Władze uczelni planują na Uniwersytecie Medycznym w Białymstoku stworzyć jednostkę, jakiej nie ma żadna uczelnia w Polsce. Będzie ono skupiać i integrować absolwentów uczelni z Polski i świata. Wzorce mają być zaczerpnięte z USA.
Obaj rektorzy uczestniczący w VII Zjeździe Absolwentów i Przyjaciół UMB/AMB w Ameryce Północnej przyznają, że uczestnictwo w zjeździe było dla nich wielką inspiracją i źródłem nowych pomysłów.
|
- Chcemy, by na uczelni powstało stowarzyszenie, które będzie skupiać absolwentów nie tylko ze Stanów Zjednoczonych, ale ogólnie wszystkich naszych absolwentów – mówi prof. Adam Krętowski, rektor UMB. - Na początek chcemy na terenie uniwersytetu stworzyć specjalne miejsce – taką „aulę alumnów”, gdzie będziemy gromadzili pamiątki po naszych studentach. Już pierwszą pamiątkę mamy – to obraz, jaki otrzymaliśmy podczas zjazdu w Nashville od dr Krzysztof Siwka. W tej auli gromadzone będą również informacje o absolwentach, o ich sukcesach.
Kolejny pomysł, to elektroniczny kiosk, jaki miałby stanąć w holu głównym pałacu.
- W kiosku będą zebrane dane o wszystkich naszych absolwentach – dodaje Rektor Krętowski. - Chodzi o to, że jak ktoś tu przyjedzie z rodziną, to będzie mógł się pochwalić – o zobaczcie, to jest moja uczelnia, ja ją ukończyłem. Jestem wśród absolwentów.
Władze uczelni liczą również, że wiele pamiątek przekażą sami absolwenci.
- W tej auli alumnów będą mogły również znaleźć się kroniki, bo wiem, że poszczególne roczniki prowadziły je - dodaje prorektor prof. Marcin Moniuszko. – To są pierwsze kroki, jaki trzeba zrobić. Musimy bowiem zrobić wszystko, by absolwenci pamiętali o miejscu, w którym studiowali i by czuli, że uczelnia również o nich pamięta. Chcemy zrobić, by przychodząc do pałacu, czuli się jak u siebie w domu. Chcemy, by pałac był miejscem nie tylko dla turystów i gości go odwiedzających, ale żeby też był miejscem rozpoznawalnym dla ludzi, którzy spędzili tu kawał swojego młodego życia.
km
Rozmowa o collage legacy
W Ameryce, przy każdym uniwersytecie bardzo prężnie działają organizacje skupiające absolwentów. O tym jak to wygląda i którą z tych rzeczy warto byłoby przeszczepić na polski grunt rozmawiamy z Barbarą i Waldemarem Niklińskimi, naszymi absolwentami od 30 lat mieszkającymi w USA.
Katarzyna Malinowska-Olczyk, Wojciech Więcko: Jak się w Stanach Zjednoczonych dba o absolwentów?
Barbara Niklińska, Waldemar Nikliński: - To zależy od uczelni. My mamy bezpośredni kontakt z uczelnią, która chyba ze wszystkich amerykańskich, ma najlepszy kontakt ze swoimi absolwentami. Ani Harvard ani Oxford nie dorównuje uniwersytetowi Notre Dame w South Bend Indiana . Na tym uniwersytecie to, że jesteś absolwentem uczelni, to jest najwyższy honor, dziedzictwo czyli tzw. collage legacy.
Czy są jakieś symbole, które integrują środowisko absolwentów?
- Tak, są maskotki, ubrania z logo ale najważniejsze są sygnety, które wszyscy absolwenci noszą. Nasza młodsza córka, kiedy była na ostatnim roku, musiała wybrać taki pierścień, jego wzór, kamień. To jest cała ceremonia. Jest też wiele historii pielęgnowanych przez uczelnię, a związanych z tymi sygnetami. Kiedyś komuś taki pierścień uratował życie na wojnie. Ale ten pierścień jest też ważny, kiedy idziesz na rozmowę o pracę. Bo jak po drugiej stronie zobaczysz kogoś z pierścieniem Notre Dame, wiesz, że na dzień dobry masz dodatkowe punkty.
Jak masz czapkę Notre Dame i gdzieś jedziesz po Ameryce, to ludzie od razu podchodzą, i mówią, jak fajnie, że jesteś z Notre Dame, ja też ukończyłem tą uczelnię. Te symbole integrują.
A jak Uniwersytet pamięta o swoich absolwentach?
- Nasza starsza córka ukończyła uniwersytet w Chicago. I stamtąd podobnie jak z Notre Dame cały czas dostajemy broszurki, gazetki z informacjami o tym co tam się dzieje i jakie są nadchodzące wydarzeniach. Piszą, może cię to zaciekawi, bo na naszą uczelnię przyjeżdża balet, albo profesor z jakimś ciekawym wykładem. To nie ważne, że pewnie 90 proc. osób nie przyjdzie, ważne jest twoje poczucie, że oni o tobie pamiętają. Jak jest dzień matki, to organizacja absolwentów wspólnie ze studentami przygotowuje jakiś piękny film, albo wirtualną pocztówkę. I rozsyłają do absolwentów, by ci mogli to rozesłać do swoich mam. Na Boże Narodzenia dostajemy zawsze piękną kartkę z życzenia od prezydenta Notre Dame. To nie są wymyślne rzeczy ale niezwykle przyjemne.
A o pieniądze uczelnie również proszą absolwentów?
- Obie uczelnie, które ukończyły nasze córki, wysyłają do nas takie kartki: jesteśmy dumni z Ciebie i cieszymy się, że skończyłeś naszą szkołę. Jeżeli chcesz ją wesprzeć, przelej 100 dolarów. I my dwa razy do roku za nasze dzieci, które jeszcze nie zarabiają, przelewamy takie pieniądze. Dla nas to małe pieniądze, ale takich rodziców jak my są tysiące.
Dodatkowo jeszcze bardzo ważny jest sport akademicki?
- To prawda, większość uniwersytetów ma swoje drużyny i honorem jest choć raz w roku przyjechać na mecz swojej uniwersyteckiej drużyny. Absolwent w zależności od tego ile dał pieniędzy na swoją uczelnię, jest inaczej traktowany. Bo tych najhojniejszych na lotnisko jest wysyłana taksówka, po tych mniej szczodrych przyjedzie autobus. Ale zawsze coś przyjedzie. Buduje się związek uczelni z absolwentami. A oni są później pewnego stopnia źródłem utrzymania dla uczelni. Bo zawsze kilku z tych tysięcy absolwentów uda się zrobić karierę i potem oni honorowo starają się odwdzięczyć za te wykształcenie. Dają granty, przelewają pieniędze, a czasem nawet coś budują dla uczelni. W ciągu ostatnich 10 lat South Bend nieprawdopodobnie się rozbudowała. Powstają nowe aule, nowe stadiony. Duża część powstaje dzięki datkom absolwentów. Ponadto absolwenci wykupują mieszkania w okolicy, bo chcą mieć gdzie się zatrzymać, kiedy przyjadą na mecz albo traktują, że będzie to inwestycja – tu zatrzyma się za kilka lat wnuk, który przyjdzie tu na studia.
Czyli kolejne pokolenia wracają na uczelnię?
- Znamy rodziny, gdzie już 3 czy nawet 4 Podkolonie uczy się na tym uniwersytecie. W Polsce kiedyś na studiach były tzw. punkty za pochodzenie. I było to źle odbierane. A w Stanach są punkty są pochodzenie. To tzw. Collage Legacy czyli dziedzictwo uczelni. Dziedzictwem jest ktoś, kto jest spokrewniony z absolwentem szkoły - zwykle jest dzieckiem absolwenta (bardziej odległe relacje takie jak ciotki, wujkowie i kuzyni rzadko się liczą, dziadkowie czasami też red.). Każdy absolwent to taka flaga, sztandar uczelni. Jeżeli przychodzi studiować jego dziecka, jest specjalnie traktowane przez uczelnię. jak ma słabe świadectwo, to nie zostanie przyjęte. Ale jak ma dobre wyniki, to zawsze może liczyć na dodatkowe punkty przy przyjęciu. Dlaczego uczelniom zależy na przyjmowaniu dzieci absolwentów? Oni wierzą, że wtedy absolwenci będą jeszcze bardziej związani ze szkołą, będą angażować się w zjazdy absolwentów, służyć w klubach absolwentów i będą chętni do przekazywania pieniędzy na rzecz uczelni.
Co można byłoby z tych amerykańskich wzorców przenieść na naszą uczelnię?
- Mottem uczelni Notre Dame jest: God, Country, Notre Dame. U nas Bóg, Honor, Academia. Trzeba stworzyć związek skupiający wszystkich absolwentów To, co planuje Pan Rektor, to właściwy kierunek. Musi być tak, że kiedy przyjeżdża tu absolwent, który ukończył uczelnie np. 30 lat temu, musi znaleźć ślad po sobie. Musi mieć czym się pochwalić swoim dzieciom czy wnukom. Musi być też ciągły kontakt z absolwentami, muszą być organizowane zjazdy. Wiemy, że są zjazdy rocznikowe. Ale powinny być też duże zjazdy. Może warto przy okazji jakiś dużych wydarzeń na uczelni zrobić też dzień otwarty dla absolwentów? Jesteśmy przekonani, że dużo ludzi by przyjechało. Trzeba wysyłać im pocztówki, Medyka itd. A wcześniej przygotować kampanię dotarcia do absolwentów. Nie od razu uda się to wszystko zrobić. Musi być też ktoś odpowiedzialny za to. Pierwszego roku przyjedzie może 200 osób, w kolejnym roku więcej i więcej. Ktoś musi ich przywitać na uczelni, dać im jakiś drobiazg i zaopiekować się nimi. A już tak trochę żartem, najlepiej byłoby gdyby np. uczelnia stała się współudziałowcem Jagiellonii. Zjazdy absolwentów połączone byłyby np. z meczem Jagielloni, potem byłoby wielkie party w ogrodach Pałacu Branickich. Wtedy byłoby już zupełnie po amerykańsku.
Rozmawiali Katarzyna Malinowska-Olczyk i Wojciech Więcko