Był słoneczny poranek, w lutym bieżącego roku. Spotkaliśmy się z przed wejściem do Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego. Andrzej tego dnia szczególnie tryskał optymizmem i pogodą ducha. Z radością podkreślał, że skończył 72 lata, a jest w doskonałej formie fizycznej.
My - jego koledzy z roku - byliśmy dumni z Andrzeja. A Andrzej - jak poprzednio - pozostał koleżeński i nie stwarzał dystansu pomimo zajmowanych stanowisk. Podziwialiśmy, że bardzo mało osób było mu niechętnych. To było wynikiem życzliwego podejścia do każdego, z którym się spotykał. |
Po wejściu do szpitala serdecznie się pożegnaliśmy. Było to nasze ostatnie spotkanie przed chorobą Andrzeja. Chorobą niedającą szans i w Jego przypadku postępującą wyjątkowo szybko.
Znaliśmy się od 50 lat, tj. od początku pierwszego roku studiów w naszej uczelni. Andrzej był starszy o kilka lat. W czasach liceum uległ wypadkowi tramwajowemu. Amputowano mu lewe podudzie. Leczenie, rehabilitacja i powrót do sprawności zajął mu w sumie trzy lata. Potem wrócił do szkoły. Podziwialiśmy fakt, że nie miał z tym żadnego problemu nie tylko pod względem fizycznym, ale i psychicznym. Odwrotnie - potrafił ze swojej ułomności kpić i żartować. Był pogodny, dowcipny, koleżeński, bezpośredni. Dlatego szybko stał się jedną z głównych postaci całego roku liczącego - jak w tamtych czasach - grubo ponad 200 osób. Z czasem widoczne stawały się główne cechy Andrzeja - zdolności organizacyjne i umiejętność kierowania ludźmi. Należał do kierownictwa roku, został także kierownikiem Studenckiego Klubu CoNieCo. Ta działalność w żadnym stopniu nie kolidowała ze studiami - zaliczał wszystko w terminie. A mówimy o czasach, gdy - używając ówczesnego języka - tzw. odsiew był znaczny. Andrzej stał się jedną z głównych postaci życia studenckiego na uczelni.
Po zakończeniu studiów w 1972 r. nasze losy zawodowe ułożyły się podobnie: obaj zostaliśmy na uczelni i podjęliśmy pracę w zakładach teoretycznych - Andrzej w Zakładzie Anatomii Prawidłowej pod kierownictwem prof. Tamary Jelisiejew, a w końcu lat 70. przeszliśmy do pracy w szpitalu klinicznym - Andrzej do Zakładu Radiologii, pracując pod kierownictwem prof. Jarosława Szmurło.
Szybko skończył przewód doktorski i uzyskał specjalizację. Stał się jednym z najbardziej rozpoznawalnych radiologów w szpitalu klinicznym. Jak poprzednio, koleżeński, gotowy do pomocy.
Po zakończeniu studiów Andrzej także kontynuuje pracę społeczną - działa z pożytkiem w wielu organizacjach. To także jeden z powodów, że w 1988 r. rektor Akademii Medycznej w Białymstoku powierzył Andrzejowi funkcję dyrektora Państwowego Szpitala Klinicznego, którą pełnił przez 6 lat. W 1994 r. został wicewojewodą, a w latach 1995 - 1997 wojewodą białostockim. Po zakończeniu kadencji wojewody został dyrektorem Zarządu Wojewódzkiego Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych (PFRON).
My - jego koledzy z roku - byliśmy dumni z Andrzeja. A Andrzej - jak poprzednio - pozostał koleżeński i nie stwarzał dystansu pomimo zajmowanych stanowisk. Podziwialiśmy, że bardzo mało osób było mu niechętnych. To było wynikiem życzliwego podejścia do każdego, z którym się spotykał.
W drugiej połowie lat 80. nasz kolega z roku Ed Kobylec rzucił hasło zorganizowania zjazdu koleżanek i kolegów, z którymi studiowaliśmy, po 15 latach od ukończenia studiów. Zjazd doszedł do skutku i od tego momentu odbywał się regularnie co pięć lat przez następne 25 lat - czyli do dzisiaj. Andrzej oczywiście wchodził w skład pierwszej grupy organizującej, a także kolejnych pięciu. Nie miało przy tym znaczenia, jak ważną wówczas pełnił funkcję. I skutecznie pracował. Najlepszym przykładem były przygotowania do zjazdu koleżeńskiego w 2012 r. z okazji 40-lecia ukończenia studiów. Ed, sprawujący rolę szefa, z uwagi na chorobę i powikłania był długo niedostępny. Andrzej przejął kierowanie przygotowaniami i zadziwiająco szybko doprowadził do końca główne przedsięwzięcie, tj. zredagowanie i wydrukowanie albumu ze zdjęciami naszych profesorów oraz koleżanek i kolegów z czasów studenckich. Zaprosił także na uroczystą kolację (z tańcami) - by zagrał i zaśpiewał - Janusza Laskowskiego, swojego dobrego znajomego z czasów Klubu CoNieCo, któremu mocno pomagał w początkowym okresie kariery. Zabawa była znakomita, a Janusz Laskowski, który umówił się na trzy godziny - grał i śpiewał niemal do białego świtu.
W czasie zjazdów Andrzej był zawsze jedną z centralnych postaci. I zawsze cieszył się niemałą sympatią wśród koleżanek.
Prace w przygotowaniach do zjazdów roku bardzo nas wszystkich do siebie zbliżyły. Wielka rola w tym Andrzeja, który jak zawsze był pogodny, dowcipny, koleżeński i bezpośredni.
W ostatnim okresie doszła nam jeszcze jedna płaszczyzna kontaktów - z pewnością nienależąca do przyjemnych, ale konieczna - pożegnania koleżanek i kolegów. Andrzej miał zawsze czas i był gotowy uczestniczyć w dalekich niekiedy wyjazdach. Zdarzało się, że obaj wygłaszaliśmy mowy pożegnalne na tym samym pogrzebie.
Po osiągnięciu wieku emerytalnego Andrzej ani nie zakończył pracy zawodowej, ani nie zrezygnował z działalności społecznej. Nadal pracował jako specjalista radiolog. Jednocześnie w 2011 r. został wybrany na sekretarza Okręgowej Izby Lekarskiej w Białymstoku.
Niezmiernie trudno jest pogodzić się z Jego odejściem.
Zapamiętamy Andrzeja jako naszego najbliższego kolegę, przyjacielskiego, gotowego do pomocy, pogodnego i pozostającego sobą przez całe dorosłe życie.
Staszek Sierakowski, kolega z roku