Rzymskiemu poecie Marcjalisowi przypisuje się powiedzenie: „Człowiek poczciwy przez całe życie się uczy”. Pocieszam się ostatnio, że widać jestem poczciwy, bo lato minęło, a ja muszę się uczyć niczym student, choć, dalibóg, coraz mniej już pamiętam z czasów studenckich.
Jeśli w ogóle coś mi czasem mignie w pamięci z tamtych cudownych lat, to raczej sesja w CoNieCo, a nie ta z indeksem w ręku. Dziwne, bo tę pierwszą na ogół trudniej było zapamiętać. Ale pamięć ludzka ma swoje zagadki, a teraz musi mi służyć znowu do nauki. Dziś padło na neurochirurgię [od redakcji: autor jest w trakcie specjalizacji]. Ale jak się taki zawód wybrało, to o odpoczynku od niej nie będzie nigdy. A mogłem zostać polskim piłkarzem.
Ale nie o niespełnionych planach z dzieciństwa będzie mowa. Minęła ledwie dekada, odkąd skończyłem studia (no, powiedzmy z lekkim hakiem), a możliwości nauki, sposoby docierania do informacji, przepływ wiedzy między wykładowcą a studentami - to już jest inny świat. Kiedyś było tak: otwieramy przykurzoną i nadszarpniętą zębem czasu książkę z cyklu dziedzicznych i wodzimy palcem po wersach podkreślonych dekady temu przez poprzedników. Nie ma książki - szybciutkie tup, tup, tup do czytelni, bo jak nie, to ktoś inny nam zrobi tup, tup, tup (choć wtedy brzmiało to raczej jak: cza, cza, cza…). Wykładowca był towarem luksusowym, który się ceniło, bo dostęp do niego był raczej reglamentowany. Internet niby już był, ale w wersji 1.0, czyli modem telefoniczny i raczej bez szaleństw z transferem danych. Nie to, żebym snuł teraz kombatanckie wspomnienia, ale dzisiaj jest jednak odrobinę inaczej. Internet zmienił wszystko. Wideokonferencje? Proszę bardzo, z najdalszymi zakątkami globu. Takie cudo pokazywano kiedyś w „Powrocie do przyszłości”, ale to jednak było science-fiction. Swoją drogą na lotnisku w Manchesterzeod kilku już lat przygotowują pasażerów do kontroli hologramy - wypisz wymaluj takie, jak ten, którym księżniczka Lea prosiła w „Gwiezdnych wojnach” o pomoc Obi-Wan Kenobiego. Starsi ludzie mówią w takich momentach: pora kłaść się do grobu.
Ale wracając do ad remu, jak mawiali posłowie Samoobrony. Upowszechnienie testów w sprawdzaniu wyników nauki sprawiło, że powstały już całe platformy e-learningowe, które sprawdzą, podpowiedzą, przygotują do egzaminu. Po polsku, po angielsku, do wyboru, do koloru. Powrócą do pytania, na które udzieliłeś błędnej odpowiedzi, jak trzeba będzie, to wielokrotnie, do skutku. W domu na komputerze, w pociąguna smartfonie, nagrają w pliku audio i - jak to mówią w naszych stronach - jak nie masz życzenia samemu pisać, to sobie posłuchasz w słuchawkach. Zindywidualizują tok nauczania, zapamiętają postępy. Jednym słowem tańczą, śpiewają, recytują, piszą wiersze i stepują niczym koło gospodyń wiejskich. Sporo tego typu platform istnieje już od dawna na Zachodzie, ale i u nas pojawiły się ostatnio pierwsze portale dedykowane studentom i lekarzom przygotowującym się do państwowych egzaminów medycznych. Choćby nasz, białostocki, stworzony z dofinansowaniem funduszy unijnych qsmedic.eu, czy nieco starszy młodylekarz.pl. Jest już z czego wybierać, nie trzeba szukać na stronach anglojęzycznych. Nic, tylko się uczyć, hehehe.
Inna sprawa, że mimo tych wszystkich udogodnień koniec końców i tak cała ta wiedza musi się znaleźć w naszej głowie, a potem egzaminator musi nam ją stamtąd wyciągnąć. Im dalej od studiów, tym to ostatnie idzie coraz oporniej. Ale póki żyjemy, trzeba próbować.Marcjalis przewidział zresztą i to, bo to jemu właśnie przypisuje się inne powiedzenie, dedykowane wszystkim tym, którzy czas swojej nauki już zakończyli. Jakie? Zapraszam do internetu.