Nie lada to gratka, ten sam jubileusz obchodzić kilka razy! Mimo to jest on inny, w innej zmienionej przestrzeni. Pełnej podejrzeń i nieufności. Nie będzie ściskania rąk, misiaczków, pocałunków. Za to będzie dystans, uśmiechy i miłe słowa, też na odległość.
Czas każdego jubileuszu to jakieś podsumowanie, rozliczenie, oglądanie się wstecz i spoglądanie w przyszłość. Czym więc jest uniwersytet? Nasza Alma Mater wyrosła z pewnego nurtu, czyli cnoty, jaką jest przestrzeń do pokojowej wymiany poglądów. Uniwersytet zawsze powinien stać naprzeciw ślepej sile argumentów przemocy i dawać równą przestrzeń do uszanowania każdego poglądu. Postawiony pod dyskusję argument, społeczność akademicka może uznać za ważny, dobry, albo za niebezpieczny - jednak każdy argument ma prawo być przeanalizowany i omówiony. Tak właśnie uniwersytet można zdefiniować, jako miejsce tworzenia się pokojowych rozwiązań. Naszej uczelni udało się przetrwać trudny ideologicznie czas lat 50., myśl marksistowską, czy polski antysemityzm. Jednak wychodząc z ciemności PRL, musimy się mierzyć z nową falą ideologii faszyzujących i skrajnie liberalnych. Uniwersytet nie może tylko stać pośrodku tej burzy, jak latarnia. Uniwersytet musi też poruszać się po manowcach. Środek jest najbardziej bezpiecznym miejscem, lecz nikt nie przychodził „na uniwersytet” dla bezpieczeństwa, tylko dla burzy, jaką ma w swoim wnętrzu. To ten niepokój poznawczy od wieków był kamieniem węgielnym pod idee universitas.
Nasza uczelnia, chociaż młoda, była już świadkiem wielu wydarzeń. Już sam rok 1950 był ciekawy. Równolatkiem dla naszej uczelni jest plan Roberta Szumana, z którego narodziła się Wspólnota Węgla i Stali - późniejsza Unia Europejska. Uczelnia nasza przeżyła też siedmiu papieży, poczynając od ascetycznego Piusa XII, skończywszy na wybuchającym pozytywną energią Franciszku. Oczy naszego uniwersytetu widziały też Sobór Watykański II, który mocno ukształtował myślenie Europejczyków i był niejako jedną z odpowiedzi społeczno-religijnych na zakończenie II wojny światowej. Też za czasów istnienia AMB zakończono II wojnę światową na Pacyfiku, ale wszczęto też szereg brutalnych konfliktów o mniej globalnym zasięgu, jak mord w Srebrenicy czy w Sarajewie. Od lat 60, od buntu studentów w Berkeley, poprzez polski marzec 68, połączony z antysemicką czystką, podczas którego jako społeczność oblaliśmy egzamin. Akademia nasza była świadkiem powstawania muru berlińskiego, ale też jego zburzenia, rodzenia się „Solidarności”, zmiany Europy z podzielonej żelazną kurtyną na ląd ludzi wolnych. Dziś nasz uniwersytet widzi wielką walkę sąsiadów zza wschodniej granicy, o taką wolność, jaką my mamy. Za czasów naszej uczelni rodziły się koncepcje tak wielkie, jak ta Watsona i Cricka z 1953 roku, która zmieniła medycynę, czy była świadkiem czasu, gdy sklonowano owcę Dolly.
70 lat to dużo? Autor biblijny mówi: „Miarą naszego życia jest lat siedemdziesiąt, lub osiemdziesiąt, gdy jesteśmy mocni, a większość z nich to trud i marność - bo szybko mijają, my zaś odlatujemy”.
Psalm ten pokazuje pewną prawdę. Z szeregu rektorów Akademii Medycznej w Białymstoku żyje już tylko trzech i jest też trzech, którzy są rektorami UMB. To oni otwierają nową linię i wprowadzają uczelnię poprzez pracę przeszłych pokoleń w przyszłość [rektora Jana Górskiego zaliczyliśmy zarówno do AMB i UMB] .
Taki to dziwny świat, że uniwersytet trwa - od pierwszej myśli człowieka, od chęci poznania, poprzez Akademię Platona, paryski uniwersytet Piotra Abelarda, angelologię akwinaty, „ukąszenie heglowskie”, aż po dziś i filozofię zdobywców świata! Uniwersytet będzie też trwał i po nas.
O ile 70 lat dla uczelni to czas niemowlęcy, to dla nas jest to już wiek zaawansowanej starości. W tym miejscu znów się okazuje, że to trwanie każdej uczelni, tak i naszej, jest tylko owocem świeżości myśli. Niczego innego! Uniwersytet może też umierać! Śmiercią dla każdej uczelni jest brak dyskursu, sporu, chociażby takiego jak prowadzony jest w dialogach Platona. Uniwersytet, który żywe słowo zamienia na prezentacje „PowerPoint” – przestaje żyć. W żadnej prezentacji nie urodzi się pasja poznawcza, ciekawość świata. Tylko prawdziwe słowo i dialog jest wstanie ożywić ciekawość! Aż wreszcie ostatnia rzecz, najbardziej obrzydliwa – gdy uniwersytet nie kształci ludzi wolnych tylko „roboty”, które od razu po skończeniu nauki stają się trybami jakiejś maszyny.
Tylko człowiek i ciekawość człowieka jest szansą dla nas. O istnieniu uniwersytetu, prócz tego realnego, namacalnego urzędu, decyduje jeszcze inna, ważniejsza cecha - to istnienie takiej wewnętrznej ciekawości w badaczu, w człowieku ciekawym świata, która napędza go do jego zmiany.
Dr Andrzej Guzowski