Prawie 1500 lekarzy z Polski i około 200 wykładowców z Polski i świata uczestniczyło w jubileuszowym XXV Zjeździe Polskiego Towarzystwa Neurologicznego, który w dniach 11-14 września odbył się w Białymstoku.
To był pierwszy od czasów pandemii zjazd w trybie stacjonarnym (ostatni były w trybie hybrydowym), a jednocześnie rekordowy pod względem frekwencji.
- Takie spotkania to platforma wymiany myśli, możliwość wysłuchania światowej sławy ekspertów, którzy potwierdzili swój udział. Zaproszenie na nasz zjazd przyjęli światowej klasy eksperci m.in. prof. Elena Moro, prezydent Europejskiej Akademii Neurologii. Nasz towarzystwo jest członkiem EAN. Czyli to najważniejsza osoba w europejskiej neurologii. Jest ona wybitnym ekspertem w chorobie Parkinsona, szczególnie leczenia tej choroby za pomocą głębokiej stymulacji mózgu. Będzie prof. Stephen Hauser z San Francisco, który przyczynił się do zarejestrowania leku przeciwciał monoklonalnych anty-CD20 skierowanym przeciwko limfocytom D w leczeniu stwardnienia rozsianego. Był to nowy, bardzo skuteczny kierunek leczenia tej choroby. Prace profesora zapoczątkowały nowy kierunek leczenia i obecnie mamy kilka leków o zbliżonych mechanizmie działania. Będziemy również gościć profesora z Londynu - prof. Gavin Giovannoni, specjalistę w dziedzinie stwardnienia rozsianego. Będzie również wykład dotyczący stwardnienia zanikowego bocznego. To bardzo ciężka i źle rokująca choroba. Ale będziemy mieć światowej sławy neurologa specjalizującego się w tej chorobie prof. Leonarda van der Berga z Ultrechtu w Holandii – zapowiadała podczas konferencji prasowej prof. Alina Kułakowska, główny organizator wydarzenia, Przewodniczącą Komitetu Naukowego i Organizacyjnego Zjazdu i prezes-elekt PTN.
Z racji ilości uczestników wykłady i sesje odbywały się aż w trzech miejscach: Operze i Filharmonii Podlaskiej, Teatrze Lalek i auli wykładowej Wydziału Architektury Politechniki Białostockiej. Dla gości zjazdu zarezerwowane zostały wszystkie białostockie i okoliczne hotele.
Katarzyna Malinowska-Olczyk: - Pani Profesor, kiedy ostatni raz tak licznie neurolodzy przyjeżdżali do Białegostoku?
Prof. Alina Kułakowska, zastępca kierownika Kliniki Neurologii UMB/USK i podlaski konsultant wojewódzki ds. neurologii: - Ostatni zjazd PTN w Białymstoku był 47 lat temu, w 1977 roku. I właściwie nikt go już nie pamięta. Spotkania naszego towarzystwa odbywają się co trzy lata. W tym roku jest jubileuszowy, 25. Zjazd. A rok temu nasze towarzystwo obchodziło 90-lecie istnienia. Ostatni „normalny” czyli stacjonarny, przedcovidowy zjazd, był w 2017, potem kolejny w formie hybrydowej w 2021. Teraz wróciliśmy do tradycyjnej formuły. Stąd być może takie duże zainteresowanie naszym zjazdem, bo do Białegostoku przyjechało prawie 1500 lekarzy i ponad 200 wykładowców. I tu co warte podkreślenia, 47 lat temu wszystkie obrady odbywały się w Aula Magna Pałacu Branickich, wszyscy uczestnicy się tam pomieścili. Teraz kolacja tyko dla samych wykładowców była w pałacu i z trudem dało się ich wszystkich pomieścić. Do Białegostoku przyjechała prawie połowa czynnych zawodowo neurologów. W Polsce jest ich około 4 tysięcy, w tym pracujących w neurologii około 3 700. A proszę nie zapominać, że szpitale musiały normalnie pracować, ktoś tam musiał zostać, by dyżurować, leczyć i diagnozować chorych.
To chyba musiało być duże wyzwanie logistyczne. Nie przypominam sobie tak dużego zjazdu, no może oprócz tego spotkania Esperantystów w 2009 roku, kiedy do Białegostoku przyjechało około 2000 gości.
- Dokładnie, to było duże logistyczne wyzwanie. Nie mamy w naszym mieście centrum kongresowego. Bazowaliśmy na trzech obiektach: Operze i Filharmonii Podlaskiej, Teatrze Lalek oraz auli Wydziału Architektury Politechniki Białostockiej. W tych miejscach równocześnie odbywały się sesje naukowe. Już w listopadzie 2022 roku zarezerwowaliśmy pokoje we wszystkich hotelach w mieście, a także w miasteczkach niedaleko Białegostoku – choćby w Supraślu. To było duże wyzwanie, ale także duża promocja dla miasta i regionu.
Na drzwiach Pani gabinetu wisi plakat z dekalogiem polskiej neurologii. A tam cała lista życzeń: wzrost nakładów finansowych na diagnostykę i leczenie, inwestycja w kadry lekarskie, uporządkowanie systemu itd. Aż tak jest źle? O tym też rozmawialiście podczas zjazdu?
- Nie jest dobrze. Na jednej z sesji tzw. Sesji systemowej był obecny dr Wojciech Konieczny, wiceminister zdrowia, który jest neurologiem z zawodu. Zaprosiliśmy przedstawicieli NFZ, Rzecznika Praw Pacjenta. I rozmawialiśmy o neurologii, bo sytuacja jest trudna, a może się jeszcze pogorszyć jeśli szybko nie podejmiemy pewnych działań. Społeczeństwo się starzeje, a częstość występowania wielu chorób układu nerwowego rośnie z wiekiem. Choroby mózgu to wyzwanie XXI wieku – i musimy to zaakceptować. Problem w tym, że przeciętny neurolog w Polsce ma 55 lat, a jedna trzecia czynnych zawodowo neurologów ma już prawa emerytalne. Jeżeli wszyscy Ci lekarze przeszliby teraz na emeryturę, to byłaby prawdziwa katastrofa. Cierpimy na niedobór kadry medycznej i pielęgniarskiej w oddziałach neurologicznych. To bardzo ciężkie oddziały. Mamy stany ostre jak np. udary, które leczymy interwencyjnie z krótkim oknem terapeutycznym. Mamy tez pacjentów przewlekle chorych, których musimy obecnie diagnozować i leczyć w oddziałach. Praca personelu pielęgniarskiego na neurologii jest bardzo ciężka. Większość hospitalizowanych pacjentów to chorzy leżący, wymagający całodobowej opieki. Zazwyczaj to osoby starsze, schorowane, często z zaburzeniami poznawczymi, więc zdarzają się różne reakcje.
Co mogłoby poprawić tę sytuację?
- To złożony problem. Ambulatoryjna opieka specjalistyczna nie jest w stanie przy obecnej organizacji przejąć diagnostyki. Pacjenci z przewlekłymi chorobami, takimi jak np. choroba Parkinsona, choroba Alzhaimera, stwardnienie rozsiane, stwardnienie zanikowe boczne – oni mogliby teoretycznie być diagnozowani ambulatoryjnie. Ale niestety dostęp do badan diagnostycznych i wyceny procedur neurologicznych są takie, że lekarzom w poradniach czyli w lecznictwie ambulatoryjnym w ogóle się nie kalkuluje postawienie diagnozy przewlekłej choroby neurologicznej. Bardziej opłaca im się wysłać pacjentka do oddziału neurologii. Dlatego potrzebujemy zmian organizacyjnych: wprowadzenia pakietów diagnostycznych w opiece ambulatoryjnej, i pieniędzy na neurologię, żeby się opłacało leczyć. To pozwoliłoby przesunąć pacjentów do ambulatoriów, żeby nie musieli leżeć w oddziałach.
Znam historię pacjentów, którzy mieli problem neurologiczny i tygodniami „odbijali się od ściany”. Krążyli między lekarzem rodzinnym, poradnią a szpitalem i nigdzie nie mogli otrzymać pomocy.
- Niestety to się zdarza, musi być poprawiona wydolność systemu. Powinny być opracowane tzw. ścieżki diagnostyczne, tak żeby pacjent od razu wchodził w pewien tryb. Teraz dostaje skierowanie do poradni, poradnia daje skierowanie do szpitala, a w szpitalu nie ma miejsc. Wczoraj mieliśmy 47 osób, choć łóżek jest 40 i pacjenci leżeli na korytarzu. Pacjentów z udarami było 36, choć oddział udarowy jest 24-łóżkowy. A pacjentów z udarem nie możemy nie przyjąć, bo udar to jest zagrożenie życia. I system robi się niewydolny. Powinno być tak, że pacjent ma objawy, trafia do lekarza rodzinnego, rodzinny kieruje go do poradni, a poradnia neurologiczna sprawnie robi, to co może zrobić czyli diagnozuje itd. A dopiero kiedy to niezbędne, kieruje na oddział. Ale to muszą być wypracowane te mechanizmy. Powinno być też więcej łóżek neurorehabilitacyjnych, bo jest ich obecnie za mało, tak żebyśmy mogli pacjentów płynnie przekazywać na neurorehabilitacje i uwalniać łóżka neurologiczne. Nie ma też ZOL-i, DPS-ów i innych instytucji opieki przewlekłej. W ostatnich latach niestety zmienił się model rodziny. Wiele rodzin to takie, w których bliscy wyjechali za granicą, pracują, nie mają w domu warunków lokalowych żeby zająć się osobą starszą i schorowaną, która wymaga całodobowej opieki. W Białymstoku takich miejsc szczególnie brakuje. Są instytucje prywatne, ale niewiele osób stać na ich opłacenie. Tak więc potrzebne są zmiany systemowe, by móc właściwie pracować, musimy udrożnić system.
Za tym idą pieniądze…
- Dokładnie. Pierwszym i najważniejszym krokiem, który moim zdaniem należy zrobić, to trzeba wycenić należycie pracę w neurologii, w tym procedury szpitalne, procedury ambulatoryjne i programy lekowe. Jak będzie to właściwie wycenione, to dyrektorzy szpitali będą mogli zapłacić za pracę neurologów konkretne pieniądze. W dziedzinach, w których procedury są dobrze wycenione, nie widzimy problemów z kadrami. Obecnie, neurolog jeśli ma do wyboru – ciężką pracę na trudnym oddziale czy pracę w poradni – wybiera tą drugą opcję. Pieniądze są podobne, a nie ma obciążenia w postaci dyżurów. Dyrektorzy szpitali zaś nie mogą wynagrodzić lepiej lekarzy w szpitalu, bo procedury neurologiczne są słabo wycenione. I tworzy się błędne koło. Oddziały neurologiczne w całym kraju są zamykane, co przy rosnącej liczbie pacjentów jest bardzo niepokojące.
Rozumiem, że na Podlasiu oddziałów neurologii jest za mało.
- To zależy od regionu Podlasia, ale faktycznie w naszym województwie jest ich zdecydowanie za mało. U nas potrzeba byłoby co najmniej 100 dodatkowych łóżek neurologicznych. A te oddziału które są, żeby miały odpowiednią ilość kadry. Teraz mamy w województwie dwa oddziały, które są niewydolne, jeśli chodzi o kadrę. Np. Choroszczy pracuje 4 lekarzy, w tym dwie emerytki. Z kolei w Zambrowie, powstał odział neurologiczny z oddziałem udarowym, pięknie wyposażonym. I tu niestety nie wzięto pod uwagę mojej opinii jako konsultanta wojewódzkiego i potrzeb województw. W naszym województwie potrzebny był i nadal jest oddział neurologii na południu. Bielsk Podlaski, Hajnówka, Siemiatycze to jest biała plama. Zamiast tego zbudowano oddział w Zambrowie, który jest 30 km do oddziału w Łomży, a 60 km od oddziału w Białymstoku. Powstał oddział niewydolny kadrowo - zatrudnia 3 lekarzy. Przy czym jego uruchomienie tak osłabiło Łomżę, że otarliśmy się wręcz o zamykaniu oddziału udarowego w Łomży z powodu kryzysu kadrowego. Po prostu niepotrzebnie powstały dwa oddziały neurologiczne blisko siebie. I zambrowski oddział odciąża bardziej województwo mazowieckie, niż podlaskie, bo położona 30 km dalej Ostrów Mazowiecka nie ma neurologii.
Wspomniała Pani o braku neurologów. Co zrobić, żeby zainteresować młodych lekarzy tą specjalizacją?
- Pierwszy krok już zrobiono. W ubiegłym roku neurologię wpisano na listę specjalizacji priorytetowych. Po pierwsze wiąże się to z dodatkiem finansowym dla rezydenta. To jest też takie wskazanie, że decydenci widzą sytuację, poszedł pewien przekaz pozawerbalny. I mamy nadzieję, że wzrośnie zainteresowanie neurologią. Zresztą widzimy już pewne lekkie ożywienie w tym temacie.
To bardzo trudna i szeroka specjalizacja.
- Neurologia w tej chwili jest bardzo szeroką dziedziną, to jest obecnie w tej chwili chyba najszersza dziedzina medycyny. Zajmujemy się mózgiem, rdzeniem kręgowym, całym obwodowym układem nerwowym i mięśniami. W dodatku zwyczajowo narzuca się nam leczenie dyskopatii i choroby zwyrodnieniowej kręgosłupa, a przecież to nie jest układ nerwowy… Kiedyś interna była najszersza dziedziną medycyny, a teraz z niej powstało 9 specjalizacji. Kardiolog prosi na konsultacje nefrologa, a nefrolog wzywa kardiologa. A neurologia jest ogromna i ciągle jedna.
A w neurologii nie powstają jakieś podspecjalizacje?
- Formalnie nie. Neurologia jest całością. W praktyce już po uzyskaniu specjalizacji, ktoś „specjalizuje się” w obwodowym układzie nerwowym, a ktoś inny w padaczce, ktoś jeszcze w chorobach neurozwyrodnieniowych, a jeszcze inni w udarze czy autoimmunologii. Przy obecnym tempie rozwoju diagnostyki i leczenia w neurologii nie sposób być alfa i omega we wszystkich obszarach tej dziedziny.
Proszę zobaczyć jak neurologia zmieniła się w ostatnich 20 latach. Stała się nie tylko dziedziną diagnostyczną, ale też terapeutyczną. My mamy dużo nowych leków i wiele chorób potrafimy skutecznie leczyć. Jest kilkanaście programów lekowych w neurologii, w tym leki, które wpływają na genom np. w rdzeniowym zaniku mięśni. To jest przełom. Dzieci, które umierały zanim nauczyły się siadać, teraz idą do szkoły na własnych nogach. Podobnie leczenie stwardnienia rozsianego. W naszym szpitalu pracują ludzie chorzy na SM, a nikomu nawet nie przyszłoby do głowy, że maja takie rozpoznanie. Pojawiło się leczenie toksyną botulinową w chorobach takich jak np. dystonie ogniskowe. Skurcz mimowolny mięśni wyłączał ludzi z życia, teraz się podaje toksyną i ci ludzie normalnie funkcjonują. Toksyna przydaje się w spastyczności poudarowej, kiedy powstaje przykurcz. Terapie infuzyjne i głęboka stymulacje mózgu stosuje się zaś w chorobie Parkinsona. Jeszcze kilka lat temu, to wszystko wydawało się science fiction. Teraz to jest dostępne. Kiedyś stawialiśmy rozpoznanie i nie było pacjentowi nic do zaoferowania. Pacjenci nie przychodzili do neurologa, bo leżeli w domu. Oni teraz są aktywnie leczeni. W programach lekowych ciągle przybywa nam pacjentów. Olbrzymi postęp jest też w diagnostyce. Mamy możliwości o jakich kilkanaście lat temu się jeszcze nie śniło. Mamy tomografię, rezonans, PET, badania genetyczne. Mamy leki do trombolizy i trombektomii czyli udrażniania naczyń w udarze niedokrwiennym mózgu. Zmieniło się bardzo dużo w zakresie leczenia i diagnostyki, ale paradoksalnie daje to nam coraz więcej pracy. Pacjentów przybywa chociażby z racji starzenia się społeczeństwa, ale też z racji poprawy diagnostyki i nowych możliwości leczenia. To wszystko może świetnie działać, ale potrzebne są duże zmiany organizacyjne.
Rozmawiała Katarzyna Malinowska-Olczyk