Lekarze patrzyli, jak na ich oczach umiera 25-letni mężczyzna, ofiara wypadku drogowego. Choć chcieli mu pomóc, nie mogli, bo się na to nie zgodził.

Dramatyczne sceny rozegrały się na SOR Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Białymstoku. Wieczorem w końcu września trafił tam 25-letni Paweł, który chwilę wcześniej stracił panowanie nad prowadzonym przez siebie motocyklem i uderzył w drogowy znak.
Gdy został przywieziony do szpitala, był jeszcze przytomny. Jego stan był ciężki, stracił dużo krwi. Lekarze chcieli ją przetoczyć, ale mężczyzna się na to nie zgodził. Był świadkiem Jehowy, podpisał stosowne oświadczenie.
Bez transfuzji chirurdzy nie chcieli ryzykować operacji. Mówili wręcz, że w tej sytuacji pacjent zostałby im na stole. Poziom hemoglobiny we krwi mężczyzny był poniżej wartości granicznej.
Wkrótce potem 25-latek stracił przytomność i zmarł. Opuścił żonę i małego synka. Z ustaleń policji wynika, że nie miał uprawnień do kierowania motocyklami.
Przeczytaj jeszcze: Niezwykła operacja - zastawką w zastawkę
Prawo
Prokuratura w sprawie wydarzeń w szpitalu nie prowadzi żadnego śledztwa, wyjaśnia tylko okoliczności samego wypadku.
- Zgodnie z prawem w Polsce leczenie jest dobrowolne. Jeżeli pacjent odmawia zgody na zabieg, lekarz nie ma prawa robić go wbrew woli pacjenta - tłumaczy sędzia Joanna Toczydłowska, rzecznik Sądu Rejonowego w Białymstoku.
Medyk musi jednak zachować pewne procedury: przy zabiegach o podwyższonym ryzyku dla pacjenta, przed odebraniem jego oświadczenia, trzeba go poinformować o wszystkich szczegółach planowanego zabiegu. Podobne zasady obowiązują też przy zabiegach planowych.
Inaczej wyglądałaby sytuacja, gdyby 25-latek trafił do szpitala nieprzytomny. Wtedy lekarze mieliby obowiązek ratować jego życie. Nawet gdyby bliscy sprzeciwiali się transfuzji.
- Dla lekarza w takiej sytuacji nie są istotne opinie osób trzecich - dodaje sędzia.
Gdy poszkodowanymi są pacjenci małoletni, albo ubezwłasnowolnieni, zgodę na zabieg mogą wydać ich opiekunowie prawni, a kiedy kontakt z nimi jest niemożliwy - sąd.
Wiara
Zakaz przyjmowania krwi, jak tłumaczą świadkowie Jehowy, zawarty jest w Piśmie Świętym.
- Świadkowie Jehowy są ludźmi wierzącymi, przestrzegającymi w swoim życiu pewnych zasad - tłumaczy Jan Wysocki, świadek Jehowy, z zespołu łączności ze szpitalami. - Jednak każdy z członków zboru sam podejmuje decyzję za siebie. Paweł był osobą bardzo wierzącą, często czytał Pismo Święte i sam świadomie podjął taką decyzję. Gdyby była ona inna, nie poniósłby żadnych konsekwencji. Nikt by go nie wyrzucił z naszego zgromadzenia, czy nie byłby wytykany przez starszych zboru.
Życie
Śmierć Pawła bardzo poruszyła środowisko medyczne. Na nowo ożyły dyskusje gdzie jest granica, której lekarz przekroczyć nie może. Czy w imię ratowania życia można złamać prawo?
Weźmy przykład Pawła. Przypuśćmy, że kiedy traci przytomność, lekarze przetaczają mu krew, wykonują operację, pacjent dochodzi do zdrowia. Po wyjściu ze szpitala może pozwać lekarza do sądu. Informację o transfuzji, na którą się nie zgodził, będzie miał zapisaną w szpitalnej dokumentacji.
Jednak rzeczywistość jest bardziej skomplikowana. Bywają sytuacje zagrożenia życia, kiedy lekarz nie wytrzymuje i przetacza krew. Albo czeka do momentu, kiedy pacjent straci świadomość, bo wie, że dopiero wtedy będzie mógł mu pomóc.
Szczególny problem mają specjaliści ze szpitali dziecięcych. Bywają przypadki, że w stanach zagrożenia życia małego pacjenta, muszą wystąpić do sądu o zgodę na czasowe pozbawienie praw opiekunów, którzy nie pozwalają się na operację ratującą życie.
Szpital
Chirurdzy nie widzą problemu, żeby wykonać operację planową u pacjenta, który nie godzi się na transfuzję krwi.
- Potrafimy pacjentowi wymienić dwie zastawki, wszczepić trzy by-passy w czasie jednej operacji i pooperacyjna utrata krwi do drenażu to tylko 100 mililitrów - tłumaczy prof. Tomasz Hirnle, szef Kliniki kardiochirurgii z blokiem operacyjnym USK.
Takie operacje są możliwe tylko wtedy, gdy się do nich zespół wcześniej przygotuje.
- Problemem większym są chorzy, których trzeba operować ze wskazań nagłych, kiedy nie ma czasu ich przygotować, ani właściwie samemu się przygotować - dodaje Hirnle.
Wtóruje mu prof. Jacek Dadan, szef I Kliniki chirurgii ogólnej USK. - Jeżeli sprawa dotyczy chorych do planowych operacji, to można do pewnych rzeczy się przygotować, poza tym ryzyko toczenia krwi w przypadku operacji planowych nie jest wysokie.
Zresztą kiedy np. świadkowie Jehowy przychodzą na planowy zabieg, mają przeważnie ze sobą preparaty krwiozastępcze. Nie do końca są one w stanie zastąpić prawdziwą krew, ale wypełniają łożysko naczyniowe.
Epilog
Przy Pawle, prócz jego żony, byli też członkowie jego zboru, z tzw. komitetu łączności ze szpitalami. Lekarze nazywają ich „facetami w czerni” - od czarnych garniturów, w które są ubrani. To oni przeważnie wywierają nacisk na pacjenta, by przestrzegał zasad wiary, a lekarzom pokazują broszury o możliwościach bezkrwawego leczenia. Z reguły między nimi a lekarzami dochodzi do ostrej wymian zdań.
W sytuacjach, kiedy pacjent pozostawał sam, jeszcze nigdy nie zdarzyło się, by lekarz nie przekonał go do swoich racji.
Wojciech Więcko, km
Zapraszamy do dyskusji na łamach Medyka Białostockiego. Czekamy na Państwa opinie w tej sprawie, e-mail: wojciech.wiecko@umb.edu.pl





