Ministerstwo Rodziny i Polityki Społecznej wydało właśnie broszurę „Osoba w kryzysie bezdomności w szpitalu. Przewodnik postępowania”. Dokument ten trafił do wszystkich szpitali w Polsce. Jego autorką jest Pamela Żebrowska, pracownik socjalny w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym w Białymstoku. Pani Pamela pracuje w USK od 2019 roku. Wcześniej ukończyła studia na kierunku praca socjalna. Jak mówi, zawsze chciała pomagać najbardziej bezbronnym: osobom potrzebującym, starszym, pozostającym w kryzysie bezdomności.
Katarzyna Malinowska-Olczyk: Podkreśla Pani, że lubi Pani bezdomnych. To nie jest standardowe podejście. Większość osób raczej boi się bezdomnych.
Pamela Żebrowska, pracownik socjalny w USK w Białymstoku: - Ludzie pozostający w kryzysie bezdomności wzbudzają we mnie sympatię i to od zawsze. Bezdomny to taki sam człowiek, tylko skrzywdzony przez los. Jednak za każdym takim człowiekiem stoi dramatyczna historia. Pisząc swoją pracę magisterską, prowadziłam badania w noclegowni dla osób bezdomnych. I tam poznałam tych ludzi, to środowisko. To nigdy nie jest tak, że człowiek staje się bezdomnym z dnia na dzień. Za tym stoją setki krzywdzących sytuacji, zbiegów okoliczności, kumulacji nieszczęść. I nie jest też tak, że ktoś chce być bezdomnym. Nikt tego nie chce. Bezdomny jest wyśmiewany, szydzony. Jeżeli leży w szpitalu, to zazwyczaj na izolatce. Bo niestety bezdomności towarzyszy ten zapach brudu i biedy, jednym myciem nie da się od tego uwolnić. Ale to też jest człowiek jak każdy z nas i o tym nie możemy zapominać. Choć trzeba wspomnieć, że często do tego wszystkiego doprowadza alkohol. Tylko, że ten alkohol jest wynikiem czegoś. Często alkohol to ucieczka. Ja to udowodniłam w swojej pracy magisterskiej, że owszem, alkohol jest czynnikiem doprowadzającym do bezdomności, ale alkohol pojawia się w trudnej sytuacji życiowej: po gwałtach, po molestowaniu, przemocy domowej, utracie pracy, śmierci bliskich.
Zetknęła się Pani z takimi przypadkami?
- Miałam taką pacjentkę, kobietę, która jako dziecko była molestowana przez partnera swojej matki. Ten partner uprawiał z matką seks, a ona musiała być razem w łóżku, bo ją wtedy trzymał za piersi. Jak osoba po takim dzieciństwie, która nigdy nie miała normalnej opieki, wsparcia, mogła wejść w dorosłe życie? Rzadko jest tak, by ktoś, kto wyszedł z takiego domu, był w stanie sam sobie poradzić bez terapii. Często takie osoby szukają zapomnienia w alkoholu czy narkotykach. Jak czasem słucham tych historii życiowych, to myślę, że większość z nas nie docenia tego, co ma. Większość z nas miała normalne dzieciństwo, miała jedno lub dwoje rodziców. Opiekunów, którzy pracowali, zarabiali, troszczyli się, uczyli, wpajali pewne wartości. A często te osoby nie miały dzieciństwa, nikt ich niczego nie nauczył.
Czyli bezdomni to ludzie po przejściach…
- Niektórzy nie mieli dzieciństwa, inni przeżywali załamanie po śmierci partnera. To są setki różnych historii, dramatów. I o ile nasz system opieki nad osobami w kryzysach nie jest dobry, to już jeśli chodzi o opiekę nad bezdomnymi, Białystok jest stawiany w Polsce jako wzór. My jesteśmy nawet na szkoleniach pokazywani jako ośrodek wzorcowy i też dlatego pojawiła się ta publikacja. Prawda jest taka, że wszyscy, którzy pracują w noclegowniach, fundacjach, ośrodkach pomocy społecznej, są osobami z powołania. Robią wszystko, by pomóc tym ludziom. Zespół Pracowników Socjalnych Nr 11, który jest dedykowany osobom pozostającym w kryzysie bezdomności robi bardzo dużo. Gdyby nie to grono osób, to ja sama jako pracownik szpitala, niewiele mogłabym zdziałać.
Jak Pani rozmawia z bezdomnymi? To są chyba trudne rozmowy?
- To są osoby bardzo pokorne. Jak przychodzę, siadam blisko nich, a nie dwa metry dalej. Zaczynam rozmawiać, mówię po imieniu. Gdy oni to widzą, że nie wzbudzają we mnie obrzydzenia, otwierają się. To bardzo mili ludzie, z nimi można normalnie rozmawiać. Ze szpitala, po zakończeniu leczenia wychodzą ubrani od stóp do głów. Systematycznie robimy zbiórki ubrań wśród personelu. Ostatnia była w 2020 roku, ale udało się zebrać tyle, że do tej pory nic nie było potrzebne. Teraz zaczynamy kolejną zbiórkę, by uzupełnić zapasy.
Czy są jakieś historie, które zapamiętała Pani?
- Był pacjent, którego historia życiowa bardzo się skomplikowała. Zmarła mu żona, wpadł w alkoholizm. To była dłuższa hospitalizacja. Udało nam się jednak skontaktować z jego rodziną na drugim końcu Polski. Odbyłam kilka rozmów z jego bratem. I ten brat zadecydował, że go zabierze do siebie. Przesłał pieniądze, kupiliśmy mu bilety na pociąg, wsadziliśmy w taksówkę. Pogodził się z rodziną i na drugim końcu Polski układa sobie życie od nowa. To taki nasz mały szpitalny sukces. My zazwyczaj kierujemy pacjentów do noclegowni, schroniska lub ogrzewalni. Tych osób jest bardzo dużo, wręcz nie ma dni, by osoba pozostająca w kryzysie bezdomności nie trafiła do szpitala. A w tym przypadku udało się pomóc wyjść z bezdomności.
Rozmawiała Katarzyna Malinowska-Olczyk