Profesora poznałem osobiście w czerwcu 1958 roku przy okazji przekładania egzaminu z chemii na powakacyjny termin poprawkowy, z powodu zmęczenia sesją letnią z egzaminami z fizyki i biologii.
Profesor Popowicz był bardzo bezpośredni w kontaktach, młodzież studencka lgnęła do niego i dobrze się czuła w jego towarzystwie |
Egzamin zdałem po wakacjach, natomiast w późniejszych latach, jako student zainteresowany kolegami ze starszych lat, zaprzyjaźniłem się z Michałem Jóźwikiem, który pracował w Zakładzie Chemii Ogólnej, prawdopodobnie zatrudniony jako tzw. zastępca asystenta. I tak zacząłem bywać w zakładzie jako osoba zaprzyjaźniona. W tym czasie w zakładzie nikt nie miał jeszcze stopni naukowych, kierownik miał tytuł: zastępca profesora lekarz Juliusz Popowicz.
W zakładzie poznałem wielu studentów, którzy kontaktowali się z profesorem Popowiczem, który sprawował funkcję opiekuna harcerskiego koła studentów. Wśród harcerzy, a także i indywidualnych, uczelnianych turystów namiotowych, zakład wzbudzał znaczne zainteresowanie, ponieważ dysponował pewną ilością prymusów na benzynę z wojskowego demobilu (kuchenki przenośne - red). Te zaś stanowiły nieodzowne wyposażenie harcerskich biwaków. Profesor był bardzo bezpośredni w kontaktach, młodzież studencka lgnęła do niego i dobrze się czuła w jego towarzystwie.
***
W tym czasie (lato 1958) zmarł ówczesny kierownik Zakładu Biochemii profesor Czystochorski i obowiązkiem przeprowadzenia poprawkowej sesji egzaminacyjnej z biochemii został obciążony profesor Popowicz. Niebawem Zakład Biochemii uzyskał nowego kierownika, którym został sprowadzony do Białegostoku profesor Wiesław Tysarowski. Po drugim roku studiów i po odbyciu zajęć i zdaniu egzaminu z biochemii zostałem zaproszony przez profesora Tysarowskiego do pracy naukowej w kole przy Zakładzie Biochemii i częstość moich wizyt w Zakładzie Chemii Ogólnej uległa zmniejszeniu. O ile dobrze pamiętam, w tym okresie profesor Popowicz odbywał staż naukowy w Szwecji w laboratorium profesora Blixa i wkrótce po powrocie uzyskał stopień naukowy doktora.
Częstość moich kontaktów z Zakładem Chemii Ogólnej ponownie wzrosła w końcowym okresie studiów i wtedy byłem już częstym gościem w zakładzie. Oprócz Michała Jóźwika poznałem już większość asystentów, szczególnie dobrze Krzysztofa Zwierza i Andrzeja Różańskiego. Mając za sobą pracę naukową w Zakładzie Biochemii, przy osobistych preferencjach tego typu pracy zamiast praktyki lekarskiej, podjąłem rozmowy z profesorem Popowiczem na temat możliwości zatrudnienia na etacie asystenta w tymże zakładzie. Z braku etatów asystenckich w marcu 1964 roku zostałem na rok zatrudniony na pół etatu i tak rozpocząłem swoją karierę naukowo-dydaktyczną.
***
W laboratorium w Szwecji profesor Popowicz zajmował się kwasem sialowym, występującym w glikoproteinach wchodzących w skład śluzu. Doświadczenia profesora wyniesione z tego laboratorium zwróciło szczególną uwagę na związki określane dzisiaj mianem glikokoniugatów. Badanie ich struktury i metabolizmu stało się wiodącym tematem badań naukowych w Zakładzie Chemii Ogólnej, kontynuowanym do dnia dzisiejszego.
Jako pierwsze zadanie otrzymałem izolację mucyny ze ślinianek bydlęcych. Zakład nie dysponował praktycznie typowym wyposażeniem laboratorium biochemicznego, stąd rozdrabnianie ślinianek musiałem prowadzić w zwykłej maszynce do mięsa. Było to niewykonalne, ponieważ śliski materiał wychodził z powrotem z maszynki, natomiast rozdrabnianie przez miksowanie kończyło się powstawaniem ogromnej ilości piany. Zadanie to otrzymał ktoś inny, ja zaś, jako wprawkę do pracy naukowej, dostałem tłumaczenie z języka angielskiego publikacji opisującej oznaczane kolorymetryczne glukozoaminy. W tym zakresie zostałem przydzielony do współpracy z Michałem Jóźwikiem zajmującym się oznaczaniem zawartości glukozoaminy w tkankach. Procedura obejmowała hydrolizę tkanek w kwasie solnym, który przed kolorymetryczną procedurą oznaczania należało usunąć z hydrolizatu.
Tego typu analizy prowadzono w kilku pracowniach, stąd technicy mieli pełne ręce roboty, ponieważ usuwanie chlorowodoru odbywało się przez wielokrotne odparowywanie hydrolizatu pod zmniejszonym ciśnieniem pod pompką wodną. Innym problemem technicznym była chromatografia bibułowa hydrolizatów, czym zajmowali się asystenci Profesora Andrzej Różański i Krzysztof Zwierz.
***
Profesora cechowała pomysłowość. Na bazie torfu i fenolu wypróbowywał przydatność otrzymanej masy plastycznej. W tym celu profesor sporządził gipsowy odcisk swojej twarzy. Niestety tworzywo było porowate i dalsze eksperymenty |
W tamtych latach zajmowaliśmy się bardzo intensywnie opracowywaniem prostych urządzeń własnej konstrukcji, które skracały i ułatwiały laboratoryjne procedury. Aparatura laboratoryjna z prawdziwego zdarzenia była zupełną rzadkością. Dwa dość ważne urządzenia udało się profesorowi sprowadzić do zakładu. Jednym z nich był izotermiczny chromatograf gazowy GC 2 firmy Beckman, drugie urządzenie to homogenizator ultradźwiękowy z sondami do homogenizowania biologicznego materiału w probówkach lub w małej wanience. Była to nowa technika rozdrabniania tkanek i profesor wykonał prosty test przydatności homogenizatora do naszych celów. Po zhomogenizowaniu w probówce roztworu jodku potasu z dodatkiem zawiesiny skrobi - pod wpływem ultradźwięków jony jodkowe ulegały utlenieniu do wolnego jodu i roztwór zabarwił się na niebiesko. Postawiło to pod znakiem zapytania przydatność tego urządzenia do badań strukturalnych i enzymatycznych, natomiast jako urządzenie przydatne w badaniach mikrobiologicznych zostało przekazane odpowiedniemu zakładowi.
***
Zajęcia ćwiczeniowe z chemii ogólnej odbywały się w ogromnych kilkudziesięcioosobowych grupach. Jako asystent wykładowy chodziłem z profesorem na wykłady do auli w tzw. bloku D (dziś Colegium Universum). Zawsze ubrany w popielaty fartuch profesor wykładał z głowy, bez czytania. W godzinach wolnych od dydaktyki profesor, asystenci i technicy, a czasem i goście, spotykali się w bibliotece zakładu na codziennym ceremoniale picia herbaty. W szczycie długiego stołu siedział profesor, na stole stał mały czajnik z herbatą i wielki z gorącą wodą. Z powodu marnych gatunków herbaty na rynku, napar zastępowano wywarem, rozcieńczanym w kubkach wodą z dużego czajnika. Spotkania te miały charakter codziennych zebrań, rozmawiano na różne tematy od naukowych do dydaktycznych aż do zupełnie luźnych i osobistych.
W początkowym okresie funkcjonowania zakładu, kiedy profesor przyjechał z Wrocławia do Białegostoku, jak większość kadry uczelni mieszkał okresowo z rodziną w zakładzie. Do gabinetu profesora przylegał z jednej strony sekretariat, z drugiej ogromny salon z fortepianem i mniejszym pomieszczeniem służącym za kuchnię. Z czasem profesor otrzymał własne mieszkanie w budynku uczelni zlokalizowanym za szpitalem PSK. W ramach zagospodarowania swojego gabinetu Profesor obudował pomieszczenie belkami i półkami z sosnowych desek, które własnoręcznie opalał na brązowo palnikiem laboratoryjnym. Wysokie pomieszczenia zakładu umożliwiły profesorowi powiększenie gabinetu przez dobudowanie antresoli, do której prowadziły schody wykonane z takich samych opalanych desek.
Egzaminowanie studentów profesor prowadził osobiście za pomocą losowanych kartek z pytaniami. Podczas egzaminu, oprócz profesora i studenta, zawsze był obecny asystent w roli świadka.
***
Profesora cechowała pomysłowość w postaci podejmowania różnych eksperymentów chemicznych, np. na bazie torfu i fenolu wypróbowywał przydatność otrzymanej masy plastycznej. W tym celu profesor sporządził gipsowy odcisk swojej twarzy. Na tej podstawie wykonano ołowianą formę, w której odlano z nowego plastiku fragment twarzy profesora. Niestety tworzywo było porowate i dalsze eksperymenty zostały zaniechane. Natomiast ołowiana forma służyła w zakładzie jeszcze przez wiele lat jako solidny ciężarek laboratoryjny.
Wśród pracowników uczelni współpracownikami profesora Popowicza, lub asystentami w zakładzie, byli m.in. prof. Maciej Kaczmarski, prof. Maciej Szmitkowski, dr Jarosław Diakowski, ponadto osobami sympatyzującymi, czy często odwiedzającymi profesora - prof. Ida Kinalska, prof. Andrzej Kaliciński i prof. Moniuszko-Jakoniuk.
Wspominał: A. Gindzieński