Prof. Marian Szamatowicz, ojciec polskiego in vitro, ale też radny do sejmiku województwa, będzie ubiegał się o reelekcję. Zawodu lekarza porzucić nie planuje.
Katarzyna Malinowska-Olczyk: Przez ostatnie cztery lata był Pan radnym sejmiku wojewódzkiego. Czy jest Pan zadowolony z tego, co udało się osiągnąć podczas tej kadencji?
Prof. Marian Szamatowicz, radny sejmiku województwa podlaskiego z SLD: - W mijającej kadencji najważniejszą decyzją była sprawa przyłączenia szpitali: zakaźnego i gruźliczego do Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego. Był duży opór. Uważano, że Uniwersytet zabiera samorządowi ważne placówki. Potrzebne były wyjaśnienia, że uczelnia potrzebuje tych szpitali, by móc właściwie funkcjonować. Rok 2011 przyniósł podpisanie listu intencyjnego, była szansa na otrzymanie 80 mln zł na unowocześnienie bazy. Wtedy jednak nie doszło do połączenia. Kiedy zapadła decyzja o połączeniu, zagwarantowane zostały środki przez Ministerstwo Zdrowia (47 mln zł - red.) i wiadomo, że szpital przy Żurawiej będzie rozbudowany.
Ponownie startuje Pan do sejmiku (tym razem z PO - red.). Jakie ma Pan plany?
- Mam ich wiele. W Białymstoku funkcjonują trzy bardzo ważne jednostki samorządowe: Wojewódzki Szpital Zespolony, Białostockie Centrum Onkologii i Wojewódzka Stacja Pogotowia Ratunkowego. Wszystkie są rozbudowywane. Teraz czeka nas m.in. przebudowa pomieszczeń przy ul. Skłodowskiej, by można było przenieść oddziały z ul. Warszawskiej. Jest kontynuowana i zbliża się do końca rozbudowa BCO. Teraz trzeba będzie zrobić wszystko, by działania tych trzech jednostek nie miały charakteru konkurencji, a żeby można było je integrować i przez to poprawiać usługi świadczone pacjentom. Nasze województwo nie należy do bogatych, jeśli chodzi o budżet samorządowy. Jednak środki przeznaczane na ochronę zdrowia ostatnio były znaczące i sądzę, że ten trend powinien być nadal utrzymany.
Not. km