduje swój autorytet. Oczywiście warto jest mieć prezencję, dykcję, może nawet umiejętności aktorskie, żeby zainteresować studentów. Ja niestety tego nie mam, a już dykcja i mówienie do słuchaczy bez mikrofonu to moja pięta achillesowa. Więc chyba nie do końca o to właśnie chodzi. Wiem, że słuchający mnie studenci (ale także lekarze na kursach CMKP, które prowadzimy w zakładzie) cichną i słuchają, kiedy wiem, o czym mówię. Więc może „tu leży pies pogrzebany”?