Ręce do góry – kto głosował na Pana Kukiza? Śmiało, nikt nikogo nie będzie karał. No dobrze, a kto zamierza na niego głosować w najbliższych wyborach? O, proszę. Są dwa rodzynki. Wiara umiera ostatnia.
Powtórzono w skali makro doświadczenie, które białostoczanie przeżyli w roku 2006. U nas też był medialny kandydat na prezydenta miasta, rozchwytywany przez portale internetowe. Program bardzo podobny: rozpędzić to towarzystwo, wszystko idzie źle, jak mnie wybierzecie, będzie dobrze. |
Mam jedno pytanie: czy NAPRAWDĘ nie było widać już wcześniej, że to nie żaden zbawca polityki polskiej? Że JOW-y to jakaś piramidalna bzdura, pod którą podpina się grupa samorządowców z Dolnego Śląska, którzy już wcześniej chcieli wjechać do polityki ogólnopolskiej na plecach prezydentów miast?
Znaleźli sobie medialnego lidera i namieszali tak, że w efekcie prezydentem został nikomu jeszcze pół roku temu nieznany Andrzej Duda. Powtórzono w skali makro doświadczenie, które białostoczanie przeżyli w roku 2006. U nas też był medialny kandydat na prezydenta miasta, rozchwytywany przez portale internetowe, zapraszany przez Piotra Najsztuba i Jacka Żakowskiego do programu Tok2Szok, była też, a jakże piosenka o nim. Program bardzo podobny: rozpędzić to towarzystwo, wszystko idzie źle, jak mnie wybierzecie, będzie dobrze. Tam jednak był jakiś zalążek programu pozytywnego, pokazania, jak delikwent tego dokona. Mówił on bowiem, że po wyborach, w których on wygra, nic już nie będzie złe, ponieważ niczego nie będzie.
Paweł Kukiz to jednak pewien regres, ponieważ jemu w ogóle nie starczało wyobraźni na to, co będzie dalej. Kiedyś w przypływie szczerości powiedział: „nie chciałbym być prezydentem, bo ja się nie nadaję do pełnienia takiej funkcji. Gdyby mi kazano zostać prezydentem, to pierwszą rzeczą, jaką bym zrobił, byłaby własna dymisja. Prezydent musi być rozsądny, a ja, niestety, taki nie jestem i wcale nie zamierzam takim być”. Po czym wystartował w wyborach prezydenckich i dostał ponad 20% głosów. Gdzie są teraz ci wszyscy, którzy wojowali za niego na portalach, zakrzykując wszystkich „onych”, „bandę czworga” itd? Nie oni są jednak ważni, bo często nie wiedzieli, co czynią. Nikt mi jednak nie wmówi, że nie znali „naszego Pawła” celebryci, którzy poprali go in gremio. Wszyscy w tym rozplotkowanym do granic przyzwoitości środowisku musieli wiedzieć, jak to się skończy i co nam zafunduje autor wiekopomnego dzieła „Rodzina słowem silna” (to nie sarkazm) oraz licznych piosenek mogących bez przeróbek znaleźć się w repertuarze Ich Troje (to już tak). Wiedzieli, ale popierali go, bo jest „nasz”, z nami pił herbatę, z nami śpiewał piosenki oazowe i chodził na pielgrzymki, bo takie są właśnie rozrywki muzyków rockowych i dziennikarzy. To wszystko szło w niepamięć, bo był „nasz”.
Tak było kiedyś z Lepperem, który był „nasz”, bo chodził w walonkach i chciał tamtym pokazać, tak było częściowo również z Palikotem. Śmiejcie się w twarz wszystkim tym, którzy za chwilę się nawrócą i zaczną walczyć o Polskę i przestrzegać przed tymi, czy tamtymi. Kiedy przyszła godzina próby, wszyscy oni pokazali, gdzie mają dobro ogółu. Głosowali na swojego chłopaka, wiedząc, że za chwilę może on pokłócić się sam ze sobą. Ale był nasz, a nasza naszość jest lepsza od waszej waszości.
Adam Hermanowicz