To on odpowiadał za przekazanie szpitali: zakaźnego i gruźliczego naszej uczelni. Choć posypały się wtedy na niego gromy, to teraz przyjął dużo trudniejszą posadę - wiceministra zdrowia odpowiedzialnego m.in. za pielęgniarki. Rozmawiamy z Cezarym Cieślukowskim
Cieślukowski to samorządowiec z krwi i kości. Wojewoda suwalski, radny sejmiku i członek zarządu województwa (m.in. odpowiedzialny na służbę zdrowia). W ostatnich wyborach samorządowych również zdobył mandat radnego sejmiku. Choć w końcu lutego przyjął posadę w ministerstwie, z samorządu nie rezygnuje. Rozmawiamy z nim miesiąc po objęciu teki wiceministra.
Wojciech Więcko: Ostatnio rozmawiałem z Panem, kiedy jako członek zarządu województwa, zajmował się Pan sprawą przekazania szpitali uczelni. Wtedy sypały się na Pana gromy z każdej strony. Dziś jest Pan wiceministrem zdrowia, w którego kompetencjach są m.in. sprawy pielęgniarek. Przypuszczam więc, że pewnie nie rozpoczął Pan pracy, a już usłyszał co nieco?
Pielęgniarki, czy położne, są w naszym systemie ochrony zdrowia niezbędne. To najliczniejsza grupa zawodowa, w kraju pracuje 218 tys. pielęgniarek i ponad 45 tys. położnych. Szacujemy, że w najbliższym czasie ok. 60 tys. pielęgniarek może przejść na emeryturę. |
Cezary Cieślukowski, wiceminister zdrowia: - No cóż. Pierwsze moje spotkanie, jako wiceministra, było właśnie z przedstawicielkami pielęgniarek i położnych. Z jednej strony podsumowaliśmy to wszystko, co się dotychczas wydarzyło pomiędzy środowiskiem a rządem, z drugiej zaś zaplanowaliśmy kolejne działania i inicjatywy, które są ważne i do pilnego zrealizowania. Nie ukrywam, że sprawy tej grupy zawodowej to największe wyzwanie, które spotkało mnie na początku.
Zgodził się Pan na zarządzanie bardzo newralgicznymi departamentami, bo prócz pielęgniarek i położnych, jest jeszcze departament matki i dziecka oraz dialogu społecznego.
- Tak, to duże wyzwania. Zwłaszcza, że tu może nawet nie są potrzebne kompetencje medyczne, a bardziej kompetencje związane z szeroko rozumianym zarządzaniem, czy umiejętność prowadzenia dialogu.
I jak wrażenia po miesiącu pracy?
- Ta praca ma zupełnie inny charakter niż to, czym się zajmowałem w zarządzie województwa, czy w ogóle w samorządzie. Resort zajmuje się przede wszystkim legislacją i kształtowaniem prawa, które ostatecznie decyduje o kształcie i funkcjonowaniu całego systemu opieki zdrowotnej.
Wróćmy do spraw pielęgniarek. Kiedy będą one zadowolone z warunków swojej pracy?
- Pielęgniarki, czy położne, są w naszym systemie ochrony zdrowia niezbędne. Nie ma opieki zdrowotnej bez pielęgniarek. To też najliczniejsza grupa zawodowa, bo w kraju pracuje 218 tys. pielęgniarek i ponad 45 tys. położnych. I mają one wiele problemów, które nie są rozwiązane od lat. Niezadawalające pensje, nieadekwatny do odpowiedzialności prestiż zawodu, a dla nas - w ministerstwie - jest jeszcze niepokojąco rosnąca średnia wieku pielęgniarek, która wynosi ponad 47 lat. Szacujemy, że w najbliższym czasie ok. 60 tys. pielęgniarek może przejść na emeryturę. Mamy pilne potrzeby, by tak zmienić system, aby zapewnić tę zastępowalność. Trzeba też myśleć o zwiększeniu liczby osób pracujących w zawodzie pielęgniarki. Musimy z jednej strony pilnować sposobu kształcenia i wstępowania do zawodu, a z drugiej strony zapewnić tym osobom stabilną i dobrze płatną pracę.
Kwalifikacje pielęgniarek rosną, wiele ma wyższe wykształcenie, kończą specjalizacje, rosną więc też ich aspiracje płacowe. Dziś jest ogromna dysproporcja pomiędzy wynagrodzeniami lekarzy a pielęgniarkami. Ich wynagrodzenia kształtują się na poziomie 2-4 tys. zł i zwyczajnie są niskie. Średnia jest poniżej 3 tys. zł i ona nawet odbiega od średniej krajowej. Toteż jest oczekiwanie, żeby te wynagrodzenia rosły. Dlatego będziemy się starali tak regulować wycenę świadczeń zdrowotnych, czy punktów dla jednostek medycznych, aby to mogło się przełożyć na wzrost ich pensji.
Co jeszcze wymaga od Pana minister zdrowia Bartosz Arłukowicz?
- Reprezentuję resort w tzw. dialogu społecznym. Jest komisja rząd - samorząd i tam jestem współprzewodniczącym zespołu ds. zdrowia i opieki społecznej. To ważna sprawa, bo duża część zadań związanych ze służbą zdrowia, trafia właśnie do samorządu. Znam to niejako z „tamtej strony”, bo czasami jest tak, że za zadaniami nie idą środki finansowe. Zrzuca się tylko obowiązki, a nie przekazuje środków. To ważna sprawa do negocjacji.
Jestem też reprezentantem ministerstwa w komisji trójstronnej, czyli rządu, pracodawców i związków zawodowych. Teraz komisja jest zawieszona, bo związkowcy zawiesili w niej swoje prace. Jako ministerstwo współpracujemy też z organizacjami pacjentów. To też pole, gdzie trzeba słuchać, szukać porozumienia i rozwiązań.
W Departamencie Matki i Dziecka najważniejsze wydarzyło się tuż przed moim przyjściem, czyli przygotowanie ustawy o in vitro. Rząd skierował ten projekt do sejmu. Poza tym w tym departamencie dużo dzieje się w temacie dotyczącym lepszej organizacji opieki okołoporodowej i opieki nad dziećmi. Jednym z najnowszych rozwiązań - mam nadzieję, że będzie to dobrze odebrane przez rodzące panie - jest doprowadzenie do akceptacji przez NFZ pełnego finansowania procedury znieczulenia okołoporodowego. To problem. Ok. 40 proc. rodzących kobiet, robi to przy pomocy cesarskiego cięcia. To nie jest poród naturalny, jego ryzyko jest większe. W świecie ok. 15 proc. kobiet rodzi „cesarką”. Chcemy to znormalizować. Ktoś powie, że znieczulenie to też ingerencja w organizm. Tak, ale nie aż taka.
Dziś jest Pan na uczelni, choć w Pana kompetencjach nie ma opieki nad uczelniami wyższymi.
- Resort zdrowia może kontrolować uczelnie medyczne. Ja jednak jestem tu z innego powodu. Jest interesujący projekt unijny grupy państw Morza Bałtyckiego (InterReg Basenu Morza Bałtyckiego), w ramach partnerstwa północnego i okazało się, że Polska nie wyznaczyła jeszcze partnera projektu. Są w nim już kraje skandynawskie i Niemcy. Partnerami tam są najczęściej uniwersytety medyczne, więc zaproponowałem Białystok. UMB jest wysoko oceniany w kraju. Rozmawiałem z Panem rektorem Jackiem Niklińskim, wyraził zainteresowanie.
Projekt dotyczy zintegrowanych systemów opieki senioralnej. Temat bardzo na czasie. Musimy podglądać, jak to robią w Skandynawii, jak to jest finansowane. Bo tam realizowane jest to z dwóch obszarów - opieki społecznej i opieki zdrowotnej.
Jest jeszcze sprawa telemedycyny, czyli opieki na odległość. U nas nie ma żadnych rozwiązań, nikt tego nie finansuje. Ani NFZ, ani opieka społeczna. Chciałbym, żeby w sposób pilotażowy - np. w naszym województwie - sprawdzić działanie takiego systemu, a potem wprowadzać go w życie w całym kraju.
Czyli warto mieć krajana w rządzie?
- Poważnie mówiąc to jest problem, że tylko jedna osoba z Podlasia jest w rządzie. Są województwa, z których takich osób jest kilkanaście. Nie ulega wątpliwości, że one wspierają się nawzajem, albo przychylniej wspierają rozwiązania korzystniejsze dla ich regionów. Dlatego staram się, jeżeli jest taka możliwość, przyciągać do naszego regionu ciekawe projekty, jak choćby ten dotyczący opieki senioralnej. Moje drzwi są zawsze otwarte.
Rozmawiał: Wojciech Więcko