Co trzecia kobieta chora na raka piersi gotowa byłaby rozpocząć mniej obciążające leczenie, licząc się z nawrotem choroby, byleby tylko zachować swoje funkcje rozrodcze - wynika z badań. Problem w tym, że w Polsce niewiele kobiet ma taką możliwość
Leczenie onkologiczne, choć coraz bardziej skuteczne, jest też coraz bardziej agresywne i przez to powodujące bezpłodność. Kobiety leczone z powodu nowotworów mogą utracić płodność np. z powodu zabiegów chirurgicznych |
Z ostatnich badań przeprowadzonych w Anglii ponad 10 lat temu wynika, że tylko jedna trzecia młodych kobiet chorujących na raka piersi przed rozpoczęciem leczenia jest informowana o możliwości zachowania płodności. Nie ma niestety badań, które przedstawiałyby obraz sytuacji w Polsce. Problem w tym, że zachorowalność na nowotwory rośnie - w tym także wzrasta liczba osób młodych chorych przed 40 rokiem życia.
- Z danych Krajowego Rejestru Nowotworów wynika, że w 2012 roku w Polsce na raka zachorowało 76 493 kobiet, z tego u 17 tys. kobiet stwierdzono raka piersi - mówił w Lizbonie dr Wojciech Kolawa z krakowskiego Centrum Medyczne Macierzyństwo podczas spotkania polskiej grupy ekspertów zorganizowanego przez firmę Ferring na tegorocznym kongresie Europejskiego Towarzystwa Medycyny Rozrodu (ESHRE). - Z tego około 5-6 proc. - czyli około 1000 kobiet - to te poniżej 39 roku życia.
Dr Kolawa nie ma wątpliwości, że również polskie kobiety, gdyby miały taką możliwość, wybrałaby mniej obciążające leczenie, nawet biorąc pod uwagę większe ryzyko nawrotu choroby. Zachowanie płodności jest bardzo ważne dla wielu młodych ludzi, którzy po zakończeniu leczenia chcą żyć pełnią życia.
Niestety leczenie onkologiczne, choć coraz bardziej skuteczne, jest też coraz bardziej agresywne i przez to powodujące bezpłodność. Kobiety leczone z powodu nowotworów mogą utracić płodność z powodu zabiegów chirurgicznych, terapii cytostatykami, radioterapii (naświetlanie szyjki, trzonu bądź jajników, bądź też ośrodkowego układu nerwowego może uszkodzić przysadkę mózgową). Szczególnie obciążająca jest chemioterapia.
- Chemioterapia szczególnie toksycznie działa na komórki ziarniste i pęcherzyki pierwotne - tłumaczy dr Kolawa. – Chemioterapeutyki, np. cysplatyna i doxorubicyna (stosowane m.in. w raku piersi) powodują apoptozę pęcherzyków pierwotnych, uszkadzanie naczyń, a także „wypalanie” pęcherzyków pierwotnych już po kilku godzinach od podania chemii. Chemia niszczy dojrzewanie pęcherzyków pierwotnych, niektóre leki, a także radioterapia, powodują przedwczesne wygaszanie funkcji jajników. Około 60 proc. kobiet w trakcie chemii przestaje miesiączkować. Potem u części powraca. Wystąpienie krwawień miesiączkowych nie gwarantuje jednak wcale zachowania płodności. Rezerwa oocytów może być znacząco zmniejszona, nawet gdy po wcześniejszym leczeniu powraca menstruacja.
Współczesna medycyna daje jednak kobietom chorym onkologicznie kilka możliwości zachowania płodności w przyszłości. Większość polskich klinik oferuje krioprezerwację zarodków. Wszystko wygląda podobnie jak w przypadku in vitro. Po stymulacji hormonalnej pobierane są dojrzałe oocyty, które następnie są zapładniane. Zarodki później są poddawane krioprezerwacji. Cały proces wymaga jednak 2-6-tygodniowego odroczenia leczenia onkologicznego i zastosowany może być jedynie u kobiet w stałych związkach.
Krioprezerwacja dojrzałych oocytów to szansa dla młodych kobiet i dziewczyn po okresie dojrzewania płciowego. Stosowana od niedawna metoda witryfikacji zwiększa szanse komórek na przeżycie. W tym przypadku leczenie onkologiczne musi być odroczone na około 2 tygodnie.
Metodą eksperymentalną i fazie badań jest krioprezerwacja niedojrzałych oocytów. Przy tej metodzie nie jest konieczna stymulacja jajników, i nie ma potrzeby odraczania leczenia. Podobnie jest w przypadku krioprezerwacji i reimplantacji tkanki jajnikowej. Laparoskopowo bądź też drogą laparotomii pobierany jest szereg biopsji bądź też cały jajnik. Po odpowiednim wypreparowaniu fragment kory jajnika zamraża się. Po uzyskaniu remisji fragmenty jajnika rozmraża się i reimplantuje do pozostałego jajnika lub do specjalnej kieszonki stworzonej z błony otrzewnowej.
- Skuteczność tej metody zależy od wielu czynników - mówi dr Kolawa. - W ośrodkach o dużym doświadczeniu aktywność tkanki jajnikowej po rozmrożeniu wynosiła nawet 89 proc., a w ośrodkach o małym doświadczeniu 30 proc. Podobnie, jeśli chodzi o ciąże - w doświadczonych jednostkach wynosiła 67 proc. a w mało doświadczonych ponad 10 razy mniej. Również bardzo duże znaczenie ma czas transportu tkanki jajnikowej (optymalny jest w ciągu jednego dnia).
Jeśli chodzi o transplantacje tkanki jajnikowej - czyli wszczepienie tkanki jajnikowej - wykonano około 100 takich zabiegów w Europie. Z tego około 60 - w trzech ośrodkach: w Brukseli, Kopenhadze i Hiszpanii. Uzyskano tam w sumie 13 ciąż. Z kolei 39 transplantacji przeprowadzono w ośrodkach sieci FertiPROTECT i uzyskano tam 8 ciąż. Według innych danych na świecie żyje około 15 dzieci urodzonych dzięki zamrożeniu, rozmrożeniu i reimplantacji tkanki jajnikowej.
W Polsce kilka tygodni temu przeprowadzono pierwszą operację wszczepienia zamrożonej tkanki jajnikowej. Zabieg przeprowadzono w prywatnym szpitalu Gameta w Rzgowie. Pacjentka ma 30 lat i trzy lata temu wykryto u niej złośliwego raka szyjki macicy. Podczas operacji usunięto jej macicę z jajnikami. Po operacji przeszła radio- i chemioterapię. Po skończonym leczeniu onkologicznym lekarze postanowili wszczepić jej zamrożona tkankę. Obecnie jest poddawana terapii hormonalnej. Jeśli będzie chciała mieć własne dziecko, będzie musiała skorzystać z surogacji.
km