Nowy dziekan Wydziału Farmaceutycznego
Wszyscy jedziemy na tym samym wózku. Jeżeli nauczymy się wspólne myśleć o uczelni, o naszym wydziale, to zyskamy bardziej niż gdy będziemy ze sobą prowadzić spory, a każdy okopie się za swoją barykadą - mówi dr hab. Wojciech Miltyk, dziekan elekt Wydziału Farmaceutycznego.
Wojciech Więcko, Katarzyna Malinowska-Olczyk: Będzie miał Pan czas na pielęgnowanie swojej pasji, czyli fotografii?
Dr hab. Wojciech Miltyk, dziekan elekt Wydziału Farmaceutycznego: - Zobaczymy. Zdaję sobie sprawę, że bycie dziekanem to ogrom nowych obowiązków. Nie miałem okazji pracować w zespole dziekańskim, ale miałem okazję obserwować swojego szefa na tym stanowisku [prof. Jerzy Pałka - red.] i wiem, ile zajmuje to czasu, i wiem, że czasu prywatnego będzie mniej.
Jakie były kulisy objęcia tego stanowiska?
- Prawdę mówiąc trochę się spodziewałem, że mogę być w zespole dziekańskim. Już wcześniej się mówiło o włączeniu mnie do tego zespołu jako prodziekana. Sam pomysł o nominacji dziekańskiej pojawił się stosunkowo niedawno. Nie ukrywam, że to był dla mnie pewien ból głowy. Chodzi o ogrom odpowiedzialności, a i zastąpienie pani dziekan prof. Elżbiety Skrzydlewskiej będzie naprawdę trudne. Bardzo wysoko zawiesiła poprzeczkę, a jej dokonania i zasługi dla naszego wydziału są ogromne.
Zresztą propozycja nominacji wyszła właśnie od pani dziekan i od prof. Pałki. To osoby, których opinie bardzo cenię i szanuję. Odwołali się do mojego poczucia obowiązku.
Od razu się Pan zgodził?
- Nie. Miałem dwa tygodnie do namysłu.
Obecnie kieruje Pan niewielką jednostką - Samodzielną Pracownią Analizy Leków.
- Zespół liczy dwie osoby plus trójka doktorantów. Zupełnie inna skala niż zarządzanie całym wydziałem, który na dodatek jest zbiorem indywidualistów, specjalistów z wielu dziedzin.
Moim marzeniem jest, żebyśmy wypracowali model synergizmu. By z tego zbioru indywidualności stworzyć wartość dodaną. Niby każdy z nas jest samodzielny i działa niezależnie od reszty, ale jako pracownicy wydziału tworzymy wspólnotę. Sukces jednego będzie sukcesem wszystkich, tak samo porażka. Oceniani jesteśmy jako cały wydział. Dlatego tak istotna jest ta synergia. To pozwoli nam utrzymywać wysoki poziom we wszelkich rankingach czy parametryzacji.
Każdy nowy szef mówi, że będzie lepszy od poprzedniego. Pan jest w trudnej sytuacji, bo lepszy być nie może. Wydział Farmaceutyczny w ocenie parametrycznej otrzymał maksymalną liczbę punktów i zwyczajnie nie ma już dalej skali. Już samo utrzymanie osiągniętego wcześniej wyniku będzie dużym sukcesem?
- Tak jak powiedziałem wcześniej, pani dziekan Skrzydlewska zawiesiła poprzeczkę bardzo wysoko i utrzymanie osiągnięć wydziału będzie dużym wyzwaniem. Trzeba też pamiętać, że otoczenie, w którym funkcjonujemy, jest bardzo zmienne. Dużo mówi się o zmianach ustawodawstwa dotyczącego uczelni wyższych, czy ważnych zmianach na rynku pracy farmaceutów. Zdaję sobie sprawę, że trzeba będzie zmieniać procedury, czy adaptować wydziałowe regulaminy.
Z uwagą śledzę zwłaszcza zapowiadane zmiany dotyczące sytuacji na rynku pracy. To bardzo ważne dla naszych studentów i ich przyszłości. Nie ma co się łudzić, maturzyści wybierają takie kierunki, które gwarantują dobrą pracę po studiach i szansę na stabilizację. Jak ja zaczynałem studia na farmacji, na roku było nas 27. Potem zrobił się boom na te studia i szybko pojawiło się ogromne zainteresowanie nimi. Teraz znowu mówi się o zmianach. Dlatego tej nieprzewidywalności obawiam się najbardziej. Sytuacja w farmacji i medycynie jest bardzo dynamiczna. Mówi się np. o kształceniu diagnostów laboratoryjnych przez jednostki niemedyczne. Dziwię się temu i zastanawiam, dlaczego takie zmiany mają być wprowadzane? Teraz, kiedy medycyna notuje tak szybki postęp, a wszystkie osoby biorące udział w leczeniu chorego powinny reprezentować najwyższy poziom profesjonalizmu, takie pomysły wydają się nierozsądne.
A perspektywy wydziału? Wydaje się, że może być pierwszym na naszej uczelni, który na dobre przełamie barierę komercjalizacyjną. Zresztą pierwsze transakcje to właśnie dzieła naukowców z WF.
- To prawda, to też szansa na rozwój wydziału i uczelni. Pierwsze kroki są już za nami, to osiągnięcia profesor Marii Borawskiej czy profesorów Anny i Krzysztofa Bielawskich. Ich doświadczenie trzeba wykorzystać. Komercjalizacja badań to możliwość zdobycia dodatkowych środków dla wydziału, ale też szansa na rozwój i tworzenie tak bardzo wymaganej teraz wszystkich praktycznej nauki, jej aplikacyjności. Wierzę, że tutaj duże pole do popisu mają kreatywni, młodzi pracownicy i doktoranci naszego wydziału.
Jakieś inne nowości planuje Pan wprowadzić w okresie swoich rządów?
- Mamy już praktycznie gotowy projekt studiów farmaceutycznych w języku angielskim [projekt przygotował właśnie doc. Miltyk - red.]. Dopracowujemy ostatnie drobiazgi i w zasadzie brakuje nam jeszcze uchwały Senatu UMB, która to wszystko zatwierdzi. Myślę, że studia te mogłyby wystartować w roku akademickim 2017/2018.
Będą to studia podobne do tych, które są na Wydziale Lekarskim?
- Raczej nie. Farmacja po angielsku to nie jest łatwy kierunek. Europejczycy, czy studenci z USA, nie są zainteresowani studiowaniem farmacji w Polsce, bo mają takie studia u siebie. One tam nie są tak oblegane, jak te lekarskie, i nie są też tak kosztowne. My bardziej patrzymy na Wschód, w kierunku Chin czy Indii. Liczymy, że dyplom naszej uczelni, z kraju należącego do Unii Europejskiej, będzie atrakcyjny dla studentów z tamtych krajów. Ważna jest też dobra opinia o naszej uczelni, konkurencyjne koszty nauki, ale też samego utrzymania się w Białymstoku. Ekonomicznie opłaca się nam uruchomić te studia już przy poziomie 10-15 studentów na roku.
Umiędzynarodowienie nauki, to też ostatnio bardzo modny zwrot, w który chce się Pan wpisać.
- Nie mamy innego wyjścia. Marzy mi się, żeby nasi młodzi naukowcy czy studenci chętniej wyjeżdżali na zagraniczne staże naukowe. By mieli okazję popracować w bardzo dobrych ośrodkach naukowych, zobaczyli, jak się robi naukę i badania gdzie indziej, nawiązali swoje kontakty naukowe. A potem wrócili do nas i kontynuowali wspólne projekty. To jest szalenie rozwijające, ogromnie procentuje w przyszłości i buduje pozycję wydziału.
Jak będzie wyglądał wydział za cztery lata? Co by chciał Pan wpisać do sprawozdania po swojej pierwszej kadencji?
- Chciałbym, żebyśmy utrzymali najwyższą kategorię oceny parametrycznej [A+ - red.] i to będzie ogromne wyzwanie, chciałbym mieć już uruchomione studia anglojęzyczne, chciałbym, by nasi asystenci już wracali ze staży w najlepszych ośrodkach naukowych świata. Marzy mi się, może nie kolejka przedsiębiorców chętnych do współpracy z nami, ale grupa firm, która stale realizuje z nami ciekawe projekty badawcze, o dużym potencjale rynkowym.
Wszyscy jedziemy na tym samym wózku. Jeżeli nauczymy się wspólne myśleć o uczelni, o wydziale, to zyskamy bardziej niż gdy będziemy ze sobą prowadzić spory, a każdy okopie się za swoją barykadą. Nie planuję być zamknięty w dziekanacie. Będę miał otwarte drzwi, będę otwarty na spotkania z kolegami i koleżankami z wydziału, studentami i doktoratami. Jeżeli więcej osób współdziała dla rozwoju wydziału, to jest większa szansa, że będziemy w czołówce polskich uczelni.
Rozmawiali: Wojciech Więcko i Katarzyna Malinowska-Olczyk
Biogram
Dr hab. Wojciech Miltyk, absolwent Wydziału Farmaceutycznego UMB, zdobywca studenckiego tytułu Primus inter pares. Jest pierwszym doktorem habilitowanym Wydziału Farmaceutycznego, od kiedy te prowadzone są nowym trybem. IF powyżej 100, ponad 100 publikacji, szkolił się w USA. Nagradzany za pracę dydaktyczną przez studentów. W ciągu ostatniego roku przygotował studia anglojęzyczne z farmacji, które zostaną uruchomione w najbliższym czasie.