Nie mamy jednej etyki, ale wiele doktryn etycznych; a status naukowy owych doktryn jest wielce wątpliwy
Będę pisał o empatii z perspektywy etycznej a nie psychologicznej. Kilka zatem słów o tej perspektywie, czyli o etyce. Pojęcie „etyki”, wywodzące się z greckiego „ethos”, jest szerokie i wieloznaczne. Niekiedy oczekuje się od etyka, że będzie głosił jakieś „naukowe kazanie”, bądź też „świeckie kazanie”. Takie oczekiwanie jest nieuprawnione; nie istnieją bowiem „naukowe kazania”. Są oczywiście etycy, którzy mają skłonność do moralizowania, do pouczania, osądzania i wskazywania drogi, ale im bardziej moralizują, tym bardziej oddalają się od nauki. Dlaczego?
***
Zacznijmy od najprostszego i najbardziej fundamentalnego podziału związanego z etyką. Etyka dzieli się na opisową i normatywną. Opisowa opisuje, a zatem próbuje docierać do faktów, rekonstruować „stan rzeczywisty”, a zatem niewątpliwie należy do nauki. Co prawda fakty, które próbuje poznać, są niezwykle złożone; tym niemniej jest to trudność - by tak rzec - techniczna, a nie zasadnicza. Jakie to fakty? Związane z występującą w świecie ludzkim, w kulturze, sferą ocen i wyborów. W różnych społeczeństwach występują różne - nieraz powiązane ze sobą i zawsze zmieniające się - systemy normatywne (czyli takie, w których występują normy pojęte jako zasady postępowania oraz oceny, sankcje, wzorce) obejmujące różne piętra gmachu kultury. Wymieńmy - jako przykłady - zwyczaje, obyczaje, prawo państwowe (pozytywne), różne kodeksy etyczne przypisane do różnych zawodów, wreszcie - najbardziej fundamentalne i w tradycyjnych społecznościach ściśle ze sobą powiązane - religię i moralność. Ten ostatni system normatywny jest pod szczególną pieczą badaczy, dlatego też etyka opisowa bywa określana jako „socjologia moralności” (inne słowo wymyślone dla wyodrębnienia etyki opisowej to „etologia”). Dlaczego moralność szczególnie interesuje „etologów”? Albowiem w moralności występuje coś kluczowego i zasadniczego, jeśli idzie o sferę wyborów i ocen; zawiera ona w sobie wzór porządnego, zacnego, dobrego człowieka (jaki panuje w danej społeczności w danym czasie). W moralności pojętej jako zjawisko społeczne znajduje się - innymi słowy - charakterystyczny dla danej społeczności i dla danego czasu wzór cnoty, który staje się - niczym metr z Sèvres - podstawą etycznego mierzenia ludzi; od niegodziwców, etycznych karłów, do herosów i świętych, etycznych olbrzymów.
***
Etyka normatywna zaś - jak sama nazwa wskazuje - nie opisuje, ale normuje. Etyk normatywny nie zastanawia się, co ludzie sądzą o dobru, ale co dobrem jest naprawdę; nie zastanawia się, jakie ludzie mają poglądy na temat dobrego życia, ale jakie życie jest dobre; nie zastanawia się, jak jest, ale jak być powinno; nie opisuje realnie występujących moralności, ale poszukuje moralności (bądź etyki) słusznej, „prawdziwej”. Są tu zresztą dwie możliwości: może wskazać jedną z realnie istniejących (np. chrześcijańską, islamską, buddyjską) i uzasadniać swój wybór (tym się różni od tylko „wierzącego”), może też projektować jakąś nową moralność (czy etykę), odmienną od wszystkich istniejących, która miałaby być - w jego pojęciu - uniwersalna i zgodna z obiektywnymi normami moralnymi, które ów etyk - jak mniema - odkrywa w Bogu lub w prawie naturalnym. Nietrudno spostrzec, że zadanie etyka normatywnego jest dużo bardziej ambitne niż zadanie etyka opisowego; a zatem i praca etyka normatywnego - o ile postępuje odpowiedzialnie - jest dużo trudniejsza niż praca etyka opisowego. Stąd ta trudność? Mówiąc najogólniej i najkrócej stąd, że wkracza on na teren pośredni pomiędzy nauką a religią, czyli na teren filozofii. Próbując bowiem odpowiedzieć na pytanie, czym jest dobro, dociera do jednego z fundamentalnych pytań filozoficznych, które tym się cechują, że nie ma na nie jednej bezdyskusyjnej odpowiedzi (ku radości filozofów zresztą). Skoro wszyscy niemal filozofowie i moraliści usiłowali wyjaśnić, czym jest dobro i sprawiedliwość, należy sądzić - jak zauważył Leszek Kołakowski - „że do jasności i zgody w tej sprawie nie doszli”. I dalej: „Stąd trzeba też przypuszczać, że jest to jeden z klocków najważniejszych w naszym gmachu pojęć, jako że ten właśnie los (nie ma jasności i nie ma zgody) przypadł w udziale wszystkim ważnym klockom, których obróbką teorie filozoficzne się trudnią”. Dlatego też w filozofii, inaczej niż w nauce, nie ma oczywistego postępu oraz nie ma jednej słusznej filozofii (tak jak jest jedna słuszna anatomia prawidłowa), ale jest wiele filozofii, wiele doktryn filozoficznych. Etyka normatywna (czyli - powiedzmy wprost - etyka w sensie ścisłym) owe cechy filozofii - postrzegane przez jednych jako skazy, a przez innych jako zalety - dziedziczy. Dochodzą do tego problemy bardziej szczegółowe, związane z kwestią przejścia od opisu do wskazania, czyli „od bytu do powinności”, które łączą się z problemem „statusu ontologicznego wartości” i statusu logicznego sądów wartościujących. Nie będziemy jednak tutaj w te sprawy wnikać, aby niepotrzebnie nie komplikować wywodu. Wystarczy powiedzieć, że aby stworzyć etykę (czy moralność) uniwersalną należy odpowiedzieć na pytanie: „Czym jest dobro i w jaki sposób ono istnieje?”, a zatem odkryć dobro prawdziwe, realne (czy też, używając terminów aksjologii, odkryć wartości prawdziwe, realne). Takich poszukiwaczy i odkrywców było wielu, ale żaden nie przedstawił niezbitych dowodów owego odkrycia (do owych odkrywców należy zaliczyć również tych - coraz liczniejszych zresztą - którzy powiadają, że dobro nie istnieje; bo taka jest konkluzja ich poszukiwań).
***
Nie mamy więc jednej etyki, ale wiele doktryn etycznych; a status naukowy owych doktryn jest wielce wątpliwy. Zauważmy więc na boku, że kiedy w mediach wypowiada się jakiś etyk, możemy ulec podwójnemu złudzeniu; po pierwsze, że wypowiada się on w imieniu „nauki”, jako rodzaj „biegłego” z dziedziny etyki oraz, po drugie, że wypowiada się on w imieniu „etyki w ogóle”. Taki etyk, jeśli nie precyzuje, jaka doktryna etyczna jest zapleczem jego ocen i rad, dokonuje pewnego nadużycia; może mianowicie sugerować, że wypowiada się w imieniu czegoś, co nie istnieje. Albowiem, powtórzmy, nie ma jednej etyki, czyli nie ma „etyki w ogóle”.
Ja jednak zwracam się do lekarzy, czyli do przedstawicieli nauki, a nawet - w pewnych obszarach - „nauki twardej” (zmatematyzowanej). Chciałbym zatem również poruszać się na gruncie nauki. Jak mogę to uczynić, zajmując się etyką? Pierwszy sposób to unikanie tak zwanych imperatywów kategorycznych i ograniczanie się do imperatywów hipotetycznych (terminy wymyślone przez Immanuela Kanta). Imperatyw kategoryczny to „twarda mowa”; powinieneś robić tak i tak (wskazanie-rozkaz). Imperatyw hipotetyczny, to powinność (nakaz, wskazanie) ubrana w formę implikacji: „jeśli chcesz osiągnąć X, to powinieneś zrobić Y”. Znajdujemy się wówczas na gruncie nauki, bo możemy trafnie (bądź nietrafnie) odnajdować zależności między celem a drogami do niego wiodącymi. Dział etyki ograniczający się do imperatywów hipotetycznych został nazwany przez wybitnego polskiego filozofa, Tadeusza Kotarbińskiego, prakseologią. W ten sposób etyka staje się nauką, ale - uwaga - przestaje być etyką w sensie ścisłym. Taki etyk staje się „ekspertem od skuteczności”; nie ma prawa oceniać celów, ma prawo tylko wskazywać najskuteczniejsze środki realizacji celów podsuniętych przez „zamawiającego ekspertyzę”. Zamawiającym może zaś być gangster, złodziej, tyran, filantrop, święty. Prakseolog, krótko mówiąc, równie dobrze może doradzać diabłu i aniołowi. Jeśli zacznie diabła besztać za niemoralne cele, przestaje być prakseologiem i zamienia się w etyka, wykraczając zarazem poza grunt nauki. Ja jednak jestem w tym przypadku w komfortowej sytuacji; doradzając lekarzom, stoję bowiem, jak sądzę, po „jasnej stronie mocy”. Drugi sposób naukowego uprawiania etyki to ograniczanie się do historii etyki i historii idei. W niniejszym artykule połączę te dwa sposoby. Nie będę zatem mówił „powinieneś być empatyczny”, ale: „jeśli chcesz być dobrym lekarzem, powinieneś być empatyczny”. A skoro są różne doktryny etyczne i te doktryny różnią się rolą, jaką przypisują empatii, to można je ułożyć w porządku od najbardziej „empatycznych” do najmniej „empatycznych”. Możemy zatem do pierwszego imperatywu hipotetycznego dołączyć - jeśli tamten jest trafny - drugi imperatyw hipotetyczny. Mianowicie, jeśli dobry lekarz powinien być empatyczny, to powinien unikać doktryn etycznych niesprzyjających empatii i z przychylnością odnosić się do tych, które empatii sprzyjają. Zanim jednak spróbujemy „prześwietlić” najważniejsze doktryny etyczne pod kątem empatii i ułożyć je w odpowiedniej hierarchii, poświęćmy chwilę samemu pojęciu „empatii”.
Jacek Breczko