Prof. Adam Krętowski, od ośmiu lat prorektor ds. nauki naszej Uczelni, jako jedyny kandydat zgłosił się w wyborach na rektora Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku. Jego wniosek wypełnił obecny rektor prof. Jacek Nikliński
Wojciech Więcko: Miał Pan tremę przed zgłoszeniem swojej kandydatury w wyborach na urząd rektora UMB?
Prof. Adam Jacek Krętowski, 49 lat, absolwent Wydziału Lekarskiego UMB (rocznik 1991), żonaty, czwórka dzieci. Od 25 lat pracuje na Uczelni. Przez dwie kadencje prorektor ds. nauki i współpracy międzynarodowej UMB, pomysłodawca utworzenia i kierownik Centrum Badań Klinicznych UMB, profesor zwyczajny w Klinice Endokrynologii, Diabetologii I Chorób Wewnętrznych. |
Prof. Adam Krętowski, kandydat na rektora UMB: - Zdaję sobie sprawę z odpowiedzialności tej decyzji i jak ważna jest to funkcja. Chcę zaoferować naszemu środowisku akademickiemu swoje siły, umiejętności i ciężką pracę na rzecz Uczelni. Jestem do dyspozycji.
Ostatnio sporo rozmawiałem z kolegami z innych jednostek Uczelni i często słyszę pytanie: czy po ośmiu latach intensywnej pracy jako prorektor ds. nauki mam jeszcze siłę i energię do jeszcze bardziej wytężonej pracy na stanowisku rektora. Ci co mnie lepiej znają, pytają wprost, czemu jestem taki głupi, że chce się brać za taką funkcję, zamiast sobie spokojnie popracować, realizować się w innych, równie fascynujących wyzwaniach i po godz. 15 wracać do domu.
Jednak moja decyzja wynika z faktu odpowiedzialności za naszą Uczelnię oraz za to wszystko co robiłem wcześniej. Różnie można sprawować funkcję rektora. Można zwyczajnie tylko być na urzędzie, a można też aktywnie działać dla dobra społeczności akademickiej. Ja chcę właśnie działać.
Moim marzeniem jest, żeby UMB rozwijała się tak jak do tej pory, a nawet jeszcze lepiej. Żeby to była nowoczesna Uczelnia, której pracownicy są zadowoleni z tego, że tu przychodzą do pracy, a studenci są dumni z tego, że tu studiują. A efektem tego wszystkiego są działania, które pomagają pacjentom i mają ważne znaczenie dla naszego zdrowia.
A to nie jest tak, że kiedy został Pan prorektorem w drużynie rektora prof. Jacka Niklińskiego, wraz z profesorami prorektorami Zenonem Mariakiem i Adrianem Chabowskim, i razem rozpędzaliście Uczelnię, i zaczęliście spełniać te wszystkie zapowiedzi, niektóre rodem z since-fiction, to jest tych zadań i projektów tak wiele i są tak zaawansowane, że nikt spoza waszej trójki – chcąc być odpowiedzialnym – nie odważy się na kandydowanie?
- Decyzja związana z ewentualnym kandydowaniem i podjęciem wyzwania kierowania Uczelnią jest bardzo trudna. Wynika ona głównie właśnie z potrzeby kontynuacji wielu projektów, które już się toczą, a wymagają dalszej ciężkiej pracy.
Moja decyzja wynika z faktu odpowiedzialności za naszą Uczelnię oraz za to wszystko co robiłem wcześniej. Różnie można sprawować funkcję rektora. Można zwyczajnie tylko być na urzędzie, a można też aktywnie działać dla dobra społeczności akademickiej. Ja chcę właśnie działać |
Chciałbym, żeby moja dalsza praca dla Uczelni była dobrą kontynuacją z odrobiną dobrej zmiany. Zawsze na pierwszym miejscu na UMB był człowiek. Przez ostatnie lata inwestowaliśmy bardzo w naukowców, studentów i doktorantów. Udało się nam uzyskać szereg grantów na potrzeby ich rozwoju naukowego.
Z drugiej strony już się przyzwyczailiśmy do tego dobrego. To, że przyjeżdżają do nas profesorowie wizytujący, już prawie traktujemy tak zwyczajnie, jakby to zawsze było. Studenci i doktoranci jeżdżą na wizyty, szkolenia, staże do najlepszych ośrodków na świecie – to samo. Ale tak nie jest. My jako UMB nie dostajemy na to pieniędzy. To wszystko udało się osiągnąć dzięki dodatkowej pracy, projektom, które trzeba było napisać i zrealizować. To jest ta ciężka robota, którą nie zawsze wszyscy widzą. To chciałbym dalej kontynuować. Na szczęście obecna perspektywa unijna stwarza nam szansę na aplikowanie po kolejne fundusze i mam nadzieję, że się to nam uda.
Zbliżająca się kadencja będzie wyjątkowo trudna. Uczelnia bardzo wzbogaciła się o nową infrastrukturę w minionych latach. Rozbudowała szpitale, powstały nowoczesne laboratoria. A teraz trzeba będzie pokazać, że my to umiemy wykorzystać i wiemy jak się robi nowoczesną naukę.
- Na szczęście to się już dzieje. Nie jest tak, że część kupionego sprzętu nie pracuje i stoi gdzieś sobie w magazynie. Działa. Pozyskujemy granty, szukamy partnerów do współpracy. Nauka przesuwa się właśnie w kierunku aplikacyjności. Zdobyliśmy w zeszłym roku grant z programu Strategmed wart 19,5 mln zł. Ten projekt badawczy będzie realizować wiele zespołów z uczelni. Tam będą chirurdzy, patomorfolodzy, tam będą wykorzystane te wszystkie nowoczesne uczelniane laboratoria, które ostatnio powstały. My mamy już wypełnione plany na wykorzystanie tego sprzętu. Choć nadal będziemy się starać o kolejne fundusze badawcze.
Jest też duża szansa, że nasza baza będzie jeszcze lepsza. Walczymy z Panem rektorem Niklińskim o 200 mln zł na infrastrukturę naukową dla Uczelni. To są fundusze, które są wpisane do Kontraktu terytorialnego. One wydaje się, że są już blisko nas, ale wciąż są jeszcze nieosiągalne z powodu braku tzw. wkładów własnych uczelni. To kwoty, które obecnie przekraczają nasze możliwości. Dla przykładu badanie kohortowe „Białystok PLUS”. My możemy rozpocząć badanie pilotażowe, ale żeby zrobić to w skali 10 tys. osób, to trzeba mieć do tego infrastrukturę. Mamy na to 85 proc. środków zdobytych, ale dalej brakuje wkładu własnego, tych 15 proc.
Jak UMB będzie wyglądała za cztery lata? Nowy szpital kliniczny, nowy szpital na Dojlidach…
- To nie będzie takie proste. Marzenia to jedno, a rzeczywistość to co innego. Szpital kliniczny ma pewne problemy finansowe i trzeba je rozwiązać. Po rozbudowie powiększyła się kubatura obiektu, więc wzrosły koszty jego utrzymania. Przeprowadzki kliniki spowodowały, że nie do końca wykonany został kontrakt z NFZ. Inwestycja w szpitalu zakaźnym na Dojlidach też nie idzie tak jak sobie zakładaliśmy. Na ten rok mamy na ten cel tylko kilka milionów, choć mieliśmy obiecane dużo więcej. Samo nic się nie zrobi. Nad tymi inwestycjami trzeba jeszcze dużo pracować.
Ma Pan jakieś specjalne plany dotyczące naszych studentów i doktorantów?
- Moje marzenie jest takie, żeby studenci mieli możliwość kształcenia się zbliżonego do tego co się dziej w najlepszych ośrodkach na świecie. To dla nich na uczelni chcemy tworzyć lepsze warunki do nauki. Dlatego pojawiły się nowie pomieszczenia w szpitalu klinicznym, studenci farmacji mają nowy budynek wydziałowy, tak samo jak żacy z Wydziału Nauk o Zdrowiu. Udaje się nam zdobywać fundusze na praktyki studenckie. W zeszłym roku 70 studentów wyjechało na praktyki zagraniczne do szpitali na całym świecie.
Osobiście najwięcej satysfakcji czerpię ze współpracy z organizacjami studenckimi, z Samorządem Studenckim, czy z kołami naukowymi. W zeszłym roku STN udało się zorganizować największa konferencję naukową w historii uczelni. Na 600 uczestników z całej polski i zagranicy! Doktoranci mają szanse na dodatkowe stypendia. W ramach KNOW dwukrotnie rozdaliśmy po 50 stypendiów. To oprócz środków dla samego doktoranta, także dodatkowe środki na badania – 50 tys. zł. To kwoty zbliżona do tych które rozdziela Narodowe Centrum Nauki dla młodych naukowców. Wydaje mi się, że to wyjątkowe warunki.
Rektor Jacek Nikliński zwykł mawiać, że dla najlepszych naukowców na Uczelni, nie będzie skąpił grosza na nagrody. Z roku na rok pula środków na ten cel stale rośnie. Przejąłby Pan ten zwyczaj po prof. Niklińskim?
- Jeżeli chodzi o fundusz nagród to ja mam z tego powodu osobistą satysfakcję. Przez wiele lat na Uczelni system nagradzania preferował zespoły badawcze. Im większy zespół, tym większa szans na nagrodę. W parze za tym nie szły znaczące gratyfikacje za osiągnięcia indywidualne. Z mojej inicjatywy, za zgodą komisji ds. nagród, zaczęliśmy nagradzać poszczególne publikacje i uwzględniać ich jakość. Tak, by za jedną dobrą publikację można było dostać większa nagrodę, niż za kilka słabych. W efekcie to stał się bardzo silny czynnik motywacyjny. Najlepsi naukowcy otrzymują roczne nagrody o wartości samochodu. Ten system dobrze działa, choć trzeba go udoskonalać. Kiedy objąłem funkcję prorektora ds. nauki to było moje credo, żeby znaleźć czynniki motywujące. Z jednej strony musi być ta marchewka, ta nagroda, ale też muszą być wymagania. Tymi są konkretne kryteria do robienia doktoratu, habilitacji czy właśnie nagród naukowych.
A mnie nie trzeba specjalnie zachęcać, żebym stosował system nagród i kierował środki do najlepszych naukowców na naszej Uczelni.
Rozmawiał Wojciech Więcko